Rozdział 11.

3.1K 128 8
                                    

Luke

Wysłuchałem tej prawy. Całej prawy, a jednak wiedziałem, że to nie jest koniec niespodzianek. Ona, ona cała odmieniona była dla mnie niespodzianką, zagadką. Bolało mnie to, że dzień po jej urodzinach dowiedziałem się o tym. Zepsułem jej dzień, jej imprezę, jej urodziny. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Miało to wyglądać inaczej. Nie wiem co sobie myślałem, kiedy pytałem ją czy jest tym kimś, kto chciałem zniszczyć. Musiała wysłuchiwać o nim wszystko, kiedy mówiłem. To było silniejsze, aby zapytać. Nie chciałem dalej drążyć tego tematu. Miałem się dowiedzieć i odpuścić. Wiedziałem jak zadręczała się, kiedy byłem w szpitalu. Od przyjaciół dowiedziałem się, że nie chodziła do szkoły, siedziała całe dnie i noce u mnie. Teraz nie była tą małą dziewczynką, moją małą przyjaciółką, która była wyższa ode mnie, która wkurzała się o każdy całus w policzek. Stała się odważniejsza, nieustraszona. Nie podobna do tej, którą znałem od małego, od piaskownicy i to dosłownie. Wcześniejsza wersja jej była nieśmiała, ale mocno waleczna jak na swój wiek, ale i bardzo rozumna. A teraz? Doszły jej nowe cechy, ale odeszła jej nieśmiałość. Gdy drzwi od pokoju otworzyły się, a ona wybiegła, o mało co nie potykając się, zrozumiałem, że to koniec. Straciłem ją. Pisałem do niej - nie odpowiadała. Kiedy dzwoniłem to włączała się poczta - wyłączyła telefon. Dziewczyny pocieszały, mówiły, że musi ochłonąć, że wróci, a reszta bombardowała ją wiadomościami. Nie wytrzymałem, kiedy nie odebrała ponownie. Wstałem i wyszedłem. Pożerała mnie ciemność, ale i tak miałem to gdzieś. Narzuciłem kaptur na głowę. Dobrze, że ona miała bluzę Hood'a przepasaną na biodrach. Napisałem jej parę wiadomości. Liczyłem na to, że na którąś mi odpisze. Przeliczyłem się, bo gdy znowu zadzwoniłem było to samo - poczta i wyłączony telefon. Też postanowiłem wyłączyć telefon. Nie chciałem mieć z nikim kontaktu. Chciałem być sam. Musieli to uszanować.

" — Luke wiem... Wiem, że mnie nienawidzisz. Do cholery wiem o tym, ale uwierz mi, że nie mogłam inaczej. "

Nie mógłbym jej nienawidzę. Wiem, że tak to przyjęła, bo tyle mówiłem o jej osobie. Jak bardzo nienawidziłem go, że za każdym razem zalewała mnie krew, kiedy widziałem go na starcie, że odebrał mi to, na co bardzo długo pracowałem. Na tytuł. Nie nadaremno pracowałem na początku w każdy weekend i wolne jakie mieliśmy w szkole, aby to poszło w błoto. Słyszałem wiele historii na jego temat, a raczej jej. Nigdy, ale to przenigdy nie było wersji, że to mogłaby być kobieta. W regulaminie nie było, że dziewczyny nie mogły brać udziału. Był tylko jeden przepis. Nie mogły się ujawnić. Gdyby się któraś ujawniła - musiałaby być kimś ważnym w brudnym świecie. Jednak było to bardzo niebezpieczne. Jedna bardzo ładna dziewczyna nie bała się niczego ani nie cofała się przed niczym. Nie śniło się nawet to organizatorom tego całego wielkiego gówna. Nawet już mnie to nie obchodziło, że mniejsza ode mnie Amy wygrała ze mną parę razy na motocyklu, na cholernie niebezpiecznym ścigaczu. Dla tej dziewczyny powinien być szacunek, z całego serca. Jeszcze cały czas myślałem o tym całym chłopku. John. Domyślałem się, że musiał ją jakoś krzywdzić. Czułem to. Sądząc po jej wybuchowym charakterze nie dała sobie tego poznać, że ktoś ją skrzywdził i bardzo go bolało. Należało mu się. Przeczesałem ręką włosy. Gdzie ona mogłaby być? Przystanąłem na chwilę przed jej domem. Może powinienem tam sprawdzić? Mogła przecież wrócić do domu, właśnie. Do wujków. Mogła zamknąć się w pokoju i płakać. Jak miałem się dostać do środka? Nie mogłem normalnie zadzwonić dzwonkiem i zapytać "Dobry wieczór, czy jest może Amy? Wyszła od Calum'a i nie odbiera ani nie odpisuje". Jej wujek na pewno ruszyłby na poszukiwania, a jego żona rano na policję.

"W środku tygodnia nie mogę wychodzić na imprezy, Luke. Na to mam patent. Mam zawsze otwarte okno w pokoju. Tamtędy się wymykam".

No tak! Jasne! To było takie przecież oczywiste. Było zgaszone światło. Albo nie było nikogo albo położyła się do łóżka. Tak czy siak, musiałem sprawdzić. Każda opcja była dobra. Wdrapałem się na drzewo, a potem otworzyłem okno. Wskoczyłem do środka. Zapaliłem światło. Pusty pokój, puste łóżko, pusta łazienka. Nie było jej. Popatrzyłem na biurko. Zeszyt, zeszyt, obrazek klifu, podręcznik, zeszyt. Zaraz! Co? Wziąłem do ręki i przyjrzałem się bardziej. Przecież nie mogłaby go odkryć. Nie miała jak. Tylko ja tam przychodziłem, nikt nie wiedział o tym miejscu aż do teraz. Wyszedłem z jej pokoju, wcześniej gasząc światło. Ruszyłem prosto na klif. Pokonałem trasę szybciej niż zamierzałem. Rozejrzałem się dokładnie, ale nikogo nie było. Ze złości kopnąłem kamień. Czy zawsze musiałem mieć pecha w życiu? Czy chociażby raz nie mogłem mieć szczęście? Usiadłem na ziemi i spojrzałem na panoramę miasta, potem na niebo. Ciemne chmury, ręcz czarne. Zapowiadała się kolejna deszczowa noc. Krople deszczu zaczęły bardziej spadać, a ja nadal byłem na ziemi. Oparłem głowę o kolana. Zniszczyłem jej urodziny. Poczułem coś mokrego na policzkach i to wcale nie były krople deszczu. To były moje łzy. Przetarłem policzki rękawem od bluzy i położyłem rękę na mokrej już trawie. Jak można byłbym głupim, aby zniszczyć urodziny swojej przyjaciółki? Dopiero co ją odzyskałem po tylu latach i znowu mam to na nowo przeżywać? Tak naprawdę nie obchodziło mnie czy była tą osobą, która wcisnęła mnie do ziemi po wyścigu czy nie była nim. Liczyło się dla mnie, że była. Taka czy inna. Nie ważne czy jest definicją strachu czy nie. Nie ważne czy jeździ w wyścigach czy nie. To wszystko było nie ważne. Ważne, najważniejsze było to, że ona tutaj była. Była w Sydney, mogłem się z nią widzieć, mogłem się z nią przyjaźnić, codziennie widywać. Raczej mogłem. Teraz i tak już twierdziła, że ją nienawidzę. To nie prawda. Na początku byłem zły, że nie powiedziała mi od razu. Ale czego ja się mogłem po niej spodziewać, jak wtedy w tym ciemnym zaułku na nią naskoczyliśmy? I tak dobrze wyszła z opresji. Za to ją kochałem. Umiała wychodzić cało w każdej opresji. Za to, że radziła sobie z każdą sprawą. Za to, że odnosiła zawsze sukcesy. Zawsze patrzyłem na nią z podziwem. Radziła sobie znakomicie w życiu, ale tak jak ogień, musiała kiedyś wygasnąć i zapłonąć w innej dziedzinie, a ja wylałem na nią kubeł zimnej wody i ponownie zgasła. Pomyśleć, że kilka godzin temu śmialiśmy się razem z jakieś beznadziejnej komedii. Wszystko spieprzyłem! Deszcz rozpadał się na dobre. Założenie kaptury nic by nie dało, dlatego zostawiłem tak był, aby deszcz pada na moje - i tak mokre - włosy. Po pewnym czasie grzywka opadła, a ja wstałem z zimnej i mokrej ziemi. Byłem przemoczony do suchej nitki, a deszcz padał dalej. Ruszyłem na molo.

bad girl → luke hemmings  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz