Rozdział 5.

4.1K 163 7
                                    

— Amy! — Krzyknął ktoś prosto nad moją głową. A ja podejrzewałam kto.

— Wyjdź! — Rozkazałam. Usłyszałam chichoty, więc moja mini groźba nie podziałała. Warknęłam przekleństwo pod nosem i podniosłam się na łóżku. Z mordem w oczach, spojrzałam na moich przyjaciół. Mogłam ich już tak nazwać. Nawet po tak krótkiej znajomości. Przeskanowałam ich wzrokiem. Mieli na sobie czarne, długie spodnie z dziurami na kolanach. Tom miał szarą koszulkę z napisem "Black", a Kazz czarną z białym napisem. Obaj mieli skórzane kurtki. Domyśliłam się, co było grane. Jęknęłam pod nosem. Obaj uśmiechnęli się od ucha do ucha.

— Dalej, dalej, nie mamy dużo czasu. — Powiedział Kazz. — Tom, idź jej coś tam wybierz.

— Chwila, chwila, poczekaj. Do czego mamy mało czasu? Mamy dzisiaj na drugą lekcje, jest przed siódmą.

— Nie idziemy dzisiaj do szkoły, kretynko! — Oznajmił Tom, który popukał się po głowie, chcąc mi pokazać, że mam tam mam miazgę zamiast mózgu. Chciałam mu dogryźć i powiedzieć, że każdy człowiek pokazuje tam, gdzie go boli, ale nie chciałam ranić jego wybujałego ego. — Black ma spotkanie.

— Zaraz! Co!? — Krzyknęłam i szybko wstałam z łóżka. Spojrzeli się na mnie, a Tom to co miał już w ręce, wypuścił na podłogę. Kazz momentalnie jęknął.

— Czemu... Jak... Dlaczego masz białe włosy!?

— Długa historia, Kazz. — Machnęłam ręką. — Jakie spotkanie? Jak wy o tym wiecie?

— Po wyścigu podszedł do nas jakiś facet, umówił się na dziś. Powiedzieliśmy, że przedstawicielka Black'a przyjdzie, no czyli ty. — Wytłumaczył Tom, zbierając ubrania z podłogi.

— Czego on chce?

— Tego nie wiemy. Był bardzo zdeterminowany, aby spotkać się z tobą. Ale tak czy inaczej — wcisnął mi w ręce jakieś ubrania i popchnął w stronę łazienki — to ważne. Mamy naprawdę mało czasu, a ty wyglądasz jakbyś... Dopiero co wyszła spod ciężarówki z słoniami.

Otworzył drzwi i wepchnął mnie z całych sił. Boże! Co za bezczelne małe gówno!

— To bolało! — Krzyknęłam w stronę. W odpowiedzi dostałam tylko śmiech. Wzięłam jednego mojego kapcia i rzuciłam w drzwi. Prychnęłam pod nosem, kiedy zanieśli się bardziej śmiechem. Spojrzałam na ubrania, które mi wybrał. Czarne spodnie, czarna krótka bluzka z ćwiekami, rękawiczki, wybrał nawet moje ulubione czarne buty! Zrobiłam zdziwioną minę na ulubiony komplet bielizny. No, chłopak miał przynajmniej lepszy gust od mojego. Może powinnam go tak... Jakby zatrudnić jako mojego stylistę? Zdjęłam z siebie piżamę, którą wrzuciłam do kosza. Wskoczyłam pod prysznic, z którego wyszłam po pięciu minutach. Wytarłam się puchowym ręcznikiem i założyłam ubrania. Zrobiłam bardzo mocny makijaż, aby podkreślał moją rolę. Założyłam naszyjnik i wyszłam z pomieszczenia. Czekali na mnie rozłożeni na łóżku. Znowu prychnęłam.

— Musisz coś zjeść. — Powiedział blondyn, na co machnęłam ręką. Wyszłam z pokoju, zeszłam na dół. Sprawdziłam na lodówce, czy nie ma żadnej nowej kartki od Ann'y. Nie było, więc poszłam do korytarza. Tam założyłam moją kurtkę. Usiadłam przed domem i zapaliłam. Spaliłam do końca. Ich jeszcze nie było. Zamknęłam oczy i delektowałam się światłem. Naturalna witamina D.

— Jedziemy? — Powiedział ktoś za mną. Podskoczyłam w miejscu. Moje serce biło z podwójną, jak nie z potrójną siłą. Wstałam i spojrzałam na... Oczywiście! Kazz! Bo kto to mógłby inny być? Tylko on.

— Boże! Ty dupku! Zginiesz kiedyś w piekle za straszenie mnie i innych! Zgnijesz tam! A potem się spalisz. — Walnęłam go w ramię, a on teatralnie chwycił się za nie i udawał, że go to zabolało. Wywróciłam na to oczami. — Jedziemy moim prawda? — Zapytałam, a on przytaknął ruchem głowy. Ucieszyłam się jak małe dziecko. Podskoczyłam w miejscu i klasnęłam w dłonie. Wreszcie! Mieli jechać ze mną drugi raz w życiu. Otworzyłam pilotem garaż i ukazało się moje cudeńko. Wsiedliśmy do czarnego wozu i ruszyłam. Zamknęłam garaż i dołączyłam się do ruchu. Nie było aż tak tłoczno. — Gdzie mam dokładnie jechać?

bad girl → luke hemmings  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz