— Dobra. Ann, idziemy.

Usłyszałem kroki. Ashton został sam.

— Możesz usiąść przy drzwiach? Tak będzie lepiej nam się rozmawiać.

Zrobiłem to co powiedział. Oparłem się o ścianę i przyciągnąłem nogi do klatki piersiowej.

— Ile znacie się z Amy?

— Trzynaście lat.

— Luke... To bardzo, ale to bardzo dużo lat. Teraz przez ten czas, zauważyłem, że żyjecie jak jeden organizm. Tam gdzie ty, tam ona. Tam gdzie ona, tam ty. Rozumienie się bez słów. Może nie jestem dobry w tym całym gównie, zwanym potocznie miłością, ale nie tylko ja to zauważyłem, Luke. Myślisz, że nie zauważyłem tych spojrzeń, które jej posyłasz? Są tak przepełnione miłością i troską. Z resztą! Nie tylko ja to widziałem! Dziewczyny jak i chłopcy też to widzą. A wiesz ona na ciebie patrzy? Z taką miłością i jeszcze większą troską od twojej. Może jest silna, ale jest mocno wrażliwa. Przecież wiesz, prawda? Przyjaźnicie się, a wiesz co to znaczy? Musisz jej powiedzieć, koniec sekretów i tajemnic. Nie to, że cię zmuszam Luke, ale... Musisz być z nią szczery, wiesz o tym? Luke, musisz być szczery z nami i przede wszystkim z nią. Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? — Zaśmiał się. — Bardzo się zmieniłeś od tamtego czasu. Normalnie o sto osiemdziesiąt stopni. Pamiętam to. Byłeś zamknięty w sobie, strasznie się bałeś. A teraz? Najlepszy-drugi kierowca na kontynencie! Pamiętasz ten wyścig za Amy? Zaimponowała mi! Wtedy jak ci zdzieliła i uciekła! Już wtedy wiedziałem, że jest z niej silna babka. Albo wtedy na korytarzu! Michael nieźle dostał. — Przerwał na chwilę. — Masz takie... motylki w brzuchu? Albo serce ci przyspiesza przy niej albo wtedy kiedy cię dotknie? — Chciał pewnie odpowiedź, ale nie mogłem się odezwać. — Luke, ja wiem, że boisz się miłości po tym jak Ashley cię skrzywdziła, ale Amy to nie jest ona. Weź to pod uwagę.

Wstałem gwałtownie z ziemi i przeszedłem parę razy od ściany do łóżka. I tak w kółko. Ash przypomniał to co nigdy nikt nie powinien. Przypomniał mi o Ashley - dziewczynie, która złamała doszczętnie moje serce na drobny mak. A to wszystko tylko do zakładu. Od niej... Od niej nie było miłości. Tylko ja głupi się zakochałem. Podszedłem do gitary, którą dostałem od niej na szesnaste urodziny. Miałem ją schować, wyrzucić, cokolwiek. Jednak miałem ją w pokoju. Chwyciłem ją i roztrzaskałem o ziemię. Byłem tylko zły. Mocno wściekły. Buzowała we mnie tylko złość. Huk rozniósł się po całym domu.

— Luke! Co ty robisz?!

Jeszcze on. Miałem ich dość. Tak bardzo dość, że byłbym wstanie zagłuszyć go i wszelkie próby rozmowy. Nie powinienem w ogóle z nim rozmawiać! Spojrzałem na gitarę. Chwilę później zrozumiałem co zrobiłem. Rozwaliłem tą gitarę, która została po niej. Tą gitarę, na której uczyłem ją grać. Upadłem na kolana obok rozwalonego instrumentu. Poczułem łzy spływające po policzkach. Znowu byłem słaby. Zachowywałem się dokładnie tak jak wtedy - tak samo jak dwa lata temu, kiedy to ona ze mną zerwała, mówiąc że to tylko zakład. I jak jak wtedy, kiedy dowiedziałem się, że ta Amy jest moją Amy. Poczułem lekkie ukucie w klatce piersiowej. Moja Amy...

— Luke, otwórz te drzwi. Proszę!

— Ash! Idź sobie! Chcę być sam!

— Ale Luke!

— Proszę! Idź Ashton! Zostaw mnie! Chcę być sam!

Mój ciszy szloch rozniósł się po pokoju. Ashton pewnie też go słyszał.

— Przyjdziemy jutro. Luke — powiedział i już go nie było.

Zostałem sam tak jak chciałem. Czemu całe życie musiało być takie trudne? Czemu musiałem wszystko psuć? Wziąłem szczątki rozwalonej gitary na rękę, położyłem ją obok łóżka, a sam na nim usiadłem, chowając twarz w ręce. Blondynka, ciepłe i niebieskie oczy, malinowe i pełne usta, słodkie perfumy... To była Ashley. Ta dziewczyna nieraz nawiedzała mnie w snach zanim pojawiła się niska, słodka, czarnowłosa, teraz białowłosa dziewczyna z brązowymi oczami, pełnymi i bladoróżowymi ustami. Od pojawienia się Amy, główną rolę w moich snach przejęła ją właśnie ona. Ona, którą znałem od piątego roku życia. Przesypiałem całe noce, nie chodziłem zmęczony. To wszystko straciłem w dniu dzisiejszym. Straciłem osobę, którą kochałem. Kochałem? Och, tak. Bardzo mocno. Czułem się przy niej tak inaczej. robiło mi się ciepło na sercu, kiedy ją widziałem, miałem te motylki w brzuchu. Może mieli rację? Może bałem się miłości, bałem się odrzucenia od drugiej strony? Może mój organizm chroni się przed ponownym bólem? Bólem w klatce piersiowej, złamanym sercem? Spojrzałem na gitarę zeszklonymi oczami. Nie myślałem o niczym więcej, wręcz nie chciałem myśleć o niczym innym jak o chwili spokoju i żadnych myśli.

**

— Luke! Otwieraj proszę!

Spojrzałem zdziwiony na drzwi. Ranek? To już było rano? Przesiedziałem całą noc nic nie robiąc... To nowość. Położyłem się na łóżku, na plecach. Nie chciałem patrzeć na nikogo. Czemu nie mogli tego uszanować? Chciałem spokoju. Pieprzony spokój.

— Luke! Cholera jasna! To nie są żarty! Twoi rodzice dziś wracają! Nie dokładaj im zmartwień! Wzruszyłem ramionami, choć i tak przecież tego nie zobaczą. Ktoś zapukał delikatnie w drzwi, przez chwilę była tylko głucha cisza.

— Luke — powiedziała Rose. — Proszę, otwórz mi. Otwórz nam.

Czemu oni zawsze musieli wtykać nosy w nie swoje sprawy!?

— Calum, widzisz, co się dzieje. Daj im spokój. Jest tak samo uparty. A co z Amy? — Ashton wydawał się nadzwyczajnie spokoju.

— Michael napisał, że bez zmian. Próbują ją przekonać, ale nie odezwała się ani słowem. Ale za to słuchać jej czyny. Rozwaliła już pewnie pół pokoju — powiedział Tom.

— Luke też wczoraj coś rozwalił. Stawiam na tą gitarę, tą wiesz którą i od... — Ashton ściszył głos.

— Co ty zrobiłeś?! — krzyknęła Rose.

Rozmawiali pewnie o niebieskookiej. Zerwałem się z łóżka. Może byłem już na granicy szaleństwa, ale miałem ochotę i czułem tą ochotę rozwalenia czegokolwiek. Złość, która we mnie rosła i rosła, sięgnęła znowu swojego zenitu. Czemu musieli mi o niej przypominać?! Nie mogli odpuścić i pójść do szkoły? Chwyciłem pierwszą lepszą rzecz, która była mi pod rękę i rzuciłem z całej siły o podłogę. Okazał się, że to był budzik. Trzask rozniósł się po pustym domu, a Rose, która stała za drzwiami pisnęła ze strachu.

— Luke! Co ty robisz?!

Oczy znów zrobiły mi się wilgotne od łez. Nie kryłem ich, pozwoliłem im spływać po policzkach. Usiadłem na podłodze, opierając się o łóżka. Załkałem głośno. Czemu musiałem mieć tak pod górkę? Czemu nie mogłem mieszkać w Miami, razem z Amy? Nie poznałbym wtedy wspaniałych przyjaciół. Na dobre i na złe.

— Idźcie sobie! Chcę być sam — powiedziałem, łamiącym się głosem.

— Luke, ale nie...

— Powiedziałem coś kurwa! Chcę być sam! Rozumiecie!? Sam! — krzyknąłem z całej siły, przerywając Calum'owi. Na szczęście, nikt się nie odezwał. Usłyszałem tylko trzask drzwi. Zostałem w pokoju, nie ryzykując. Ktoś zawsze mógł zostać. Schowałem twarz w dłonie i ponownie rozpłakałem się na dobre. 

🏀🏀🏀🏀

Słowa po korekcie: 1723

Słowa przed korektą: 1515

Data korekty: 21.08.2019

Data opublikowania: 25.11.2016

Wszelkie komentarze, dotyczące błędów są już nieaktualne. Niektóre sceny zmieniły się

bad girl → luke hemmings  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz