twenty two

9.5K 366 45
                                    

Ułożyłam dłoń na miejscu bólu. Chłopak nagle zniknął mi z oczu, usłyszałam szybkie kroki, z czego wywnioskowałam, że uciekł.

Skądś znam jego głos.

Spojrzałam w dół i zobaczyłam nóż. Wbity we mnie.

Nie pamiętam, jakim cudem znalazłam się przy domofonie Camerona. Nacisnęłam guzik i nie puszczałam go. Usłyszałam dźwięk oznajmiający, że Cam udostępnił mi wejście na jego podwórko. Weszłam na posesję, lecz od razu tego pożałowałam. Ból nasilał się, a chodzenie tylko pogarszało sprawę. Zsunęłam się na słupku i zaczęłam przeraźliwie wołać mojego przyjaciela. Po paru sekundach usłyszałam jego głos, który w tej chwili był dla mnie zbawieniem.

- Mała, wszystko okej? - spytał, stojąc nadal na tarasie. Jeszcze niczego nie widział. Patrzyłam na niego z bólem i łzami w oczach. Nie odezwałam się. Chłopak w końcu zauważył, że coś jest nie tak, więc podbiegł do mnie. Kiedy zobaczył nóż wbity w moje ciało, jego twarz pobladła. Przełknął głośno ślinę i wyciągnął telefon, chcąc zadzwonić na pogotowie.

Nie miałam już siły na nic. Poczułam jego dłoń układającą się wokół mojej rany. Słuchałam jego histerycznej rozmowy z ratownikiem medycznym. Jego głos powoli się łamał. Nie chciałam, aby płakał. Po paru minutach chłopak zakończył rozmowę, a ja spojrzałam na niego wzrokiem pełnym strachu, ze łzami w oczach.

- Wszystko będzie dobrze - uspakajał mnie, choć wiedziałam, że uspakajał także siebie.

- Nie płacz, Cam - wyszeptałam, kiedy zauważyłam łzy spływające po jego policzkach. Nawet nie zorientowałam się, kiedy dłoń chłopaka znalazła się na moim policzku.

- Tylko nie zamykaj oczu, proszę cię - mówił. - Za parę minut przyjedzie karetka.

Te 5 minut trwało dla mnie wieczność. Z każdą chwilą coraz gorzej słyszałam Camerona, świat powoli zaczynał wirować mi przed oczami. W ustach poczułam metaliczny smak krwi. Chłopak co chwila mówił mi te wszystkie rzeczy, wspierał mnie. A ja czułam się coraz gorzej.

- Mia, patrz na mnie, proszę. Nie zamykaj oczu - mówił, głaskając mnie po policzku.

- One... same się... zamykają - powiedziałam bezsilnie.

Usłyszałam tylko, jak Cameron mówi, że karetka już jedzie.

A potem była już tylko ciemność.

Cameron

- Mia... Mia, nie.

Potrząsnąłem nią lekko, ale bezskutecznie. Dziewczyna zemdlała w chwili, kiedy pod dom podjechała karetka.

To wszystko działo się zbyt szybko. Ratownicy w mgnieniu oka znaleźli się przy Mii. Położyli ją na noszach i wjechali z nią do karetki. Kiedy odjechali, nie myśląc za wiele wsiadłem do samochodu i pojechałem za nimi. Karetka zniknęła mi z pola widzenia, ale od razu przypomniałem sobie adres, który podał mi ratownik. Docisnąłem pedał gazu i po paru minutach byłem pod szpitalem. Jak poparzony wybiegłem z auta, zamykając je na prędce. Dobiegłem do recepcji i zapytałem o moją przyjaciółkę. Kiedy recepcjonistka spytała o to, kim dla niej jestem, wahając się przez chwilę odpowiedziałem, że przyrodnim bratem.

- Sala 234, piętro 2.

Pobiegłem do windy, po drodze krzycząc krótkie "Dziękuję!" do kobiety. Wsiadłem do niej i wjechałem na drugie piętro. Zacząłem szukać sali nr 234.

Znalazłem. Sala operacyjna.

Zsunąłem się bezsilnie po ścianie na podłogę, w odległości paru metrów od wyjścia z sali.

Przeraziłem się okropnie, kiedy zobaczyłem Mię przy mojej furtce, siedzącą przy słupku. Nie wiedziałem, co się stało, więc podbiegłem do niej prędko. I dopiero wtedy zobaczyłem ten nóż.

Jak przez mgłę pamiętam to, co działo się później. Nie potrafię przypomnieć sobie, co mówiłem do ratownika lub do Mii. Nie pamiętam nawet, czy w jakiś sposób pomogłem ratownikom we wniesieniu Mii do karetki. Nie pamiętam, jak dostałem się do auta. Wszystko działo się zbyt szybko.

Minęło pół godziny, kiedy zorientowałem się, że powinienem zadzwonić do Jacka i Shawna. Trzęsącymi się rękoma wybrałem numer do tego pierwszego. Wiedziałem, że nie muszę dzwonić do Shawna, bo jestem pewny, że jest w tej chwili u Jacka. Po paru sygnałach kumpel w końcu odebrał telefon.

- No co tam, stary? - powiedział, śmiejąc się z czegoś.

Przykro mi, że muszę popsuć ci humor.

- Jack... - zacząłem, ale w tym momencie chłopak mi przerwał, zapewne słysząc mój załamany głos.

- Co się stało? - momentalnie hałas, jaki panował w pomieszczeniu, ucichł.

- Mia... jest w szpitalu.

- Jak to?

- Ktoś...- nie potrafiłem tego powiedzieć. Nie chciało mi to przejść przez gardło, wielka gula skutecznie mi to uniemożliwiała. Ale nie miałem innego wyjścia. - Ktoś ją zaatakował. Nożem.

Przez paręnaście sekund nie słyszałem jego głosu w słuchawce.

- Jack?

- Jak to... ktoś zaatakował ją nożem? - głos mu się załamał.

- Nie wiem. Przyszła do mnie i zadzwoniła na domofon, a kiedy otworzyłem jej furtkę, usłyszałem jej krzyk. Wybiegłem z domu i ją zobaczyłem. - sam sobie się dziwiłem, że się nie jąkałem. - Siedziała oparta o słupek od bramy, więc podbiegłem do niej, by sprawdzić, co się stało. I zobaczyłem nóż. Wbity w jej brzuch.

Znów w słuchawce zapanowała cisza. Nie wiedziałem, co mam o tym myśleć.

- Podaj mi adres tego szpitala, teraz.

Zrobiłem to, co mi nakazał i rozłączyłem się. Włożyłem głowę między kolana i zacząłem cicho płakać. Po parunastu minutach usłyszałem szybkie kroki. Wiedziałem, że Jack przyjechał z Shawnem.

- Co z nią? - spytał, podbiegając do mnie. - Cameron!

- Nie wiem! - krzyknąłem, podnosząc na niego wzrok. - Od prawie godziny tutaj siedzę. Operują ją.

Zobaczyłem w jego oczach łzy. Usiadł obok mnie i oparł głowę o ścianę. Odwróciłem wzrok, nie chcąc już patrzeć na Jacka. Czułem się cholernie winien tego wszystkiego. Dopiero wtedy zobaczyłem moje dłonie. Były całe we krwi. Jej krwi.

- Pójdę do łazienki - oznajmiłem kumplom i powoli wstałem, kierując się w stronę ubikacji. Kiedy znalazłem się tam, skierowałem wzrok na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałem strasznie. Końcówki włosów były lekko ubrudzone krwią. Miałem podpuchnięte oczy od płakania. Bluzę również miałem ubrudzoną od krwi. Płakałem, zmywając krew z rąk. Nie mogłem sobie wybaczyć tego, co się stało. Cholernie bałem się o Mię i choć bardzo się starałem, nie potrafiłem wyrzucić z głowy samych czarnych scenariuszy. Byłem przerażony. Mój oddech wyraźnie przyspieszył. Zacisnąłem oczy, starając się ogarnąć. Ciągle powtarzałem sobie w myślach, że muszę być silny dla niej. Innej opcji nie było.

Kiedy już trochę się uspokoiłem, wyszedłem z łazienki i wróciłem na swoje miejsce. Jack nie zmienił swojej pozycji, natomiast Shawn usiadł obok Jacka, po jego lewej stronie. Ja usiadłem po prawej stronie Jacka i oparłem głowę o ścianę. Nie miałem siły na nic.

- Twoja mama wie? - spytałem go po dłuższej chwili.

- Jest w delegacji - odpowiedział bezsilnie. - Nie chcę jej martwić.

- Ona powinna wiedzieć - odrzekł Shawn.

- To dla niej ważny wyjazd - podniósł lekko głos. - Nie chcę jej martwić.

- Rób, co chcesz.

mistake || c.d.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz