Rozdział 23.

1.2K 119 43
                                    


Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie usłyszałam. Dlaczego? Dlaczego?! Przecież ja nie dam rady, nie mogę tego zrobić. Oparłam głowę o szybę i patrzyłam na małe migoczące światełka pod nami. Nie uda mi się tak po prostu wrócić do niego, zachowywać się tak jak zawsze, przejąć to co chcę Waller, dać jej to i co dalej? Nie mogłabym okłamać Pana J'a. Poczułam delikatne szturchnięcie i obok mnie pojawił się Floyd. Poznałam go po głosie.
- Nie przejmuj się. Przecież nie musisz tego zrobić.
Zaczął, ale mnie nawet nie chciało się go słuchać. Dla niego, dla innych może to się wydawać banalne. Nie muszę nic zrobić, tylko znaleźć ten plan, ale wiem, że jak wrócę będzie chciał bym mu z tym pomogła, będzie chciał bym z nim współpracowała, a ja tak po prostu mam oszukać najważniejszą osobę w moim życiu? Nie potrafiłam wytrzymać bez niego tych kilku miesięcy, nie potrafiłam wyrzucić go ze swojej głowy, nawet gdy robili mi pranie mózgu... Mówili, że tak będzie dla mnie lepiej. Jestem zupełnie innego zdania. Dzięki niemu żyję. Dzięki niemu jestem tą osobą, którą jestem i czuję się z tego powodu dumna... Cholernie dumna. Nie czułam już przy sobie obecności Floyda. Nie odpowiedziałam mu, więc szybko zniknął. Obraz powoli mi się zamazywał, a ja byłam zmęczona coraz bardziej. W końcu zrobiłam się tak potwornie senna, że nie obchodziło mnie nasze położenie i rozsiadłam się na fotelu wygodnie, by zaraz zmrużyć oczy.

- Wstawaj Quinn! Jesteśmy już w Gotham.
Waller dotknęła mojego ramienia, a ja aż podskoczyłam na siedzeniu. 
- Żeby wyglądało to jak gdybyś naprawdę uciekła z więzienia, musisz wyglądać nieco inaczej. 
Pociągnęła mnie w stronę jednej z kabin i kazała ściągnąć z siebie moje ulubione ciuchy. Bez słowa rozebrałam się do bielizny, a ona podała mi białe, materiałowe spodenki oraz koszulkę z rękawem 3/4. Zarzuciłam to na siebie, włosy rozpuściłam i nawet nie rozczesywałam. Zostawiłam je całe poplątane, posklejane, a makijaż zmyłam pod umywalką. Farba, którą nałożyłam przed misją zmyła się przez deszcz, ale nadal była widoczna, jednak myślę, że Pączuś się nie domyśli... Tak przynajmniej mi się wydaję. Oddałam także kobiecie broń, swoje ozdobną biżuterie i boso wyszłam z kabiny. Oczy wszystkich obecnych w śmigłowcu zwróciły się w moją stronę, a ja przekręciłam swoimi tęczówkami. Drzwi się otworzyły, co znaczyło, że prawie lądowaliśmy na starym lotnisku. Było one spory kawał od naszego starego mieszkania, nie miałam pojęcia także czy Pan J jest tam. 
- Musisz iść do starego sklepu ze strojami karnawałowymi. Jest tam teraz dosyć często widywany, więc może go złapiesz. 
Głos Waller zaczął mnie już wkurzać, ale jako wielce grzeczna dziewczynka skinęłam tylko głową i gdy samolot zetknął się z ziemią, dosyć niestabilnie, ja złapałam się za rączkę przy wyjściu i odwróciłam do reszty mojego towarzystwa. Będę za nimi tęsknić, choć nie znaliśmy się długo. Przeciągnęłam się, pomachałam im i wyskoczyłam z helikoptera. Mokra ziemia pod moimi stopami, była także nieprzyjemnie zimna, przez co syknęłam. To chyba był pomysł tej okropnej baby, bym szła sama taki kawał do centrum. Będzie chociaż realistyczniej wyglądała moja ucieczka z tego więzienia. Przekręciłam oczami czując na swoich plecach podmuch wiatru, a dźwięk silnika zetknął się z moimi bębenkami. Kierowałam swoje stopy w stronę tego sklepu, nucąc pod nosem jedną z granych na karuzelach piosenek. Tak bardzo bałam się jego reakcji. Nie byłam pewna co powie na mój widok. Przecież nie było mnie pół roku, a on równie dobrze mógł sobie kogoś znaleźć. Taki człowiek jak on ma kobiet jak na pęczki. Nie mieliśmy  tam dostępu do internetu czy też telewizji, więc nie byłam całkowicie pewna jak bardzo jego życie się zmieniło beze mojej osoby obok. Westchnęłam gdy wydostałam się na ulicę, będąc już coraz bliżej cywilizacji. Wszędzie było błoto, a deszcz jeszcze bardziej mnie brudził. Z moich włosów porządnie kapało, tak samo jak i z ubrań. Tak, to na pewno był pomysł Waller, by moja ucieczka nie wyglądała źle, by wyglądała tak jak powinna. Szłam przed siebie pociągając nosem, powolnym krokiem kierowałam się w wyznaczone miejsce. Ludzie patrzyli się na mnie z niedowierzaniem wymieszanym z przerażeniem. Znali mnie z gazet i telewizji, plus mój wygląd w tym momencie nieco odpychał. Przystanęłam po środku ulicy, patrząc na swoje odbicie w szybie lustra. Cała pobladła, jeszcze bardziej niż zawsze. Sine usta, wszędzie zaczerwienienia i zadrapania począwszy od nóg, a kończąc na szyi. Włosy bardziej wyblakłe, mokre, a ubrania przemoczone do suchej nitki. Wyglądałam jak siedem nieszczęść albo i gorzej. Wzdychając zauważyłam, że jestem już u celu. Przeszłam na drugą stronę bardzo szybko, gdzie przez całą podróż tutaj patrzyłam pod swoje stopy by przypadkiem w coś nie wdepnąć. Nigdy nie miałam pewności czy nie zrobię sobie krzywdy, albo nie zamoczę nogi w psim łajnie. Na samą myśl mnie zatrzepało i aż odchrząknęłam, gdy przed moimi oczami zobaczyłam ogromny szyld z wypalonymi już światełkami oraz zaklejone gazetami szyby. Niepewnie pociągnęłam za klamkę, która o dziwo puściła, a ja mogłam wejść. Czyżby Pan J na kogoś czekał? Może się z kimś umówił? Muszę się wycofać! Nie Harley! Weź się w garść i idź przywitać się ze swoim Pączuszkiem... Tak właśnie zrób... Im bliżej byłam kolejnych drzwi z których dochodziły odgłosy, tam bardziej mój oddech stawał się płytszy, a nogi miękkie jak z waty. Nie dam rady... Nie dam! I wtedy usłyszałam dźwięk naładowywania magazynku oraz zaraz po nim odblokowywania go. Światło się zapaliło, a wokół mnie stało trzech mężczyzn z bronią. Nie znałam ich, ale nie byłam na tyle słaba by się nie bronić. Mocno zacisnęłam pięści i już chciałam rzucić się na jednego z atakujących mnie facetów, gdy usłyszałam kroki. Dobrze mi znane kroki... Świat jakby się dla mnie zatrzymał, a ja zadrżałam. Joker wszedł do pokoju i już miał coś powiedzieć, gdy nagle jego spojrzenie zatrzymało się na mnie, a on nie wykonał żadnego ruchu. Po prostu patrzył, a ja sama nie wiedziałam jak mam się zachować, co zrobić. Ruszyłam do przodu by się z nim przywitać, by go dotknąć, ale zostałam zatrzymana przez mężczyznę z mojej lewej strony.
- Szefie! Co to za kurwa? 

Warknął mierząc mnie wzrokiem, a ja zadrżałam. Pan J też mnie za taką uważa? Nie... Tak nie może być, nie, nie, nie! Jednak Joker potrząsnął szybko głową, a na jego lico powoli wkradał się coraz to większy, psychodeliczny uśmiech. Moje nogi odmawiały posłuszeństwa z każdą sekundą, a pomieszczenie stawało się coraz to ciaśniejsze. Pan J wyciągnął spod swojej srebrnej marynarki mały rewolwer. Jego ruchy były powolne, idealne w swojej prostocie. Przejechał opuszkiem palca po magazynku i nim zdążyłam wydać z siebie pisk, Joker postrzelił go, gdy nadal mnie przytrzymywał. Jego martwe ciało padło pod moimi stopami, a ja nie wiedząc dlaczego wybuchnęłam płaczem, który trzymałam w sobie odkąd w pokoju pojawił się zielonowłosy. 
- Nikt nie będzie tak mówił na moją Harley. 
Powiedział dumnie i przysunął się do mnie, po czym wziął mnie w swoje ramiona, zaciskając dłonie na moich plecach. Wzięłam głęboki wdech wciągając w nozdrza jego zapach, mój ukochany zapach. Tak bardzo tęskniłam Pączusiu...

Sweet Misery | The JokerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz