Rozdział 3

2K 167 20
                                    


Od naszej sesji minęły dwa dni i dzisiaj czekała mnie kolejna. Wstałam z łóżka ociągając się i poszłam zaparzyć sobie kawę. Gdy zjadłam śniadanie, ubrałam się w czerwoną sukienkę i czarne rajstopy, a na nogi założyłam moje ulubione szpilki. Włosy rozpuściłam tak by długie blond pasma "rozlały" się po moich ramionach. Delikatnie się pomalowałam i byłam gotowa do wyjścia. Zabrałam tylko torebkę i ruszyłam autem do szpitala. Pierwsze dwie godziny spędziłam w swoim gabinecie opracowując umysł mojego pacjenta. Był bardzo tajemniczy i nieobliczalny przez co nie wiedziałam jak do niego dotrzeć. Spokojnie jadłam lunch gdy do mojego gabinetu wpadło dwóch strażników, zakłócając mi posiłek.
- Pani Quinzel, Joker wpadł w furię! Jest Pani potrzebna na intensywnej! - wykrzyknął jeden z nich a ja szybko pobiegłam do jego celi. Prawie potykając się o własne nogi wpadłam do jego pokoju i to co zobaczyłam przeraziło mnie. Stał na środku z wesołym uśmiechem. W jednej dłoni trzymał strażnika za kołnierz koszuli, a w drugiej swój scyzoryk, z którego kapała krew czarnoskórego. Obok mnie znalazł się ordynator intensywnej terapii, Doktor Arkham, Doktor Crane oraz strażnicy. Przełknęłam głośno ślinę i starałam się zachować powagę. Zrobiło mi się słabo, gdy zobaczyłam nie żyjącego już strażnika. Widziałam jak Joker obserwuję mnie z szalonym uśmiechem i czeka na mój ruch. Zebrałam się w sobie i podeszłam do niego na tyle blisko na ile potrafiłam. Żaden z mężczyzn, stojących za mną nie próbował mnie zatrzymać.
- Joker odłóż broń i strażnika. - powiedziałam rzeczowym tonem i czekałam na jego reakcje. Wydął usta w udawanym grymasie i jęknął, ale o dziwo zrobił to o co go prosiłam.
- Randy się ze mną droczył... To ja zagrałem z nim w tą samą grę. - uśmiechnął się szeroko i usiadł na łóżku. Odwróciłam się do reszty obecnych i wzrokiem wskazałam na trupa, którego automatycznie zabrali. Podszedł do mnie Pan Arkham i dotknął mojego ramienia.
- Musimy go uspokoić. Opuść salę. - powiedział cicho i popatrzył na niego z pogardą.
- Nie! Widzicie, że się uspokoił. Mogę mu pomóc, proszę... - jęknęłam cicho i spojrzałam na niego. Crane złapał mnie pod ramię i nie mówiąc mi nic wyprowadził mnie siłą z jego sali. 
- Nie chcesz tego widzieć. - powiedział cicho i pociągnął mnie do windy.
- Ja muszę tam z nim być Jonathan! - wykrzyknęłam gdy winda się zamknęła i oparłam się plecami o ścianę. Nie zachowywałam się profesjonalnie, ale nie mogłam pozwolić by coś mu zrobili. Był ważnym pacjentem dla mnie, więc chciałam go bronić.
- Joker gdyby chciał współpracować nie robiłby takich rzeczy... Przyjdziesz do niego za godzinę. - odparł tonem, nie akceptującym odmowy i odstawił mnie pod mój gabinet. Gdy się tam znalazłam, zaparzyłam sobie herbaty i usiadłam na parapecie okna. Wdychałam świeże powietrze i zastanawiałam się nad tym co teraz dzieje się w głowie klauna. Godzina minęła zadziwiająco szybko, więc zeszłam do piwnicy. Otworzyłam kartą drzwi od jego sali i weszłam do niego. Zdziwił mnie widok jaki tam zastałam. Ubrany był w kaftan bezpieczeństwa, siedział spokojnie na łóżku, z podkulonymi nogami i nucił jakąś melodie. Podeszłam bliżej niego i chciałam zwrócić na siebie jego uwagę, ale ten nawet na mnie nie spojrzał. Chwyciłam krzesło w dłoń i usiadłam naprzeciw niego, a on dopiero wtedy mnie zauważył.
- Dzień Dobry Pani Doktor. - uśmiechnął się... słodko? O ile tak można było nazwać jego uśmiech.
- Przeszliśmy już na "Ty" jak dobrze pamiętam Jokerze. - odpowiedziałam na co on pokiwał głową i zaczął mnie oglądać na z góry na dół. Poczułam się skrępowana, ale nie kazałam mu przestać gdyż widziałam w jego oczach skupienie i błogość. Zależało mi na tym by czuł się w moim towarzystwie bardzo dobrze. Moją uwagę przykuła ampułka i strzykawka leżąca na stoliku.Sięgnęłam po nią i zaczęłam ją oglądać bardzo uważnie. 
- To Twoje? - spytałam go. O dziwo był bardzo małomówny, co również mnie dziwiło.
- Nie, Harley. 
- A kogo Jokerze? Powiedz mi.
- Ich. 
- Jakich ich? 
- Crane i Arkham.
- Co oni Ci zrobili? - te jego krótkie odpowiedzi doprowadzały mnie do szału, wolałam gdy się więcej odzywał.  Popatrzył mi w oczy i zaśmiał się cicho. 
- Ukłuli. Gaz strachu. Strach na wróble. - i wtedy wszystko zrozumiałam. Crane już od jakiegoś czasu mówił mi, że opracował specjalną substancję, która pomoże wyciągnąć potrzebne informację od złych pacjentów. Przegryzłam dolną wargę i skarciłam się w myślach za to co miałam za chwile zamiar zrobić. Skoro miał teraz mówić prawdę, postanowiłam to wykorzystać. Wyciągnęłam długopis i otworzyłam zeszyt. 
- Jokerze... Opowiesz mi więcej o swoich morderstwach? - spytałam. Zielonowłosy spojrzał przed siebie i zmrużył oczy tak jakby się nad czymś zastanawiał. 
- Opowiem. 
- No to proszę... Słucham Cię. - odparłam ciepłym i delikatnym głosem, wlepiłam w niego swój wzrok i czekałam na słowa jakie wyjdą z jego ust.
- Bo to jest śmieszne. Skoro ja miałem wiele złych sytuacji w swoim życiu to dlaczego inni nie mogliby mieć? Morderstwa są jak żarty. Jeżeli musisz wyjaśnić żart, wtedy żart jest zły i nie śmieszny. Osoby, które nie rozumieją żartu giną, albo próbują zabić. 
- Czyli uważasz, że jeżeli ktoś nie rozumie Twojego przesłania w danym planie zasługuję na śmierć?
- Oczywiście. Wystarczy dobrze, się zastanowić by zrozumieć tragedie komedii. - odparł ze stoickim spokojem, a ja zapisałam jego słowa na kartce. Gdy opowiadał mi to tak jak on to widzi, potrafiłam go zrozumieć. Tym bardziej, że jego psychika była poraniona przez trudne dzieciństwo. Był sam, więc zbrodniami chciał zwrócić na siebie uwagę. Uśmiechnęłam się delikatnie i poprawiłam włosy.
- Ładnie dziś wyglądasz Harleen. Do twarzy Ci w czerwieni. - poczułam jak się rumienię i automatycznie poprawiłam się na siedzeniu. Rzadko słyszałam komplementy, tym bardziej komplementy z ust takiej osoby jak on. Substancja Crane działała, więc był szczery a mi jego wyznanie dawało satysfakcje. Czułam, że wiem więcej niż ktokolwiek inny o nim i, że prawdopodobnie będę jedyną, która coś wie. 
- Dziękuję Ci Jokerze. - odpowiedziałam i spojrzałam w jego oczy. Miały ciekawą barwę. Były nienaturalnie zielone, jasne i duże. Zauważył moje zaciekawienie i uśmiechnął się. Między nami panowała cisza, ale zupełnie mi nie przeszkadzała. Nie krępowało mnie siedzenie z nim w jednym pomieszczeniu, pomimo tego co wcześniej zrobił. 
- Zamknęli mi okna i jest cieplej. Dziękuję Harleen. - po dłuższej chwili odezwał się z wesołym uśmiechem i z tym szatańskim błyskiem w oku. 
- To świetnie. To już koniec naszego spotkania Jokerze. Do zobaczenia za kilka dni i proszę Cię byś pojawił się na strojeniu Arkham. To Ci bardzo pomoże i lekarze inaczej na Ciebie będą patrzeć. - wstałam z krzesła i spojrzałam na niego z powagą. Pokiwał głową na nie, a ja zacisnęłam dłonie w pięści. - Jokerze, zrób to dla mnie. Przyjdź chociaż na chwilę i zachowuj się. - wstał z łóżka i wyjął ręce z kaftanu. Serce stanęło mi a mój oddech przyśpieszył. - Jak Ty to...?
- Substancja Crane działa krótko. Przestała działać po 20 minutach, kaftan łatwo rozpracować a Ty... Jesteś mądra i potrafisz rozmawiać. - prychnął śmiechem i nachylił się nad moim uchem. Stałam jak sparaliżowana, nie chciałam go odepchnąć. Przegryzłam dolną wargę a on wyszeptał prosto w moje ucho. - Będę tam tylko jeżeli Ty się tam zjawisz Harley. - jego ciepły oddech sprawił, że po całym moim ciele przeszły ciarki i poczułam cudowną błogość. Nie mogłam pojąć tego jak zadziałały na mnie jego słowa. Wydukałam tylko ciche mruknięcie przypominające słowo "tak" i wyszłam z jego pokoju, ciężko dysząc. 

Sweet Misery | The JokerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz