Przez głowę przemknęła mi myśl, żeby wylać je prosto na niego a potem uciekać, winę zwalając na fazę księżyca albo coś równie genialnego, ale stwierdziłam, że szkoda marnować kakałka na tego gnoma.

- Dziękuję. - Sięgnęłam po kubek i upiłam łyk. Nawet dobre. - Moja mama robi lepsze - oznajmiłam.

- Ciągle się uczę - przewrócił oczami. - Ciesz się tym co masz.

- Zbyt mądre jak na tą porę dnia.

- Zbyt wcześnie? - Lucas uniósł brwi ze zdziwienia. - Jest prawie trzynasta.

No cóż, jakoś mi umknęło, że Lucas był w pełni ubrany, a jego rodziców i mojej mamy nie było już w domu. Ups.

Uświadomiłam sobie, że nie pamiętam kiedy po raz ostatni ich widziałam. Znikali na całe dnie, a wracali późno w nocy. Co robili? Nie wiem, nie obchodzi mnie to, może nawet wolę nie wiedzieć.

Ale to znaczy, że ja też mogę robić co chcę, skoro nikt nie będzie mnie kontrolował...

helloitsme: Co powiesz na zakupy?

ceelici: Brzmi cudnie :)

***

Starbucks w tej części miasta był zawsze zapchany po brzegi. Jakimś cudem udało nam się zająć stolik w samym kącie lokalu, akurat przy oknie wychodzącym na ruchliwą ulicę. Cecily narzekała, ale mi widok jak najbardziej odpowiadał. Fajnie było zobaczyć trochę cywilizacji po dwóch tygodniach wpatrywania się w sufit.

- Musiałabym znaleźć jakąś pracę - oznajmiłam ni stąd ni zowąd. Nie wiem kiedy ta myśl przyszła mi do głowy i dlaczego wypowiedziałam ją na głos... Ale był to jakiś plan. W sumie musiałam sobie zarobić na mieszkanie, a Nowy Jork wysoko się cenił.

- Siedzimy w potencjalnym miejscu pracy - wzruszyła ramionami dziewczyna, mieszając w swojej latte. No cóż, ona nie miała takich problemów jak brak funduszy na cokolwiek. Ach, te kanadyjskie bogate dzieciaki.

- Myślisz? - powątpiewałam trochę w ten pomysł. - Przecież tu jest harówa.

- A co, wolisz niańczyć dzieci? - prychnęła.

- Z dwojga złego... Masz rację, parzenie kawy jest bardziej znośne.

- Choć jedna dobra decyzja - podsumowała mnie z krzywym uśmieszkiem.

Obrzuciłam dziewczynę uważnym spojrzeniem. Głupio było mi to przyznać, ale tego dnia czułam się niesamowicie skrępowana w jej towarzystwie, a nasza znajomość cechowała się przecież tym, że od razu stałyśmy się bliskimi przyjaciółkami. Choć może dlatego, że Cecily nie miała żadnej, a ja nie miałam w czym wybierać...

- O co ci chodzi? - zapytałam, ostrożnie dobierając słowa. Cecy była tego dnia jakaś dziwna. Oschła, a momentami nawet niemiła. A dodatkowo przez 4 godziny biegania po centrum handlowym nie kupiła ani jednej rzeczy. To nie było do niej podobne.

- O nic - zbyła pytanie, ale ja wiedziałam, że coś jest na rzeczy. Nie chciała mówić? Ta dziewczyna zawsze miała coś do powiedzenia na każdy temat.

Przyglądałam się jej badawczo, czekając aż w końcu odpuści. Na moje szczęście, nie trwało to długo.

- No dobra - postukała pomalowanym na czerwono paznokciem w kawę, marszcząc czoło. - Doszły mnie słuchy, że poznałaś naszą małą gwiazdkę.

Zmarszczyłam brwi, początkowo nie rozumiejąc o czym mówi. Po osiemnastu latach życia, mój mózg miał prawo do lagów i nie winiłam go za to.

i was wrong || s.m ✔Donde viven las historias. Descúbrelo ahora