- To chodź - wyciągnął w moim kierunku rękę. Wytrzeszczyłam na niego oczy, osłupiała.

- Ale, że teraz? - wykrztusiłam, nie mogąc oderwać wzroku od jego dłoni.

- A kiedy? - zaśmiał się uroczo. Czułam jak moje policzki robią się gorące.

Halo, ciało, ogarnij się.

- To daj mi moment, muszę się przebrać. Nie chcę, żeby twoi rodzice po raz pierwszy zobaczyli mnie w takim stanie - stwierdziłam, idąc w stronę drzwi. Kiedy miałam nacisnąć klamkę, poczułam łagodny uścisk na nadgarstku. Odwróciłam głowę w stronę Shawna, uśmiechającego się półgębkiem.

- Moi rodzice są w pracy, a Aaliyah na wakacjach.

Czy ja się przesłyszałam, czy miałam spędzić wieczór sam na sam z Shawnem w jego domu? Bez nadzoru? Poważnie? Panie Boże, chroń tego chłopca, żebym go nie zgwałciła.

Shawn w jego naturalnym środowisku.

- A poza tym, wyglądasz całkiem uroczo w tych dresach.

A co mi tam, będzie śmiesznie.

Starałam się nie umrzeć ze szczęścia, czując jego dłoń na nadgarstku, więc kiedy mnie puścił, miałam ochotę chwycić ją i umieścić tam z powrotem. Przecież te jego łapki się marnowały tak bezwładnie wisząc.

Właśnie schodziliśmy ze schodów, kiedy drzwi otworzyły się z impetem, ukazując Lucasa z rozwianymi blond włosami. Ekstra. Akurat jego potrzebowałam do szczęścia.

- Cześć Laura - powiedział chłodnym tonem, dokładnie lustrując wzrokiem chłopaka stojącego za mną. - Shawn, ty tutaj?

- Tak wyszło - odparł Mendes z kamienną twarzą.

- A ty gdzie się wybierasz? - tym razem blondyn pytanie skierował do mnie.

- A co cię to interesuje?

- Z tego co pamiętam, masz szlaban.

- Z tego co pamiętam, weź się utop.

- A, to ten dwumetrowiec, którego pobiłaś, tak? - zapytał nagle przesadnie wesołym tonem Shawn. - Teraz już rozumiem, dlaczego nie chcesz jej wypuścić z domu. Może być niebezpieczna dla otoczenia - dodał, patrząc na Lucasa z kwaśnym uśmiechem.

Blondynowi uśmiech zamarł na ustach. Widać było, że chciał coś powiedzieć, ale najwyraźniej jego riposta już została ukrócona. Minęłam go z ulgą, ale brunet zahaczył o jego ramię swoim barkiem.

- Uważaj jak chodzisz, Mendes - syknął Lucas, wpatrując się we mnie uporczywie. Jakbym wiedziała o czym myśli, tylko musiała odpowiednio wytężyć mózg (czytaj: niewykonalne).

- Choć już - pociągnęłam sąsiada za tył koszulki i zamknęłam drzwi. - Co jest z wami wszystkimi nie tak? - zapytałam, oddalając się na bezpieczną odległość od domu.

- Nic - odparł, wsuwając ręce w kieszenie swoich dresów. - Nigdy jakoś nie lubiłem typa.

- W tym akurat się zgadzamy - mruknęłam pod nosem, również chowając dłonie w spodniach.

Sekundę później Mendes otworzył furtkę.

- Nie mogę uwierzyć, że właśnie wchodzę do twojego domu - wyznałam wchodząc po schodach. Serce biło mi jak oszalałe i bałam się, że zaraz zacznę krzyczeć. Moja wewnętrzna fangirl błagała o uwolnienie. Skopałam ją w duchu, nie chcąc spłoszyć Shawna. Biedak, jeszcze nie wie do czego jesteśmy zdolne.

- Długo jeszcze będziesz to powtarzać? - zaśmiał się, przekręcając klucz.

- Aż do śmierci. Ale spokojnie, przyzwyczaisz się.

i was wrong || s.m ✔Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon