Rozdział 59.

2.7K 116 15
                                    

Julia

Następnego dnia wstałam bardzo wcześnie. Gdyby nie towarzysząca mi adrenalina, zapewne nie zeszłabym z łóżka. Przeciągnęłam się i zeszłam do kuchni. Zaparzyłam sobie ulubioną, owocową herbatkę i wróciłam do pokoju. W spokoju, pod kocykiem dopiłam ten pyszny napój. Zaczęłam myśleć o dzisiejszym dniu... Co jeśli nam nie pomogą i będę musiała wyjechać do Rosji? Westchnęłam tylko i udałam się do łazienki. Wykonałam poranną toaletę z wyjątkiem tego, że włosy pozostawiłam do zrobienia mamie.

Gdy weszłam do pokoju, rodzicielka już tam na mnie czekała. Po trzydziestu minutach przyjemnej rozmowy, z moich rozpuszczonych włosów powstał wymyślny kok, który był naprawdę cudowny. Zawsze zastanawiałam się jak moja mama to robi. Podziękowałam jej i zaczęłam się ubierać.

Stanęłam przed lustrem i ujrzałam średniego wzrostu dziewczynę, o idealnej figurze, ubraną w białą koszulę, czarne rurki oraz tego samego koloru marynarkę. Wygrzebałam jeszcze z szafy czarne buty na obcasie oraz tego samego koloru kopertówkę. Przejechałam po ustach bordową szminką i wyszłam na spacer z Tuptusiem.

Po powrocie czekał już na mnie Michał, oparty o swoje białe auto. Nigdy nie rozpoznawałam ich marek, ale wydaję mi się, że jest to BMW. Bardzo ładne auto.

- Hej – pocałowałam go przelotnie w usta. - Miałeś być o dziesiątej – przytaknął i weszliśmy do domu. - Dlaczego tak wcześnie przyjechałeś? - zapytałam nasypując psu jedzenia. Wzięłam torebkę do ręki, a blondyn złapał mnie za wolną dłoń. Zamknęłam dom. - Odpowiesz mi?

- Chciałem zobaczyć Cię jak najszybciej – wyszeptał, a ja oblałam się rumieńcem. - Ślicznie wyglądasz – pocałował mnie w policzek i otworzył drzwi po stronie pasażera.

Po chwili sam zasiadł za kierownicą i odpalił silnik. Berlin, jadę!

***

Droga minęła nam bardzo szybko i przyjemnie. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy i śpiewaliśmy na całe gardło. Kocham spędzać z nim czas w tak luźny sposób. Zwracałam dużą uwagę na zmieniający się krajobraz. Po około sześciu godzinach byliśmy na miejscu.

- To co robimy? Do spotkania zostały nam dwie godziny.

- Pozwiedzajmy okolicę – zaproponowałam.

- Dla Ciebie wszystko – powiedział i czule mnie pocałował. Wysiedliśmy z auta.

Przechadzaliśmy się uliczkami, zobaczyliśmy Bramę Brandemburską, Pomnik Muru Berlińskiego oraz Pomnik Holocaustu. Michał okazał się naprawdę cudownym przewodnikiem. Zjedliśmy obiad w słodkiej restauracji i blondyn kupił mi pamiątkowego misia. Oczywiście nie minęło się bez czułych słówek oraz pocałunków. Zdecydowanie częściej powinniśmy jeździć na wycieczki.

- Zbierajmy się, mamy dziesięć minut – powiedział i złapał mnie mocniej za rękę.

Po chwili byliśmy pod budynkiem głównym uczelni. Ścisnęłam mocniej jego dłoń. Denerwowałam się.

- Hej, spokojnie – objął mnie ramieniem. Weszliśmy do środka.

- Pan Kamiński i Panna Mroczkowska? - zapytała sekretarka.

- Tak – powiedzieliśmy jednocześnie, na co cichutko się zaśmiałam.

- Zapraszam – szliśmy dużym korytarzem, aby na samym końcu wejść przez duże drzwi do elegancko urządzonego gabinetu.

Na środku stało biurko z ciemnego drewna, za którym siedział starszy mężczyzna. Podszedł do nas, uścisnął dłoń Michała, a moją ucałował.

Camp Life | Dawid Kwiatkowski (part one, zakończone)Where stories live. Discover now