Rozdział 49.

2.8K 132 14
                                    

Elena

- Hej, śliczna. Coś się stało? - usłyszałam słodki głosik Michała po drugiej stronie.

- Nie ślicznuj mi tutaj, bo Dawid bywa zazdrosny – powiedziałam szyderczo, z nutką drwiny.

- Elena? - zdziwił się. - Gdzie Julia?

- Nie chcesz pogadać z własną przyjaciółką? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, udając zawiedzioną.

- Aktualnie, nie – powiedziałam szczerze i cicho się zaśmiał.

- W takim razie nie powiem Ci – wyszczerzyłam się.

- No, dobra. A więc, o czym porozmawiamy? - westchnął cicho.

- Musimy pogadać – powiedziałam najpoważniej, jak tylko mogłam. - Julia ma problem i to Twoja wina. Jak Ty sobie wyobrażasz, że ona poradzi sobie z tym maluchem?! - próbowałam nie parsknąć śmiechem, wyobrażając sobie teraz jego minę.

- Jaki maluch? O czym Ty, do cholery, mówisz?! - krzyknął i jestem pewna, że wymachiwał przy tym rękami na wszystkie strony świata.

- A jak myślisz – powiedziałam dwuznacznie.

Chwilę milczał, a w tle można była usłyszeć wrzaski i niedoważania Dawida. Mojego Dawida.

- Daj mi ją do telefonu – usłyszałam. - El? - zapytał brunet.

- Cześć – odpowiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.

- Ej, co się dzieje? Ja nic nie rozumiem... Czy Julia jest... - kiedy usłyszałam jego skruszony głos wybuchłam śmiechem i zaczęło mi być ich naprawdę szkoda. Postanowiłam się przyznać.

- Dawid... - wybuchłam śmiechem i zaczęłam mu wszystko opowiadać.

Po koniec cała nasza czwórka śmiała się do bólu brzucha, choć wcale nie wydaje się to takie śmieszne. Po prostu my jesteśmy jacyś przygłupi.

Blondyn przyznał się do adopcji i nazwania szczeniaka oraz do tego, że pomogli mu rodzice blondynki.

- To widzimy się za cztery dni, prawda? - zapytał brunet i jestem pewna, że słodko się uśmiechnął.

- Nie – zaprzeczyłam.

- Jak to nie? - zdziwił się.

- Widzimy się wieczorem przez kamerkę, kochanie – zaszczebiotałam, na co on cicho się zaśmiał.

- A, no tak – przyznał mi rację.

- Pa, chłopcy – powiedziałam jednocześnie z Julią.

- Kochamy Was! - zawołali i rozłączyłam się.

Odłożyłam telefon i poszłyśmy do ogrodu po naszych pupili. Melodyjka i Tuptuś bawili się jakby znali się od lat. Urocze.

- No, popatrz na nie – westchnęła Julia.

- Ta – rozkoszowałam się widokiem piesków i zimnym, październikowym powietrzem. - No, dobra, to co dziś robimy?

- Hm.. kino, lody i... - mówiła rozmarzonym głosem.

- Ej, czekaj. Ja muszę być wieczorem w domu – zaśmiałam się.

- Nie ma mowy! Śpisz u mnie – zdecydowała.

- Ech, ok – westchnęłam.

- Pf, mówisz jakbyś miała inne wyjście – zakpiła. - Idziemy?

Camp Life | Dawid Kwiatkowski (part one, zakończone)Where stories live. Discover now