Rozdział 54.

2.8K 131 19
                                    

Dawid

- Ale jak to pobita! - blondyn przerwał mi mój monolog na temat wydarzeń z parku oraz szpitala. W międzyczasie zaczął machać rękoma na wszystkie możliwe strony, przez co wypuścił z ręki jakieś proszki na uspokojenie. Dzięki nim miałem już nie płakać.

-Chłopaki nie płaczą - uśmiechnęła się ciepło. Usiadłem i znów pocałowałem ją w czoło.
-Płaczą aniołku, płaczą – zapewniłem spokojnym głosem.

- Nie wiem, Michał – westchnąłem. - Dlaczego ja za nią nie pobiegłem? - schowałem twarz w dłonie.

- Stary, nie obwiniaj się – poklepał mnie po plecach. - Weź to – podał mi saszetkę koloru szarego z czarnym nadrukiem.

- Ale to jest moja wina – jęknąłem i połknąłem lek.

- Nie mów tak. Powiedz mi lepiej, co z nią? - ponownie zaczął krzątać się po kuchni.

- Od razu zabrali ją na stół. Miała krwotok wewnętrzny, wstrząs mózgu i połamane żebra. Jej stan... - przerwałem na chwilę, aby się nie rozpłakać. Głęboko westchnąłem. - Jej stan jest krytyczny.

- Dawid... - chłopak pobladł, ale po chwili otulił mnie ramieniem. - Będzie dobrze, musi być. Jutro z rana do niej pojedziemy, ok? - kiwnąłem głową na znak zrozumienia. - A teraz idź spać. To był naprawdę długi dzień.

-Dzięki, naprawdę - próbowałem się uśmiechnąć, ale raczej wykrzywiłem usta w grymas.-Do jutra, dobranoc- powiedziałem i zniknąłem za drzwiami łazienki.

Wziąłem długi, ciepły i bardzo odprężający prysznic. Ciepłe krople mieszały się z moimi łzami, ale całkowicie mi to nie przeszkadzało.
Kiedy wróciłem blondyna nie było. Westchnąłem głęboko i pomaszerowałem w stronę łóżka. Zamknąłem oczy i próbowałem zasnąć, ale Morfeusz nie zabrał mnie do siebie i całą noc gapiłem się w sufit.

Michał

Nie mogę uwierzyć w to co się stało. Jak to pobita? Elena? Nieee. Przecież to najcieplejsza i najbardziej wyrozumiała osoba jaka znam. Przyznaję, że charakterek ma i czasami zastanawiam się jak Dawid z nią wytrzymuje, ale bez przesady. Czym sobie zawiniła na to, że ktoś ją pobił? Byłem bliski płaczu. Mimo, że znałem ją od niedawna, traktowałem ją jak młodszą siostrę, którą będę pilnował zawsze i mimo wszystko. Szlajałem się po okolicy z opuszczoną głową. Nagle stanąłem przed drzwiami blondynki. Wyciągnąłem telefon.

- Halo? - po drugiej stronie usłyszałem lekko zaspany głosik.

- Obudziłem? - zapytałem smutno.

- Nie. Stało się coś? - zauważyłem, że zapaliła światło w pokoju.

- Zejdź na dół i otwórz drzwi – powiedziałem szybko i rozłączyłem się.

Otworzyła niemal od razu. Czy ona biegła z tego pokoju?

- Co. Się. Stało. - wydukała wściekła, ale gdy zobaczyła wyraz mojej twarzy, od razu złagodniała. Bez słowa wtuliłem się w dziewczynę. Z całych sił powstrzymywałem łzy. - Chodź – powiedziała i pociągnęła mnie za rękę do salonu. - A teraz, powiedz co się stało – powiedziała łagodnie i pogłaskała mnie po policzku.

Westchnąłem głęboko i opowiedziałem jej o wszystkim. Chyba nie była świadoma, że po jej różowych policzkach zaczęły spływać słone łzy, ponieważ cały czas patrzyła mi prosto w oczy. Zakończyłem swoją opowieść i zapadła niezręczna cisza.

- Chcę do niej pojechać – odezwała się w końcu.

- Nie wpuszczą nas, przecież nie jesteśmy z rodziny – westchnąłem.

- Trudno! Moja ciocia i mama tam pracują. Pogadają z lekarzem i... - krążyła po całym pokoju i lekko ciągnęła końcówki włosów.

- Julcia, uspokój się – podszedłem do niej i mocno przytuliłem. Pozwoliłem, aby jej łzy swobodnie moczyły moją koszulkę. - Kochanie, nie płacz. Wszystko będzie dobrze. Ona z tego wyjdzie – pocieszałem ją, chociaż sam miałem cień wątpliwości.

- Michał, a co jeśli... - szybko jej przerwałem.

- Nawet tak nie myśl, dobrze? - mój głos zadrżał.

Pokręciła potwierdzająco głową. Zacząłem lekko nami gibać i głaskać włosy dziewczyny. Tak bardzo bolał mnie jej widok. Współczuję Dawidowi, przecież on ją kocha, a El jest bliska śmierci. To straszne.

Nagle po schodach zbiegła mała, ciemna kulka. Szczeniak zaczął szczekać radośnie i wskoczył mi na kolana. Chyba zauważył nasz smutek, bo polizał nas po twarz mokrych od łez.

- Hej, Tuptusiu – pogłaskałem zwierzaka, a ten polizał mnie po ręce. - Masz super zadanie – wziąłem go na ręce. - Twoja pani jest bardzo smutna i musisz ją pocieszyć, wiesz? - zaszczekał radośnie i wtulił się w blondynkę. - Dasz sobie radę? - zapytałem niebieskooką.

- Tak. Idź już, późno jest – jęknąłem niezadowolony i spojrzałem na zegarek. Faktycznie, dochodziła pierwsza w nocy.

- Na pewno dasz sobie radę? - zapytałem z wyraźną troską w głosie.

Pocałowała mnie w policzek, a ja widziałem smutek w jej oczach.

- Dobranoc – uśmiechnęła się blado.

- Wszystko będzie dobrze. Dobranoc – przytuliłem ją i pocałowałem w czółko.

Julia

Jak to pobita? Elena? To niemożliwe! Jejku.. mam ochotę coś rozwalić. Zamiast tego, od razu po wyjściu Michała pobiegłam do pokoju i rozpłakałam się. Płakałam bardzo długo. Gdy spojrzałam na zegarek dochodziła trzecia w nocy. Nagle do łóżka wskoczył mój mały zbój i wszedł pod moje ramię. Zlizał łzy z mojej twarzy i usnął wraz ze mną.

***

Poranek był okropny. Wczorajsza rozmowa z Michałem uderzyła mnie dwa razy mocniej. Do tego od płakania strasznie bolała mnie głowa. Było chwile po siódmej. Nie idę do szkoły. Tak, wzorowa uczennica idzie na wagary, a raczej do Eleny.

Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i zeszłam do kuchni, w której czekałam na mnie mama.
-Zawieziesz mnie do szpitala?- zapytałam biorąc jabłko i lekko je przygryzając.
-Jezu?! Co się stało? Coś cię boli? - zadała serię pytań z wyraźną troską w głosie.
-Nie, nie, Elena...- głos mi się łamał
-Jasne, ale co ze szkołą? - usiadła na krześle.
-Nadrobię. Mamo, proszę, ja się tak o nią martwię- jęknęłam niezadowolona.
-Dobrze. Ubieraj się - zmusiłam się na słaby uśmiech i ubrałam buty.

Po drodze napisałam do Dawida oraz Michała i zabrałam ich ze sobą. Brunet był strasznie blady, miał wory pod oczami i rozczochrane włosy. Blondyn wyglądał lepiej niż brunet, ale i tak było widać, że ledwo się trzyma. Podróż minęła w milczeniu. Cała nasza trójka szybkim krokiem przemierzała korytarze szpitala. Od zawsze nie lubiłam szpitali. Weszliśmy na odpowiedni oddział. Wszędzie panowała biel. Doszliśmy do drzwi na salę El. Dawid delikatnie nacisnął klamkę i weszliśmy do środka.

Eleny... jej tam nie było.


// Huhu... Wielkimi krokami zbliżamy się do końca ;/

Jak czytam wasze komentarze to mi się tak ciepło na serduszku robi <3

Camp Life | Dawid Kwiatkowski (part one, zakończone)Kde žijí příběhy. Začni objevovat