Rozdział 40.

3.8K 178 17
                                    

Julia

Nie spałam dziś dobrze. Cały czas myślałam o kłótni z Michałem i o tym co planują moi przyjaciele. Nie mam kompletnie pojęcie po co mam się fatygować do miasta, które znajduje się godzinę drogi od mojego miejsca zamieszkania, ale pojadę tam. Gdy odpłynęłam do krainy Morfeusza, zawsze śnił mi się jeden koszmar, który polegał na tym, że biegłam przed siebie okropnie krzycząc.

Kiedy po raz kolejny obudziłam się oblana zimnym potem, była godziny siódma rano. Zdecydowanie za wcześnie. Mimo tego postanowiłam wstać i coś ze sobą zrobić.

Usiadłam na łóżku i nałożyłam na stopy różowe, puchate kapcie. Poczłapałam do szafy i wyciągnęłam z niej szorty oraz bordowy crop top.

Z takim zestawem udałam się do łazienki, w której wzięłam pobudzający prysznic. Owinięta ręcznikiem suszyłam włosy, gdy usłyszałam dźwięk informujący o nowej wiadomości. Głośno westchnęłam i wróciłam do pokoju, wzięłam telefon do ręki.

Michaś : Hej... Słyszałem, że jedziesz dzisiaj na koncert Dawida i pomyślałem, że może zabierzemy się razem? :)

Wykrzywiłam się.

Ja : Nie, spierdalaj do swojej blond dziuni :)

Rozwścieczona, rzuciłam telefonem na łózko i wróciłam do łazienki, w której dokończyłam suszyć włosy, które później lekko podkręciłam na końcówkach.

Cicho podśpiewując jedną z piosenek Dawida, wykonałam trochę odważniejszy makijaż niż zwykle i ubrałam wybrany wcześniej zestaw.

Dalej w złym nastroju, rzuciłam się na łóżko i spojrzałam na ekran telefonu, na którym nie widniało powiadomienie o nowej wiadomości.

Podłączyłam telefon do gniazdka i zeszłam na dół. Skierowałam się do pustej kuchni. Mama jeszcze spała. Postanowiłam, jako dobra córka, przygotować tego dnia śniadanie. Włączyłam radio i w rytm piosenki The 1975 mieszałam składniki na naleśniki. Nim jednak zaczęłam je smażyć, wyszłam do ogrodu i zerwałam kilka truskawek – dla ozdoby.

Gdy skończyłam smażyć naleśniki, polałam je nutellą i położyłam na nich kilka truskawek. Położyłam je wraz z sokiem pomarańczowym na białej tacce i ruszyłam do pokoju rodzicielki. Zapukałam cicho i weszłam do środka, gdy usłyszałam równie ciche „wejdź". Uśmiechnęłam się szeroko i podałam mamie śniadanie. Życzyłam jej smacznego i oznajmiłam, że nie będzie mnie dziś do późna. Nie wnikała dlaczego.

W samotności zjadłam śniadanie, po czym weszłam na chwilę do pokoju. Wzięłam do ręki telefon oraz czarną torebkę i zeszłam na dół. W holu założyłam czarne buty na obcasie i wyszłam.

Tramwajem dojechałam na stację kolejową i po chwili weszłam do pociągu. Podróż minęła mi na pisaniu z Eleną, która jest naprawdę cudowną osobą, słuchaniu muzyki i podziwianiu widoków zza okna.

W połowie drogi dosiadł się do mnie przystojny brunet o zielonych oczach.

- Hej – uśmiechnął się szeroko.

- Cześć – z wielkim wysiłkiem odwzajemniłam uśmiech i wyciągnęłam słuchawki z uszu.

- Co taka ślicznotka robi tu sama? - zapytał i lekko mnie szturchnął.

- Jedzie do przyjaciół – wzruszyłam ramionami i schowałam telefon do torebki.

- Będzie ostry melanż? - zaśmiał się cicho.

- Oczywiście – uśmiechnęłam się.

- Jak masz na imię? - oparł się wygodniej i dalej nie spuszczał ze mnie wzroku.

Camp Life | Dawid Kwiatkowski (part one, zakończone)Where stories live. Discover now