43. Wesołych świąt!

Zacznij od początku
                                    

Podczas jazdy wstąpiłem jeszcze do akademika po ubrania i jakieś potrzebne rzeczy, bo święta spędzam u ciotki w tym małym, ciasnym mieszkaniu, które wynajmuje. Zresztą nie mogłaby pozwolić sobie na coś lepszego i większego, bo ma serio cholernie dużo wydatków. Czekam tylko na jakiś staż, aby móc ją trochę odciążyć i pomóc z rachunkami chociażby za mój pobyt w akademiku. Nienawidzę na kimś żerować, bo to nic przyjemnego zarówno dla mnie jak i dla drugiej osoby. Będąc jeszcze w swoim pokoju, zabrałem ostatnią działkę trawki, którą trzymałem akurat na tą świąteczną przerwę. Muszę sobie jakoś radzić by nie zanudzić się na śmierć i nie być zbytnio przygnębionym. Lekkie ćpanie jeszcze nikomu nie zaszkodziło, a wręcz przeciwnie, umiliło życie. Na dodatek ciotka będzie się cieszyć, że mam apetyt jak zazwyczaj, gdy spalę jointa. Dobrze, że nie wie o tym, że biorę narkotyki, pomijając tylko tą akcję ze szpitalem, co prawie przedawkowałem herę. Staram się być już teraz ostrożnym.

Tak więc od kilku godzin jestem już w tym nieprzytulnym mieszkaniu i czuję zapach spalenizny. Żadna nowość, bo serio z ciotki marna kucharka. Dobrze, że chociaż jej znajoma przyniesie nam trochę świątecznego żarcia i przynajmniej nie przekręcę się z głodu. Jak dobrze, że jest tutaj kablówka i Internet, więc nie będę aż tak bardzo się nudzić przez te kilka dni i nadrobię odcinki Gry o tron.

Miło wspominam dzisiejsze spotkanie z El. To cudowne móc widzieć jej uśmiech, a co jeszcze lepsze, sam go u niej wywoływać. Już nie płacz, smutek, złość, lecz uśmiech i radość. Nawet nie wiem kiedy zrobiłem się taki czuły w stosunku do niej. Największą satysfakcją jest to, że coraz bardziej mnie do siebie dopuszcza. A nasze pocałunki? Boże... one są takie idealne. Jej usta na moich, nasze złączone języki, jej dotyk... Ona cała jest cudowna.

Ja pierdolę, zachowuję się jak pieprzona zakochana szesnastka!

Dziękuję Bogu jak i jej samej, że postanowiła mi dać drugą szansę, aby to wszystko naprawić. Jak mogłem być tak ślepy na miłość do niej? Nadal czuję wstręt i wstyd do samego siebie za te krzywdy i przykrości jakie jej przysporzyłem. To nie takie proste zdobyć na nowo czyjeś zaufanie, gdy tak bardzo kogoś się skrzywdziło. Może się wydawać, że mam na to wyjebane, ale prawda jest inna. Nie zapomniałem o tym co zrobiłem, doskonale wszystko pamiętam i codziennie zmierzam się z poczuciem winy. A noce? Noce są najgorsze. Budzę się zlany potem przez koszmary, w których tracę Elenę i tak każdej nocy. Nie zniósłbym, gdyby któryś z tych snów się spełnił.

Podkradam ciotce ciastka, które właśnie wyciąga z piekarnika, na co gani mnie złowrogim wzrokiem, a ja śmieję się z jej zaciętego wyrazu twarzy. Z ciastkami i szklanką gorącego mleka idę do pomieszczenia robiącego za salon, bo są w nim fotele, kanapa i telewizor. Rozkładam się na kanapie i włączam telewizor, szukając połączenia z Internetem, by włączyć serial. Jak na tak stary sprzęt chwilę to trwa. Zajadam się ciastkiem, które o dziwo smakuje nieźle i zatrzymuję wzrok na choince, którą sam ubrałem. Może nie wygląda jakoś specjalnie ładnie, ale jak tradycja to tradycja i choinka musi być, nieważne jaka. Jest niewielka, ozdobiona czerwonymi lampkami i srebrnym łańcuchem oraz kilkoma bombkami, które należały jeszcze do moje mamy. Gdy byłem mały, zawsze do mnie należało zawieszenie na czubku choinki gwiazdy i tak też było i tym razem. Co roku, w święta, kiedy byłem w domu dziecka, wyobrażałem sobie jak robię te wszystkie pierdoły świąteczne razem z mamą, śpiewanie kolęd, ubieranie choinki, lepienie bałwana. Najbardziej jednak chciałem, aby zamiast opiekuna, na ręce brałaby mnie mama i pomagała założyć gwiazdę na czubku choinki. Bardzo chciałbym, aby moje życie wyglądało inaczej i byłaby w nim od zawsze moja kochana mama.

Niestety nikt nie może wpłynąć na swoje przeznaczenie i nie może zmienić planów jakie przygotował dla nas sam Bóg.

Znów nieco się rozczuliłem, ale chyba właśni taki zamiar ma mieć ta cała świąteczna atmosfera. Przecieram dłonią oczy, które zdążyły uronić kilka łez. Wstaję z kanapy i podchodzę do okna. Patrzę jak śnieg coraz bardziej przykrywa chodniki oraz ulice, a sąsiad mieszkający naprzeciw usilnie stara się odgarnąć śnieg ze swojej posesji za pomocą niebieskiej łopaty.

Patrzę w gwiazdy na niebie i na moment przymykam oczy, wyobrażając sobie, że tuż obok jest Elen, z opartą głową na moim ramieniu. Zataczam palcami kółka na jej szyi, a pod wpływem mojego dotyku na jej skórze pojawia się gęsia skórka. Jej ciepły oddech i dotyk to coś wyjątkowego. Gdyby wszystko byłoby takie łatwe, nie wypuszczałbym jej ani na moment ze swoich ramion, nie chcąc jej już nigdy skrzywdzić ani stracić.

Otwieram oczy, gdy słyszę jak ciotka pyta czy dobrze się czuję, tym samym wytrącając mnie z transu. Odpowiadam, że tak i spoglądam po raz ostatni przez okno, zaciskając palce na rzemyku, który dostałem od El i szepczę, wpatrując się w jedną gwiazdę:

- Wesołych świąt, Blondi. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo chciałbym, abyś była tu ze mną. W moich ramionach. Jesteś dla mnie najważniejsza.

Uśmiecham się na przypomnienie jej pięknego uśmiechu i odchodzę od okna, zmierzając ponownie na kanapę.


"Jeszcze nigdy grudzień nie był tak złowrogi, bo nie jesteś tam, gdzie być powinieneś; w mych ramionach."



Mam nadzieję, że rozdział się spodobał mimo że jest to tylko opis. Bardzo proszę o komentarze z Waszą opinią. ♥

The Victim || H. S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz