49

11.6K 908 69
                                    

Nathaniel

Wyrwany z amoku, odepchnąłem czerwonowłosego, na prędko zapinając obnażającą mnie koszulę. Zeskoczyłem na drżące nogi, czując pod stopami nagrzewającą się już trawę. Powolnie podążyłem w stronę nowo postawionej szopki. Drzwi były lekko uchylone, wpuszczając do środka leniwe promienie słońca. Z determinacją, gotowy na każdą ewentualność, zajrzałem do pomieszczenia. Gdy tylko podmuch wiatru wdarł się do pokój, cały nawarstwiający się od dłuższego czasu kurz wzleciał ku górze zakręcając się w moim nosie. Przytknąłem wierzch ręki, ledwo powstrzymując się od kichania.
Poczułem dłoń Kastiela na swoim ramieniu i to jak naparł na moje plecy. Zirytowany zrobiłem krok do przodu, uważnie przyglądając się budzie.
Mimo że postawiono ją dość niedawno, wnętrze wydawało się wiekowe, po prostu stare przez zaniedbanie. Grono pajęczyn zwisało z sufitu, gromadząc wszelkie insekty.
Pająki raz za razem zjeżdżały niżej, wirując nad naszymi głowami. Włochate odnóża plotły sieć, zwinnie przenosząc zwiewne cielska.
Mrużyłem oczy, czując lekkie szczypanie od pyłku, który błyszczał w nikłym świetle, nie mogącym się przebić przez zabrudzone szyby.
Kręciłem z dezaprobatą głową, powstrzymując się od odruchu wymiotnego. Mdlący odór wilgoci i pleśni, był nie do zniesienia. Zima w tym roku była obfita, chłód wszedł w biedne drewno aż po drzazgi, który na nagłe ocieplenie zareagował dość okrutnie, wyniszczając posturę budynku.
Zatrzymałem wzrok na ułamanej półce, która nie wytrzymała ciężaru skrzynki z narzędziami.
Poczułem jak całe napięcie opuszcza moje ciało, wpuszczając do płuc upragniony tlen.
- Tak to jest, gdy szkoła oszczędza na wszystkim - warknął Kastiel, z którego również zeszło powietrze.
Zwróciłem się do niego kręcąc z politowaniem głową.
- Za to ty powinieneś panować nad swoimi zapędami - syknąłem wymijając go w drzwiach.
- Nie powiedziałbym, że jestem jedynym winnym - uśmiechnął się szyderczo, zatrzymując wzrok na krzywo zapiętej koszuli - Jeśli ktoś by tu był, to na pewno nie uwierzyłby ci z takim wyglądem, że nic się nie wydarzyło.
Zaczerwieniony otworzyłem usta w w akcie zaprzeczenia, gdy ktoś mnie uprzedził.
- Ktoś tu jest ?
Zimny dreszcz przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa. Czerwonowłosy wciągnął mnie do środka, przymykając drzwi. Bez słowa poprawił moją koszulę, robiąc to w dziwny sposób, troskliwie.
- Nat? - głos znowu rozbrzmiał przy jednym z okien, z którego i tak nie dało się wejrzeć do budynku.
Spojrzałem chłopakowi w oczy, czując się w pewien sposób zakłopotany. Uśmiechnął się do mnie słabo, biorąc głęboki wdech i wykrzywiając usta w kpiącym wyrazie.
- Chyba nie myślałeś, że kiedykolwiek posłuchałbym takiego Frajera? - założył dłonie na pierś, wypuszczając swój typowy śmiech.
Zaskoczony nie wiedziałem co powiedzieć. Kastiel skinął głową w bok, zwracając moją uwagę na cień rzucający przez osobę stojącą zza drzwiami.
- Jeśli to wszystko - kontynuował, odwracając się ode mnie tyłem - to lepiej zajmij się swoimi problemami, Panie Przewodniczący - westchnął, popychając drzwi - Niezłe wyczucie Jade, zajmij się pupilkiem szkoły, chyba mu się nudzi.
Czerwonowłosy uderzył ramieniem chłopaka, nie oglądając się już na nas.
- Przerwałem w czymś ? - zapytał niepewnie poprawiając swój roboczy strój.
- Ależ skąd - uśmiechnąłem się miło, odpinając guzik spod szyi - I tak skończyliśmy rozmowę.
- Trudna to pewnie była rozmowa - kiwnął głową ze zrozumieniem - A właściwie - zaczął, jakby przypomniał sobie, po co przyszedł - Wiesz może co wydało ten hałas?
Spojrzałem na niego zdumiony, ostatecznie uśmiechając się i wskazując kciukiem za siebie na połamaną półkę.
Chłopak wydał z siebie niemy krzyk, szybko wymijając mnie.
- Dyrektorka mnie zabije - zapłakał, porównując dwie złamane deski.
- Możliwe - kiwnąłem głową, zapominając się na moment - ale ostatecznie to i tak wina tej oszczędzającej na wszystkim baby - wyszczerzyłem zęby, wychodząc z budynku.
Miałem ochotę uderzyć głową w drzewo, przez brak swojej profesjonalności. Doszedł mnie cichy chichot chłopaka, który poprawił mi humor. Bycie wulgarnym od czasu do czasu nikogo nie zabiło, ale wręcz przeciwnie, mi poprawiło nastrój.
Zatrzymałem się przy biurku, które przytargałem tu aż z końca szkoły. Przejechałem dłonią po zadrapanej górze. Uczniowie nie dbają o takie rzeczy, niszczą je, wydzierając na nich swoje inicjały czy inne głupoty. Na koniec i tak marudzą, że to szkoła nie dba o wyposażenie.
Usiadłem na krześle, czując nadchodzącą senność. Próbując to zwalczyć, wbiłem wzrok w falujące na wietrze gałęzie. To jest właśnie ta chwila, kiedy mężczyzna wchodzi do tak zwanego „pudełka nicości". Nic w nim nie ma, no może oprócz randomowego przedmiotu, który nic nie znaczy. Może to być skała, w moim przypadku jest to drzewo. Drze-wo. DRZE-WO.
Taki stan jest niemal jak sen. Mózg jest wyłączony, niereagujący na bodźce z zewnątrz. Wpatrzony w jeden punkt, nie zastanawiam się nad nim. Jaki ma sens? Do czego służy ? Kiedy powstało? Czy inne głupoty. Po prostu patrzę. Liście są rozwiewane w każdym kierunku, ale to nie to mnie interesuje. Trudno określić ten stan. Jest to po prostu pustka. Nie ma myśli, a jak już się jakieś słowo pojawia, to jest powolne, rozciągające się strasznie, jakby nie pozwalało się zrozumieć.
To jest jak zatrzymanie czasu. Mimo że wszystko dookoła biegnie swoim pędem, dla mnie stoi.
Obróciłem głowę w kierunku szkoły, próbując się otrząsnąć. Czułem się jak idiota wpatrując w niewiadomy punkt i do tego wiedząc, że jestem obserwowany. Moje oczy spotkały się z Jade, który nie mógł opanować się od śmiechu.
Nie bardzo rozumiejąc położyłem głowę na stoliku, próbując przyśpieszyć wszystko.
- Dobrze się dziś czujesz ? - zapytał mnie podchodząc zdumiewająco szybko.
Zmrużyłem oczy, nie mogąc pozbierać słów tak jakbym chciał.
- Tak - odpowiedziałem w końcu, nie mogąc się nadal skupić - zmęczony jestem, to wszystko.
- Na pewno ? Wyglądasz jakbyś miał wymiotować - odparł kucając przy mnie.
Zaskoczony uniosłem brew, unosząc się do normalnej pozycji siedzącej.
- Wszystko jest okay - zaśmiałem się, podkreślając swoją wypowiedź.
Wpatrywał się we mnie chwilę, wolno kiwając głowa i rozchmurzając się. Już miał odchodzić, gdy zawołałem:
- Jade? Mogę mieć do ciebie drobną prośbę ?

Kastiel

Kiedy pomyślę o tym, że ktoś mógł nas zobaczyć, czułem się okropnie. Coś ściskało mój żołądek i sprawiało, że miałem problem z połykaniem śliny. Mimo to, wiem że i tak postąpiłbym znowu tak samo. Rozpalony wzrok Natha był tego warty. I jakby nie patrzeć, nikt nic nie widział, wszystko jest w porządku ... prawda ? Jade pojawił się znikąd, ale to dlatego, że usłyszał niepokojący hałas. W końcu nie codziennie łamie się półka w zaniedbanym pomieszczeniu.
- Szlag - warknąłem, uderzając pięścią w ścianę tuz obok pokoju Gospodarzy.
Gdyby nie to, mógłbym się nacieszyć słodką namiętnością z jego strony.
Poczułem lekki gorąc na twarzy. Tak, to raczej niebywałe i się może już nie wydarzyć.
Pchnąłem drzwi, próbując uspokoić oddech. Mój mały przyjaciel wciąż rozpamiętywał ciepło chłopaka.
Wzdychając, oparłem się o ścianę, nie zauważając od razu sylwetki na błękitnej kanapie.
Wpatrywałem się jak jego klatka piersiowa spokojnie unosi się do góry, czując się znacznie lepiej. Cały niepokój odpłynął, a ja zatopiłem się w nostalgii, lekko uśmiechając się pod nosem. Odepchnąłem się w jego kierunku, cicho podchodząc i kucając. Leżał na boku, twarzą w kierunku wejścia. Zarumieniony, wyglądał jakby śnił o czymś miłym. Mimo woli przejechałem grzbietem dłoni po jego twarzy. Taki ciepły ... przypominał teraz kota.
Wstrzymałem oddech, gdy chwycił moją rękę, jednak się nie obudził.
Już przydługie włosy opadały mu na oczy, a na twarz wypłynął delikatny uśmiech. Wolną ręką uniosłem jego podbródek, uważając by nie obudzić go, złożyłem pocałunek na suchych teraz wargach. Przejechałem po nich językiem, czując słaby smak czerwonej herbaty. Gorzki i nie pasujący do tej sytuacji, jednak z jego ust mógłbym pić wszystko. Nim zdążyłem się opanować, znalazłem się nad nim. Wciąż ściskał moją dłoń, jakby w obawie, że odejdę. Gorąc wypełniał mnie od środka, uszczęśliwiając i dziwiąc. Wolną ręką przeczesywałem jego miękkie kosmyki, a kolanem rozsunąłem jego nogi.
- S-stop - wyjęczał w końcu, brutalnie wybudzony ze snu - Przerwa - stęknął, gdy przygryzałem jego ucho.
- Wtedy musiałem przerwać, teraz nie chcę - wymruczałem w jego włosy, chcąc trzymać go w ramionach już zawsze.
- Masz ze mnie zejść - warknął już całkiem rozbudzony.
Prychając zrobiłem jak kazał, zsuwając się na podłogę, oparłem głowę obok jego dłoni, którą wsunął w moje włosy. Zaskoczony tym gestem, uniosłem brew w akcie rozbawienia, gdy ten mnie pogłaskał.
Chyba oboje zaczynamy się zmieniać. A czy na lepsze, to się jeszcze okaże.

Kastiel x NathanielWhere stories live. Discover now