35

16.2K 1.2K 90
                                    

Nathaniel

Wolny czas się skończył,trzeba było w końcu wrócić do szkoły. Bardziej zmęczony niż wypoczęty wygramoliłem się z łóżka, próbując pozbierać się do kupy. Stanąłem przed oknem w samych szarych bokserkach, obserwując jak słońce powoli wychyla się znad horyzontu. Przeciągnąłem się leniwie i ziewając, aż łzy stanęły mi w kącikach, zauważyłem ruch przy bramie wejściowej. Trochę zaskoczony, stwierdziłem, że znam tą czerwoną czuprynę. Trochę nerwowo kręcił się wokół domofonu, rozglądając się wokół jakby bojąc się, że ktoś go zobaczy. Oglądanie go w takim stanie zarówno mnie bawiło i cieszyło, co przestraszyło i lekko zaniepokoiło. Z głośnym  westchnięciem otworzyłem okno i nachyliłem się, opierając łokciami o parapet.
- Co ty tam robisz?! – zawołałem, nie mając najmniejszej ochoty schodzić na dół, by otworzyć mu furtkę.
Wyrwany ze swoich myśli, podskoczył szukając mnie wzrokiem.
- Po prostu chciałem przyjść – odparł jakby nigdy nic, odnajdując mnie w końcu.
Wzruszył obojętnie ramionami, czekając na jakąś reakcje z mojej strony.
Odwróciłem się na pięcie i powolnym krokiem ruszyłem w stronę panelu sterowania przy drzwiach frontowych. W salonie siedziała nadal zaspana Amber, która obrzuciła mnie wzrokiem, sugerującym, że jest dziewczyną i nie chce widzieć takich rzeczy.
- Zgadnij kto przyszedł – uśmiechnąłem się, przyciskając drobny, zielony guzik na na środku tablicy.
Dziewczyna przewróciła oczami i ręką dała mi znać, że mam zdradzić jej tą jakże wielką „tajemnicę".
Widząc jej podkrążone oczy, wiedziałem, że to nienajlepsza pora na zabawę w zgadywanki. Westchnąłem dając za wygraną i po prostu otwierając drzwi, zanim chłopak by zapukał. Z dłonią w połowie drogi, znów zrobił dziwną minę.
- Przerażasz mnie – stwierdził, pakując się do środka bez zaproszenia – Skąd wiedziałeś, kiedy będę chciał zapukać?
- Odmierzyłem ile możesz zrobić kroków i w odpowiednim momencie otworzyłem drzwi – wzruszyłem ramionami, śmiejąc się na widok jego jeszcze większego zdumienia – Widziałem przez wizjer w drzwiach, jak stanąłeś.
- K-kastiel ?! – krzyk, przerażonej Amber wybił nas z rytmu.
Zirytowany jej obecnością, ledwo zaszczycił ją spojrzeniem.
- Na to wygląda – odpowiedział w końcu, zsuwając z ramiona swoją, trochę wilgotną popiołową kurtkę.
Odgarnął oklapłe od mżawki włosy do góry, stawiając je na jeża, co nadało mu całkiem atrakcyjny wygląd. Szybko pokręciłem głową, zdając sobie sprawę z wagi własnych myśli.
- Specjalnie mnie tak kusisz z rana ? – wyszeptał mi to ucha, po czym pokierował się w stronę kuchni.
Poczułem jak robi mi się gorąco na twarzy. Przybierając dziwny grymas, ruszyłem w stronę łazienki, gdzie wisiała świeża, biała koszula i czerwony krawat. Narzuciłem ją na siebie, obserwując w lustrze moją przemianę w buraka. Podrapałem się po brodzie, widząc już delikatny zarost. Obmyłem twarz, przywracając ją do gładkiego ładu. Z zadowoleniem pogładziłem się po brodzie i pchnąłem drzwi, które uderzyły w coś co z lekką nutą złości, krzyknęło „AŁA".
- To się nie stoi przy drzwiach – mruknąłem, głaszcząc po głowie mniejszą ode mnie istotkę.
- Przepraszam – jęknęła, ze łzami w oczach rozmasowując zbolałe czoło – Po prostu sprawdzałam czy ktoś tu jest.
- O ty zboczuszku, własnego brata podglądać? – zapiąłem szybko guziki udając wystraszonego.
Oblewając się rumieńcem, wypchnęła mnie za drzwi. Spojrzałem za nią jeszcze z uśmiechem, gdy usłyszałem trzaśnięcie.
Zerknąłem do kuchni, ale nikogo tam nie było. Westchnąłem, czując jak zaciska mi się żołądek. Skierowałem się do swojego pokoju. Zatrzymałem się przed lekko uchylonymi drzwiami, wiedząc co zastanę w środku. Po głębokim wdechu, pchnąłem wejście. Na łóżku leżał Kastiel, przeglądając jeden z moich albumów, które schowane były pod biurkiem.
- Jako dzieciak byłeś uroczy – mruknął, kiedy usiadłem by zerknąć na zdjęcia.
- Mógłbym powiedzieć to samo.
Spojrzał na mnie, powoli naciągając na twarz swój łobuzerski uśmiech.
- A ty nadal bez spodni. Lepiej mnie nie prowokuj tak wcześnie z rana – szepnął nachylając się nade mną i muskając delikatnie moje wargi.
Poczułem jak przechodzi mnie dreszcz, gdy przejechał dłonią po moim nagim udzie. Zeskoczyłem jak poparzony, wyciągając z szafy jak najszybciej czarne spodnie, wciągając je na siebie. Czerwonowłosy ledwo potrafił opanować śmiech.Obrzuciłem go gniewnym spojrzeniem, widząc przyjemniejszy uśmiech na jego twarzy.
- Po co przyszedłeś? – zapytałem, stając przed lustrem.
Złapałem za czerwony krawat, który wisiał wcześniej bezwładnie, i zacząłem go powoli zawiązywać.
- Bo tak chciałem. Pomyślałem, że miło by było pójść razem do szkoły.
- Od kiedy ty myślisz o takich rzeczach – prychnąłem pogardliwie, robiąc ostatnią pętlę.
- Zawsze chciałem, ale nigdy nie dajesz mi szansy ...
- Tak, wiem. To zawsze moja wina. Ach jestem najgorszy – odparłem, spokojnie poprawiając koszulę i włosy.
- Nie to miałem na myśli ....
Zebrałem potrzebne zeszyty i wrzuciłem do czarnej torby na parapecie.Sprawdziłem czy mam wszystkie potrzebne książki i schowałem butelkę z wodą. 
- Nie ignoruj mnie – warknął zrywając się z łóżka – Zachowujesz się jak dziecko!
- Odezwał się wielce dorosły ! Za to ty zachowujesz się cholernie egoistycznie, myślisz tylko o własnych zachciankach i potrzebach. – tłumiłem swój krzyk, nie chcąc zaniepokoić Amber.
- Bo jesteś typową cnotką niewydmką – wycedził przez zaciśnięte zęby –potrafisz krzyczeć tylko „Nie, nie chcę!", a widać, że jest ci cholernie dobrze.
Otworzyłem usta nie mogąc wyjąkać nawet jednego słowa. Zrobiło mi się gorąco, bo wiedziałem, że trochę racji ma.
- I kto tu się zachowuje samolubnie ? – zapytał już spokojniejszy, po głęboki wdechu.
Zacisnąłem pięści na żółtym zeszycie, by po chwili opamiętać się i wygładzić pogniecione strony.
- Nic mi nie odpowiesz? – wyszeptał wprost do mojego ucha, przyprawiając mnie o przyjemne dreszcze.
Westchnąłem czując znajomy zapach.
- Ogranicz papierosy.
- Bez odpowiedniej motywacji nigdy tego nie zrobię.
Uniosłem na niego wzrok, przyglądając się jego szarym oczom i kuszącym ustom.
- Pocałuj mnie – wyszeptałem najciszej jak mogłem, czując jak na policzkach rozkwitają mi rumieńce.
- Co? –dopytywał z chytrym uśmieszkiem.
- Jeśli chcemy zdążyć na lekcje, to musimy już iść – odparłem już głośniej,czując zażenowanie.
Kastiel chwycił mnie za rękę, przyciągając do siebie. Wpadłem w jego ramiona, niczym laleczka z porcelany, opierając dłonie na jego torsie.
- Twoje życzenie niech będzie dla mnie rozkazem – powiedział niskim głosem, unosząc mój podbródek w górę.
Chwilę wpatrywał się we mnie, lustrując każdy najmniejszy szczegół mojej twarzy, by w końcu spragniony moich ust, wpić się w nie brutalnie, pozbawiając mnie wdechu.
Poczułem lekkie zawroty głowy, czując się oszołomiony zapachem tytoniu i zielonej herbaty.
- Nat, wychodzisz ?! – dobiegł mnie krzyk Amber.
Przestraszony odepchnąłem Kastiela w momencie, gdy w drzwiach stanęła dziewczyna.
- Tak, już idziemy – wychrypiałem, próbując uciszyć rozszalałe serce.
- Czekam przy wyjściu – uśmiechnęła się nieśmiało do czerwonowłosego.
Jak tylko zniknęła w przejściu, usłyszałem jak chłopak się śmieje.
- Z czego rżysz?
- Tak jakoś, bo to zdrowe – odparł lekceważąco, splatając nasze dłonie – To co panie przewodniczący? Chyba czas wrócić do szkoły.
- Taa.. –mruknąłem, wbijając wzrok w podłogę.
Ciemne panele zawsze są interesujące w takich chwilach.

Kastiel x NathanielWhere stories live. Discover now