28

16.6K 1.2K 98
                                    

Kastiel

Trzask. Jeden. Drugi. Trzeci. Szczekanie.
- Kurwa – warknąłem pod nosem, powoli otwierając zmęczone oczy.
Ciemne zasłony nie wpuszczały do pokoju porannych promieni słońca, dając mi spokojny sen... jednak wszystko do czasu. Upierdliwe pukanie nie chciało zamilknąć, a rozdrażniony Demon nie chciał się uciszyć.
Wściekły, powoli podniosłem się drapiąc po lekko już zarośniętym podbródku. W samych  bokserkach ruszyłem w kierunku hałasu, po drodze sypiąc karmy do miski wygłodniałego psa, by chociaż na chwilę zamknął jadaczkę.
- Czego tak wcześnie ? – zapytałem, zasłaniając się dłonią przed nagłym blaskiem słońca, które niewątpliwie wskazywało na południe.
- W kulki sobie lecisz! – zawołał rozwścieczony Lysander wpychając się mi do mieszkania – Ponad trzy godziny temu odbyła się próba! Co ty odwalasz przez te ostatnie miesiące?
- Zamknij się – syknąłem rozmasowując sobie skroń, która w cholerę pulsowała. Momentalnie miałem ochotę się zaśmiać, przypominając sobie do kogo należy ten tik – nie wrzeszcz na mnie z rana.
- Nie podnosiłbym głosu, gdybyś łaskawie pojawiał się tam gdzie trzeba. Ja wiem, że masz ciężka – jego ton złagodniał, mówił do mnie jak do dziecko – ale takie codzienne czynności pomogą ci o wszystkim zapomnieć.
Spojrzałem na niego zaskoczony. Dlaczego miałbym o wszystkim zapominać? Przecież niedługo pewnie wszystko wróci do normy, w końcu rozpocznie się szkoła i będę mógł go zobaczyć. Jednak coś niepokoiło mnie w słowach Lysandra.
- Słuchasz ty mnie?!
Uniosłem na niego jeszcze odrobinę zamroczony wzrok przez światło, które wydobywało się zza pleców chłopaka stojącego przed uchylonymi drzwiami. Z pierwszym zimnym podmuchem wiatru, który bezczelnie wdarł się do mojego ciepłego zakątka, trzasnąłem drzwiami, próbując zebrać do kupy myśli.
- Która jest godzina? – zapytałem przecierając oczy, pozbywając się uciążliwych śpioszków z kącików.
- Już dawno po piętnastej – westchnął srebrnowłosy – Próba już dawno się skończyła, ale możesz się przydać i pomóc mi poprawić nowy utwór.
- Czyli muszę się ubierać – pożaliłem się, powoli rozciągając zesztywniałe mięśnie.
Czułem jak wzrok chłopaka jeździ po moim obnażonym ciele, przy czym lekko się zarumienił. Trochę zirytowany zachowaniem przyjacielem, wymruczałem, że pójdę się ubrać. Przez to całe zamieszanie, wyleciało mi z głowy wyznanie Lysandra. Trochę zniesmaczony założyłem swoje ciemne jeansy i białą koszulkę z namalowanym krawatem. Przepłukałem jeszcze tylko twarz, po czym rzucając w srebrnowłosego piszczałkę Demona, ubrałem buty. Pies bez zawahania rzucił się na gościa, warcząc, że śmiał ruszyć jego własność. Patrzyłem chwilę, jak przerażony chłopak próbuje przecisnąć się koło potworka, który nie miał zamiaru odpuścić. Rozbawiony przyciągnąłem go do siebie, by zaraz wypchnąć go za drzwi. Pożegnałem się z psiakiem, który patrzył na mnie tym swoim tęsknym i skruszonym wzrokiem. Pogłaskałem go i zamknąłem za sobą drzwi, by się upewnić, że Demon nie postanowi zwiedzić okolicy. Nieprzyzwyczajony do widoku swoich kluczy, schowałem je do kieszeni kurtki.

Nie zaskoczył mnie fakt, że u Lysandra nikogo nie było. Za każdym razem gdy przychodzę, to Leo jest z Rozalią. Ach te słodkie gołąbeczki spędzają razem chyba każdą wolną chwilę. Czy on kiedykolwiek siedzi w domu ? Aż się zbiera na wymioty.
- Chcesz herbaty ?
- Pewnie – mruknąłem, rozbierając się ze zbędnych rzeczy.
Mieszkanie braci jest jakoś dwa razy większe niż moje, ale nie jest to dziwne. W końcu ja mieszkam sam i nie potrzebuję jakoś wiele przestrzeni.
Znam to miejsce na pamięć. Pierwszy przystanek, to salon. Najbliższy i największy pokój, w którym znajdowała się ogromna plazma i oczywiście kolorowa choinka. Uwaliłem się na brązowej kanapie, znajdującej się w centrum. Ściany w kolorze ciepłego pomarańczu wraz z kominkiem dawały poczucie komfortu i przytulności. Lubię przesiadywać u Lysa. Zawsze czuję się tu jak w domu, jakby nie patrzeć jego rodzice nawet traktują mnie jak własnego syna, w końcu tyle czasu tu spędzam. U mnie w domu nikt nie czeka, a tu zawsze jest przyjemnie.
- Nie zasypiaj znowu – zamarudził srebrnowłosy, kładąc zielony kubek na okrągłej ławie.
Uchyliłem jedno oko zerkając na zirytowaną twarz gospodarza – Przyszedłeś pomóc mi przy nowym tekście, a nie by wylegiwać się na sofie.
- Jasne mamo – mruknąłem, przeciągając się jak kot i chwytając swój gorący napój – to zaraz przyjdę.
Chłopak pokręcił głową, wychodząc z pomieszczenia.
Wpatrywałem się chwilę w rozpalony kominek, czując przyjemne ciepło. Na półkach stało pełno zdjęć. Zaczynając od najwcześniejszych lat, gdy Lys i Leo byli takimi małymi szkrabami, do czasu teraźniejszego, gdy każdy z nich podąża już własną ścieżką. My naprawdę wszyscy się zmieniliśmy.
Jedno przedstawiało nawet mnie. To wspomnienie z gimnazjum, wtedy właśnie założyliśmy zespół.
Zdziwiony zacząłem się rozglądać za jeszcze jednym zdjęciem, które powinno gdzieś tu leżeć. To najwcześniejsze ...
- Idziesz ?!
- Idę, idę – burknąłem, szybko ruszając w jego ślady.
Przeszedłem przez biały korytarz, wchodząc do następnego pomieszczenia po lewej. To pokój Lysa, Leo ma naprzeciw. Oba są identyczne wielkością, ale każde jest urządzone indywidualnie, przedstawiając ich sprzeczne charaktery i zainteresowania.
Lys siedział na podłodze, która była pokryta szarym, miękkim dywanem. Skrobał coś w swoim wiecznie zaginionym notesie.
- Pewnie potrafiłby opowiedzieć wiele ciekawych historii – zaśmiałem się na głos.
Zaskoczony spojrzał na mnie, nie do końca rozumiejąc co mówię. Pokręciłem tylko głową, siadając tuż obok niego i wyrywając mu notatnik.
- W czym konkretnie powinienem ci pomóc ? – zapytałem, przejeżdżając wzrokiem po bardzo schludnym piśmie. Widać, że posługiwanie się piórem daje dobre rezultaty.
- Mógłbyś to przeczytać i powiedzieć czy ci pasuje – zaproponował opierając brodę na moim ramieniu.
- Wydaje mi się, że moje zdanie nie wiele ci pomoże, bo dla mnie wszystko co napiszesz jest świetne – stwierdziłem oddając mu zeszyt.
Lekko zarumieniony odwrócił wzrok, zaciskając pięści na kolanach.
- Bardziej chciałem wiedzieć, czy pasuje ci granie takiej muzyki ...
Trochę roztargniony wysłuchałem jego propozycji, komentując i krytykując co jakiś czas. W końcu naszą dyskusję przerwał telefon. Wyrwany ze swojego trybu muzyka, Lys wstał, przepraszając mnie i wyszedł z pokoju.
Zaskoczyło mnie to zachowanie. Zwykle rozmawia przy mnie.
Korzystając z chwili przerwy, podniosłem się rozglądając po pokoju. Nie wiele się zmieniło. Podszedłem do sporego okna, koło biurka. Otworzyłem górną szufladę, w której zazwyczaj trzymał dla mnie jakieś papierosy. Przeszukałem ją czując tytoniowy głód, w końcu odnajdując jedną zabłąkaną fajkę. Już chciałem zamknąć skrytkę, kiedy zauważyłem wcześniej szukanego zdjęcia, które wystawało spod podręcznika do anatomii. Szarpnąłem za nie, uśmiechając się pod nosem. Kiedy uniosłem je do światła, zdębiałem. Ostatnim razem gdy je widziałem, było ... w całości. Teraz twarz Nathaniela, który stał pośrodku między mną i Leonem, była wydrapana.  Zaskoczony, uniosłem książkę wiedząc, że to nie jedyne zdjęcie, które się tu znajdowało. Na kolejnym był dość młody mężczyzna ubrany formalnie ze znanymi mi popiołowymi oczami. To był ojciec Natha, a na jego ramieniu opierała się piękna, srebrnowłosa kobieta, która w całej pewności była matką Lysandra.
Pochłonięty przez nowe fakty, nie zauważyłem kiedy do pokoju wrócił gospodarz.
- To chyba nie ładnie grzebać w cudzych rzeczach? – doszło mnie pytanie, i zimna dłoń chłopaka spoczęła na mojej.
- Chciałem tylko fajkę – mruknąłem, czując się odrobinę głupio.
Westchnąłem odwracając się do niego przodem i opierając się o jego biurko. Chwyciłem za zapalniczkę i odpaliłem, po czym szybko uchyliłem okno.
Dwu kolorowe oczy nie spuszczały ze mnie chłodnego spojrzenia. Miażdżył w dłoniach odnalezione przeze mnie zdjęcia, od reagując na nich swoją głupotę.
- Nie zapytasz? – odezwał się w końcu, lekko drżącym głosem.
Mocno zaciągnąłem dym do płuc, czując to nieznośne uczucie niedosytu.
- A chcesz mi powiedzieć? – odpowiedziałem pytaniem, znów biorąc wdech.
Chłopak zaśmiał się, siadając na kanapę, która w noc służy mu za łóżko.
- Ty naprawdę jesteś beznadziejny. Dlaczego to akurat w tobie musiałem się zakochać? To wszystko tak strasznie mnie denerwuje, to oczywiste, że nie mogłem tak po prostu pozwolić mu na prowadzenie szczęśliwego życia. Skoro ma wszystko, to wszystko mu odbiorę.




Kastiel x NathanielWhere stories live. Discover now