Świąteczny dodatek cz.3

145 18 3
                                    

Kastiel

- Co do cholery...

Zamarłem z kluczami w dłoni, drzwi były otwarte. Czy mogłem zapomnieć je zakluczyć? Mogło tak być, nie mogłem sobie przypomnieć. Wróciłem do mieszkania, jak wariat. Rozpiąłem Demona z szelek i już mnie nie było. Jeżeli naprawdę nie zamknąłem drzwi na klucz, nie byłby to pierwszy raz. Ostatecznie zawsze byłem zdania, że nie ma mnie, z czego okraść. Wewnątrz poza stertą szmat i zdjęć, nic nie było moje.

Podejrzliwie wsunąłem się do środka. Demon nie leżał u drzwi, samo to było podejrzane. Nie mając nic innego, chwyciłem za metalową łyżkę do butów. Zawsze była to już jakaś forma broni. Lepiej tak, niż z pustymi rękoma wpaść na potencjalnego złodzieja. Po cichu, niczym Ninja pokonywałem korytarz. Zmrużyłem oczy zauważając kolorowe światełka. Włamywacza z pewnością ciężko było nazwać złodziejem, prędzej Robin Hoodem, gdyż mój salon tonął teraz w obcych rzeczach.

- Nat?

Blondyn podskoczył upuszczając dwie bombki. Dźwięk tłuczonego szkła obudził drzemiącego na kanapie psa. Demon zawarczał na mnie i obrócił się na drugi bok... prawdziwy obrońca.

- Próbujesz mnie przyprawić o zawał serca?! – Zawołał dociskając dłoń do piersi. – Czego się skradasz?!

- Prz-przepraszam... - wybąkałem zbity z tropu.

Zdezorientowany rozejrzałem się po salonie. Nie bardzo rozumiałem, co tu się działo. Jakim cudem ta wielka choinka się tutaj znalazła? Nie podejrzewałem blondyna o samodzielne wniesienie, na pewno nie z tymi żelkami zamiast ramion.

- Czemu święta zesrały mi się na środku salonu?

To pytanie opuściło moje usta bardzo mimowolnie. Nie potrafiłem inaczej tego nazwać. Na podłodze walało się pełno kartoników wypełnionych bombkami wszelkiej maści. Kolorowe łańcuchy, światełka zajmowały każdy skrawek podłogi. Różnego rodzaju ozdoby leżały na parapetach, stole i przy telewizorze. Zamarłem wpatrując się w chrapiącego Demona. Czy Blondyn wcisnął go w strój renifera? Nie chciało mi się wierzyć, że wciąż stoi przede mną w całości. Raz próbowałem Demonowi umyć zęby... nie rozpatrzył mojego czynu pozytywnie skazując mnie na podrapaniem i ślad zębów na tyłku.

- Ja ci się tu zaraz zesram, nie święta – warknął wbijając we mnie zirytowane spojrzenie.

- To brzmi... na swój sposób seksownie – wymruczałem z dwuznacznym uśmieszkiem. – Ale mam toaletę, gdybyś potrzebował.

Po jego minie wiedziałem, nie przemyślał swoich słów. Czerwony po same uszy zacisnął usta i unikając patrzenia na mnie, zabrał się za sprzątanie. Dokuczanie mu było najlepszą rzeczą na świecie.

- Zostaw, pokaleczysz się – mruknąłem butem zgarniając odłamki. – Miotłą pozamiatam.

Nie od razu mnie posłuchał. Dopiero, gdy postawiłem but tuż przy jego palcach, wstał z poirytowanym burknięciem. To było urocze, jak łatwo się denerwował takimi głupotami. Zadowolony patrzyłem, jak siada obok psa. Demon nie pytając o zgodę, położył łeb na jego kolanach domagając się pieszczot. Z uśmiechem wyciągnąłem miotłę z szafy w przedsionku. Nic nie uszczęśliwia człowieka bardziej od widoku dwóch osób, które kocha najmocniej. Gdyby tylko mogło tak być codziennie...

- Co tutaj robisz? – Zapytałem wyrzucając do śmieci odłamki.

- A nie widać? – Prychnął wciąż obrażony moim wcześniejszym komentarzem.

- Srasz mi na środku salonu, przyjąłem – roześmiałem się widząc jego wściekłą minę. – Zawsze wiedziałem, że masz dziwne fetysze. Dobrze się maskowałeś do tej pory, Kochanie.

Kastiel x NathanielWhere stories live. Discover now