46

11.7K 1K 74
                                    

Nathaniel

- No i czego tu wróciłaś stara wiedźmo ?
- Jeszcze raz mnie przezwij, a obiecuje, że już nigdy w życiu ci nie stanie!
Zażenowany słuchałem ich zza drzwi łazienki. Nie miałem tyle odwagi by wyjść, a może to nie to ... bardziej nie miałem ochoty wysłuchiwać i oglądać tego wszystkiego.
Mama Kastiela jest pielęgniarką, potrafiłaby spełnić swoje groźby, prawda?
Zaśmiałem się nerwowo, zaciskając dłoń na klamce. Przecież nie zrobiłaby żadnemu z nas krzywdy, jednak nie znam tak dobrze tej kobiety, a rodzina chłopaka zawsze była dziwnie pokręcona, odkąd pamiętam.
Biorąc głęboki wdech, pchnąłem drzwi. Ta dwójka stała naprzeciw siebie, wymachując dość niebezpiecznie rękoma i wykrzykując jakieś niedorzeczne słowa.
Dyskretnie starałem się wycofać do pokoju czerwonowłosego, jednak tak jak się spodziewałem, było to niemożliwe.
- Z tobą to też bym chciała porozmawiać – uśmiechnęła się wbrew chłodnemu tonowi – jestem przekonana, że chciałbyś mi coś powiedzieć.
- Ja nie do końca – mruknąłem sam do siebie, nie pewnie wracając do salonu.
Atmosfera była gęsta, jakby groziła ostrym ładunkiem. Kobieta usiadła w fotelu, a ja opadłem obok przemoczonego chłopaka, na kanapę. Niepewnie zerknąłem na jego zirytowaną minę, ostrzegającą mnie przed wydawaniem jakiekolwiek dźwięku. Czując nieprzyjemny chłód na plecach, siedziałem wyprostowany z przysłowiowym „kijem w dupie". Brązowowłosa mierzyła mnie przenikliwym spojrzeniem, oczekując jakiejś decyzji z mojej strony. Z obawy przed reakcją Kastiela milczałem, powoli żałując, że nie wróciłem do domu. Milej byłoby już wysłuchiwać zrzędzenia Amber niż znoszenie niemych oskarżeń w moją stronę.
- Cokolwiek ? – kącik ust powędrował jej w górę, oznajmiając niemałe rozbawienie.
Wyraz jej twarzy lekko złagodniał, jednak nadal marszczyła brwi.
- Przecież nie zamierzam robić wam żadnej krzywdy – mówiła dalej widząc, że żaden z nas nie rwie się do odpowiedzi – A po za tym ja i tak wiem już wszystko– kiwała głową, zadowolona z nerwowego ruchu syna. Przeniosła na mnie dość zmartwione spojrzenie – Bardzo mi przykro z twojej sytuacji rodzinnej Nat, jednak nie możesz wiecznie się ukrywać, pod przykrywką korepetycji udzielanych temu tępakowi.
Zamrugałem, próbując jeszcze raz przetworzyć sens jej słów. Coś tu nie pasuje.
- Rozmawiałam z Lysandrem, który opowiedział mi o wszystkim – spojrzała złowieszczo na Kastiela – Nawet o tym jak wykorzystujesz dobroć Nathaniela.
Teraz już nie wiedziałem jak zareagować. Sytuacja wydała się absurdalna. Rozmawiała z Lysem ? I on jej powiedział o moich problemach w domu? To się nie trzyma całości. Przecież ostatnim razem, po przygodzie z Kaną dał mi ostrzeżenie, że to nie koniec zabawy ... a wręcz początek.
- Ale to nie tak – zacząłem szybko, w końcu zbierając się na odwagę – Pomagam mu z własnej woli, jak i z prośby pani Dyrektor ...
- Z nią również rozmawiałam – wtrąciła – Oznajmiła mi, że dzięki tobie, dzieciak zaczął chodzić systematycznie do szkoły, za co jestem ci niezmiernie wdzięczna, jednak już nie będzie potrzebował twojej pomocy.
- I zrobiłaś to wszystko w ciągu tych kilku godzin ? – zaśmiał się Kastiel, który przez cały ten czas milczał – Powiedz mi tylko, po co ? Nie chce nic od ciebie.
- Nic nigdy mi nie mówisz, o żadnych swoich problemach ... chciałam się czegoś dowiedzieć, o tym co dzieje się w twoim życiu – mówiła lekko zgaszona, uśmiechając się w dość smutny sposób - Zależało mi na tym, więc popytałam. Usłyszałam więcej pochlebnych słów niż się spodziewałam, przez co zdałam sobie sprawę, że jestem dla ciebie naprawdę okropna. Tak naprawdę nigdy w ciebie nie wierzyłam, i do tego pozwoliłam ci zamieszkać samemu, nie zdając sobie do końca sprawy z tego, że również możesz czuć się samotny ...
- Może i z początku tak było – machnął ręką, by zaraz położyć ją na mojej – Ale teraz tak nie jest. Znalazłem pewien porządek w codzienności, który pozwala mi iść na przód.
Słysząc te słowa, zarumieniłem się. To naprawdę miła wypowiedź, jednak poczułem też dziwne ukłucie.
Kobieta nie zauważyła tego gestu, nie mogła. Trzymał moją dłoń za swoimi plecami, zaciskając palce i głaszcząc wewnętrzną stronę ręki.
- I tak bym chciała, byś się do nas wprowadził – mruknęła, zakładając nogę na nogę – Przeprowadziliśmy się bliżej, dobrze by było jakbyś zyskał jakiś miły kontakt z siostrą...
- Córka twojego fagasa nie jest moją siostrą – warknął, gwałtownie zaciskając pięść.
Skrzywiłem się, czując jak przestaje dopływać mi krew.
- Myślałam, że na ten temat już rozmawialiśmy – westchnęła zrezygnowanie –Jestem pewna, że znajdziecie wspólny język z Kaną. Również gra na gitarze ...
Nie słyszałem już dalszej części rozmowy, cały świat się na moment zatrzymał. Nowa informacja przeszyła mnie na wylot. Oni są rodzeństwem? To nie dorzeczne. Jednak jeśli jest to prawdą, to Lys o tym wiedział.
- Wiem – chłopak zaśmiał się, kładąc nasze splecione dłonie na swoje kolano –Gust też mamy podobny.
Kobieta zamrugała kilkakrotnie, nie do końca pewna co się dzieje. Kastiel pokręcił głową, nie przestając się śmiać.
- Oboje lubimy znęcać się nad uroczymi chłopcami – to powiedziawszy, złożył dość prowokujący pocałunek na moich ustach – Ale drugi raz nie dam jej położyć łap na swojej własności.
Odepchnąłem go zawstydzony, czując że nawet moje uszy płoną. Piwnooka zlustrowała nas, wzruszając przy tym bezradnie ramionami. Nie wydała się jakoś specjalnie zaskoczona.
Miałem ochotę krzyczeć „To nie tak", ale było już za późno. Jak niby miałbym się z tego wytłumaczyć? Nic nie przychodziło mi do głowy. Gorączkowo szukałem jakiejś wymówki, jednak szatynka po prostu wstała, przeciągając się. Niesforne kosmyki uwolniły się z ciasnego koka, okalając jej zmęczoną twarz. Narzuciła na ramiona czarny płaszczyk, którego wcześniej nie zauważyłem, a leżał na oparciu fotela.
- A myślałam, że to tylko głupi żart – westchnęła sama do siebie, wciskając do ust miętową gumę do żucia – Aj dzieciaki, wiedziałam o tym od dawna – zaśmiała się w końcu zwracając do nas –Dało się to zauważyć.
Lysander powiedział, że to dopiero początek, jednak dla mnie wygląda to na upragniony koniec. Uśmiechnąłem się mimo woli, odrzucając głowę do tyłu. Szorstka kanapa drapała mój kark, a ja przymknąłem oczy całkiem zadowolony z postępu wydarzeń.
- Aha i żeby nie było – odezwała się, jeszcze raz zwracając naszą uwagę na jej postać. Stała już przy drzwiach, w pół kroku się zatrzymując – Nie pochwalam tego.
- Spokojnie, moja panienka może jeszcze zmienić płeć – spojrzał na mnie sugestywnie, uśmiechając się przy tym złośliwie.
- Sam ją kurwa zmień – warknąłem, oblewając się rumieńcami – I kto tak w ogóle powiedział, że jesteśmy parą ?
- Ja – odpowiedział krótko i zwięźle.
Przyłożyłem mu dłoń do ust, kiedy nachylił się do pocałunku.
- Czyli ja już nie mam głosu w tej sprawie? – syknąłem, gdy ugryzł mnie wpalec.
- Oczywiście, że nie – pchnął mnie, przywierając do mojego ciała – Ktoś kto się okłamuje, nie będzie decydował.
- Obrzydliwe – doszedł nas oburzony głos kobiety – róbcie takie rzeczy jak już wyjdę – prychnęła trzaskając w końcu drzwiami.
Zażenowany przekręciłem głowę na bok, spoglądając na wciąż uchylone okno.
Ona miała racje, to co robimy jest „obrzydliwe", a z pewnością nienaturalne.Tak właśnie postrzegać nas będzie środowisko, jako coś innego, a wręcz niemoralnego.
Jęknąłem czując zęby chłopaka na szyi.
- Przejąłeś się słowami tego straszydła ? – zapytał, głaszcząc wierzchem dłoni mój policzek.
Ciepło. To takie proste odczucia, ale czy są złe?
- A ty nie? – spojrzałem w jego szare oczy, czując jak zaczynam w nich tonąć.
Wpatrywał się we mnie troskliwie, psując mi fryzurę, jak na złość próbując zrobić przedziałek po środku. Miałem ochotę mu trzepnąć, przez to, że z taką miną potrafi robić coś tak głupiego.
- Raczej nie – szepnął, delikatnie muskając moje wargi.
Nie brzmiało to na pewną odpowiedź, ale kto nie miałby wątpliwości? To jak zboczenia, albo wręcz wynaturzenie. Nie każda odmienność jest dobra, trzeba się liczyć z konsekwencjami. Ale w tej chwili nie chcę już myśleć o niczym. Chcę czuć... czuć ciepło jego ust, dłoni przejeżdżających po moim ciele.
Czerwonowłosy odchylił się na chwile by kichnąć. Zirytowany zepchnąłem go z siebie, by zamknąć okno.
- Przeziębisz się idioto – westchnąłem – Tak to się kończy kiedy latasz rozebrany – skomentowałem jeszcze, czując się z jednej strony winny. Jak już się ubrał, to wlazł za mną pod prysznic i znowu ściągnął koszulkę.
- To mnie ogrzej M-A-M-O – uśmiechnął się cynicznie, przyciągając mnie do siebie.
- Naprawdę jesteś beznadziejny – prychnąłem, chowając głowę w jego ramionach.
Mam wątpliwości, każdy je ma. Jednak czuję, że byłbym wstanie je przezwyciężyć.To byłoby piękne zakończenie tej historii, „I żyli długo i szczęśliwie", niczym wyciągnięte z dziecięcej baśni. Pozwolę sobie marzyć, na ten moment będziemy tylko my. Wtuleni w siebie, jakby stęsknieni bliskości. 

Kastiel x NathanielWhere stories live. Discover now