23

16.7K 1.4K 82
                                    

Kastiel

Zawsze? Zawsze muszę zrobić coś tak okropnego ? Musiałem... tak kurwa musiałem go upokorzyć, przed dziewczyną, którą prawdopodobnie kocha... Nieważne jak bardzo mnie to boli, muszę się z tym pogodzić.
Trochę poirytowany, zatrzymałem się, oglądając jak ślady butów nakładają się na siebie i powoli znikają pod narastającą warstwą śniegu.
- Nat! - krzyknąłem, czując się jak skończony idiota.
To było oczywiste, że  mi nie odpowie, ale mimo wszystko chciałem wypowiedzieć jego imię.
Desperacko obejrzałem się po okolicy, szukając jakiejś wskazówki, gdzie mógł się ukryć. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że znam to miejsce. Prowadzony przez dziwną intuicje, pokierowałem się  na stary plac zabaw. Stanąłem naprzeciw niszczejącego już budynku, z powybijanymi oknami, odchodzącym tynkiem i pleśniejącymi framugami. Zapatrzyłem się na wyblakły napis „Wesołe Nutki", który przywoływał wiele wspomnień. Przypominał mi się wieczny zapach ciastek i wesołe wołanie pani Norek.
Z cichym westchnięciem, odwróciłem się tyłem do ruiny, wchodząc na teren „nawiedzonego" placu. Ostatnio słyszałem, jak dzieci uciekają stąd z krzykiem, twierdząc, że widziały tu przezroczystą kobietę w śnieżnobiałej sukni.  Jak to ona się nazywała? Biała Dama? No coś takiego.
Przejechałem dłonią po starej karuzeli, która boleśnie wydała cichy pisk, robiąc swój pierwszy obrót od dłuższego czasu. Za nią stała kaczka na sprężynie, której brakowało głowy. Tuż obok oderwane od podstawy, podgniłe drewno, które powinno być delfinem. Zaśmiałem się, widząc jak bieg czasu zniszczył tak piękne miejsce, które niegdyś się tu znajdowało.
- Wiesz - zacząłem, zauważając nikłe ślady na śniegu kierujące się w stronę zawalonego zamku, przy samej zardzewiałej bramie - zawsze byłeś słaby w chowanego, wszyscy od razu wiedzieliśmy gdzie się schowasz. Nigdy nie pomyślałeś by zmienić kryjówkę? Zamek był super, ale wieczne ukrywanie się w tym samym miejscu jest nudne - mruknąłem, powoli nachylając się nad małą miniaturą ślizgawki.
Spojrzał na mnie zamglonym wzrokiem, w którym można było wyczytać tylko nienawiść. Zaciskał dłonie na kolanach, które przyciskał do nagiej piersi, by ukryć roztrzęsione z zimna ciało. Z ust buchała biała para, w końcu temperatura dawno spadła już poniżej zera. Szczękał zębami, co odbijało się echem pomiędzy ciasnymi i ciemnymi ścianami.
- Czego chcesz ? - zapytał roztrzęsionym głosem.
Widać, że emocje powoli go wyniszczają.
Bez słowa zdjąłem swoją ciemną, zimową kurtkę, którą okryłem przemarzniętego chłopaka.
Posłał mi zaskoczone spojrzenie, gdy zacząłem się wpychać do jego kryjówki.
- Jesteś za duży- jęknął tylko, gdy uderzyłem głową o spleśniałe deski.
- Takie rzeczy mów mi w łóżku - odparłem, trącając go kolanem, lekko się uśmiechając.
Nastała cisza. Nie skomentował moich słów, odwrócił głowę. Wbijał wzrok w czubki swoich obłoconych butów, co jakiś czas poruszając którymś.
Szybko zaczęły drętwieć mi nogi, od siedzenia w nienaturalnie skulonej pozycji. Zacząłem się wiercić, dzięki czemu zasłużyłem sobie na kolejne dziwne spojrzenie blondyna.
- Mówiłem, że jesteś za duży -powtórzył, kładąc głowę na kolanach.
Otulił się mocniej moją kurtką, zanurzał w niej nos, przymknął oczy powoli odpływając...
- Nie zasypiaj - warknąłem, wkładając mu dwa palce pod żebra.
Zaskoczony podskoczył, również uderzając się w głowę.
- Ty też nie jesteś już tak mały jak wtedy - parsknąłem, mierzwiąc mokre włosy Nathaniela.
- Nie dotykaj mnie - syknął, odtrącając moją dłoń.
Zmrużyłem na niego oczy, automatycznie zaciskając rękę w pięść. Wziąłem głęboki wdech, nie spuszczając go z oczu. Wcześniej jasno różowe usta stały się sine.
  - Chodźmy stąd - szepnąłem, wyczołgując się na zewnątrz.
- Nie chce - odparł, łapiąc się wystającej deski, gdy chwyciłem go za nogę.
- Powiedziałem idziemy - warknąłem, wyciągając go siłą.
Głośny trzask spróchniałego drewna i Nathaniel wypadł na śnieg. Wściekły podniósł się otrzepując spodnie.
- Jesteś jakiś nierozumny czy co ? Nigdzie z tobą nie pójdę, nie chce cię znać ! - krzyczał.
- Nie interesuje mnie to jakoś specjalnie - skwitowałem, przerzucając go sobie przez ramię - jeśli nie chcesz iść to cię zaniosę.
- Kastiel ! - zaczął się miotać, co jakiś czas uderzając mnie pięścią w plecy, przez co w końcu straciłem równowagę.
Zakląłem pod nosem, upadając na ziemię. Znalazłem się nad Nathanielem, który próbował się podnieść. Zirytowany, dłonią przycisnąłem go do podłoża, przejeżdżając po jego odkrytym torsie. Łatwo można było zauważyć kilka odcinających się na bladej skórze ciemnoróżowych malinek, które kuły moje oczy. Rozdrażniony wpiłem się w jego szyję, wymuszając kilka cichych jęknięć blondyna. Położył dłonie na moich barkach, próbując mnie odepchnąć, ale schłodzone ciało nie miało na to tyle siły. Czułem gorąc, zapach waniliowego szamponu rozpalał mnie, powodując chęć mienia go, właśnie w tej chwili. Walcząc ze sobą, oderwałem się od jego smukłego karku, pozostawiając sporej wielkości ślad.
- Jesteś tylko mój - szepnąłem mu do ucha, co spowodowało dreszcze u chłopaka - żadna lafirynda nie będzie cię dotykać.
Spojrzałem na zarumienioną twarz blondyna, którą nie do końca potrafiłem zinterpretować. Otworzył usta by coś powiedzieć, ale nie dałem mu na to szansy. Złożyłem mu delikatny pocałunek, kreśląc kołka na jego chłodnej skórze. Jego pierś ciężko unosiła się do góry, ledwo łapiąc oddech.
- Masz dwie możliwości - powiedziałem w końcu odrywając się od niego - Wezmę cię tu i teraz, albo grzecznie pozwolisz się zanieść do mnie i tam cię zerżnę.
Drżące pięści zacisnął na mojej cienkiej bluzie, odwrócił głowę na bok, by ukryć zaszklone oczy.
- Jesteś skończonym palantem - syknął słabo, tracąc powoli siły.
- Dałem ci prosty wybór - odparłem ze złośliwym uśmiechem.
- Nie - wyszeptał prawie nie słyszalnie, nagle zrywając się z ziemi i rzucając we mnie kulką ze śniegu.
Zaskoczony nie zareagowałem w pierwszej chwili, gdy obsypywał mnie gradem białych kul. Ostatecznie zaśmiałem się, czując jak zimno mnie przenika, uspokajając moje zapędy. Złapałem puch, formując go powoli w zwięzłą kulę i narzucając ją jednym, wspaniałym ruchem, którego pozazdrościłby mi nie jeden baseballista.
Zaskoczony blondyn zrobił unik, upadając na kolana.  Zaczerwienionymi dłońmi grzebał w śniegu, doprowadzając mnie do szału.
- Zapnij się chociaż, bo sobie tylko szkodzisz - opieprzyłem go, czując narastający gniew - co ty sobie myślałeś, wybiegając w taką pogodę w samych spodniach?!
- Hę?! A ty musiałeś mówić to wszystko Melanii? Wiesz jak ja się teraz czuję? Pomyślałeś może chociaż odrobinę o tym co ja czuję?! No pewnie, że nie pomyślałeś no bo po co?! Przecież jestem tylko twoją zabawką ...
- Nie mów tak - warknąłem na niego, podnosząc go z ziemi - nie jesteś przedmiotem, ja naprawdę cię cenie - szepnąłem cicho, chowając twarz w jego miękkich włosach - proszę, nie zostawiaj mnie.
Zaskoczony chłopak nic już nie odpowiedział, pozwalając mi na nacieszenie się jego bliskością. Dobra chwila jednak nie trwała długo, zorientowałem się, że problem oddychania Nathaniela nie był spowodowany moją bliskością, a zimnem, na które był wystawiony za długo. W końcu stracił przytomność w moich ramionach.

Nawet nie zwróciłem uwagi, kiedy znowu zaczął prószyć śnieg.

Kastiel x NathanielWhere stories live. Discover now