Rozdział 39

1.6K 121 4
                                    


Tym razem przed budynkiem stała straż złożona z sześciu archaniołów. Przez chwilę obawiałam się, że nas nie wpuszczą, ale pojawił się Tryben i nas wprowadził. Na każdym kroku dało się wyczuć napięcie i stan podwyższonej gotowości. Korytarz obstawiony był kolejnymi żołnierzami, którzy obserwowali nas czujnie. Przed drzwiami sali, w której przesłuchiwana byłam poprzedniego dnia i gdzie, o mało włos, nie spaliłam Isar'a musieliśmy oddać broń. Bez sztyletów czułam się naga, ale skoro towarzyszące mi osoby nie robiły z tego powodu kłopotów, także się podporządkowałam.

W śmigaczu ustaliliśmy, że w naszym imieniu wystąpi Rei. Ja, z Tybal'em i Taidą, mieliśmy starać się nie rzucać w oczy. Zaraz po przekroczeniu progu usiedliśmy na ławce pod ścianą, a srebrnoskrzydły poszedł do przodu. Majestatycznie, z wysoko zadartą głową zajął krzesło przy stole. Przed wejściem naciągnęłam na głowę kaptur bluzy, a siedząc między nimfą a archaniołem, starałam się być jak najmniej widoczna.

Po drugiej stronie przejścia zasiadał Kamael, w towarzystwie jakiegoś bogato odzianego człowieczka. Władca wampirów odziany był w garnitur o gołębiej barwie. Za to jego kompan w krwistoczerwoną szatę, która tak była obwieszona różnymi klejnotami, że nawet z daleka bił od niej blask.

- Wiesz, kto mu towarzyszy? – zapytałam cicho ciotkę.

- Prawnik – odparła. – Szybko się uwinął, skoro ma przy sobie jednego z Gildii Prawniczej.

- Z czego? – zdziwiłam się.

- Krasnolud z Gildii Prawniczej. Kiedy sprawa jest, że tak powiem, gardłowa, zatrudnia się jednego z nich. Znają na pamięć cały kodeks, wszelkie prawa i kruczki. Ich usługi są drogie, ale rzadko zdarza się, żeby przegrywali sprawę.

- A nie powinni siedzieć, te krasnoludy znaczy się, w kopalni? Gromadzić złoto i tak dalej?

- Nie patrz na nich przez Ziemski pryzmat. – Uśmiechnęła się lekko. – W kopalniach wykorzystują gnomy i skrzaty, a sami zajmują się prawem i bankowością. A także lichwiarstwem. Na każdej planecie mają sieć swoich banków, nawet na tych izolowanych. Potrafią obchodzić prawo. Jednak jeżeli chcesz wynająć prawnika, musisz się pofatygować się osobiście na ich planetę.

Zamilkłyśmy, bo do sali wszedł Destus Witeh, w towarzystwie Seriny i Khalis'a. Wszyscy podnieśli się, kiedy zajmowali miejsca na podwyższeniu. Cała trójka miała miny poważne, żeby nie powiedzieć ponure.

- Otwieram nadzwyczajne posiedzenie Wielkiej Rady, mające na celu przesłuchanie czwórki wampirów, którzy zaatakowali dom jednego z mieszkańców. – Destus mówił głośno i wyraźnie, w ziemskim angielskim.

- Co to za nowe zwyczaje, Destus? – Kamael zerwał się z krzesła. – Od kiedy takie sprawy rozpatruje Wielka Rada? I w dodatku w takim języku?

- Nie czujesz się połechtany, że twoje pachołki będą traktowane na równi z tobą? – Serina trzymała złożone dłonie tuż przy ustach, jakby szykowała się do rzucenia czaru. – W końcu to na twoje polecenie zaatakowały.

- Najpierw musisz to udowodnić – wysyczał.

- To nie będzie trudne. – Spojrzała na przewodniczącego.

- Przekonamy się. – Wampir uderzył dłonią w stół. – Żądam przejścia na terrański.

- Nigdzie nie ma zapisane, w jakim języku powinny odbywać się przesłuchania, czy rozprawy. Prawda? – Khalis wymownie spojrzał na krasnoluda.

- Gretner de Batistatyr. – Wstawszy przestawił się krasnolud, kłaniając się nieznacznie. – Zgodnie z ustawą, podpisaną przez wszystkie zrzeszone planety, język, w którym odbywa się rozprawa, czy przesłuchanie, powinny znać wszystkie zainteresowane strony. Nie jest dokładnie określony, o jaki język chodzi.

ZIEMIANKA Tom I : Obcy PtakWhere stories live. Discover now