Rozdział 21

2K 134 10
                                    



Sevi weszła jako pierwsza do mojego azylu. Trochę się obawiałam, co tam zastanę. Czy moje rzeczy, choć nie było ich znów tak wiele, są na swoim miejscu? Przede wszystkim szkatułka babci, ona była najważniejsza.

Carney i wampir opierali się o przeciwne ściany. Niby rozluźnieni i swobodni, ale wyczuwałam napięcie. Wystarczyłby jeden impuls, żeby skoczyli sobie do gardeł. Poznałam to po zaciśniętych szczękach i zmrużonych powiekach. Łóżko wciąż było rozgrzebane, tak jak je zostawiłam rano. Szybko do niego podeszłam, żeby choć trochę ogarnąć.

- Nie wysilaj się – warknął Rino. – Gorsze barłogi widywałem.

- Tak? – zapytałam, starając żeby zabrzmiało to ironicznie. – Nikt cię nie zapraszał tutaj. To moja kajuta.

- Ty...

Przerwał mu Rei, który wpadł do pomieszczenia i od razu zaczął wydawać rozkazy.

- Tybal, weź z sobą Carney'a i idźcie zająć się twoim ojcem. Nie chcę go widzieć w pobliżu. Czymś go zajmijcie, wszystko mi jedno czym. Najlepiej jakbyście też zatrzymali kapitana, pod jakimkolwiek pretekstem. Potrzebuję czasu, żeby doprowadzić cały ten burdel do porządku. – Przeczesał włosy dłonią. – Sevi, do ambulatorium. Mina jest operowana, jak czegoś się dowiesz, to zaraz dawaj mi znać. Ruszajcie.

Widziałam, że chcą się zbuntować, ale srebrnoskrzydły obrzucił ich takim spojrzeniem, iż spasowali. Rei poczekał, aż wyjdą i dopiero zwrócił się do wampira.

- I?

- Czysto.

- Wszystko sprawdziłeś?

- Za kogo mnie uważasz? Za amatora?

- Uspokój się, kretynie. – Rei usiadł ciężko na łóżku. – Wolę dmuchać na zimne. Co tam się stało?

Rino zlustrował mnie od góry do dołu i z powrotem.

- Przy niej nie będę mówił – oburzył się.

- Będziesz! – Rei zerwał się na równe nogi. – Ona tkwi w tym po same uszy.

- Nawet nie należy do nas, jest obca. – Wampir wyszczerzył kły. – W dodatku to ziemski wampir! Przemieniona pewnie przez jakiegoś patałacha, któremu wydawało się, że tak powinien. Umierałaś? Byłaś śmiertelnie chora? Może któryś z kontrolerów się w tobie zakochał? Pewnie żłopała ludzką krew. – Zwrócił się do archanioła. - Na Ziemi nie ma żadnego Giganra.

- Masz coś przeciwko mnie? – wrzasnęłam. – I co to za Giganra? I jacy kontrolerzy?

- Tak, mam! – Był szybki, ledwo zauważyłam ruch, a już stał przede mną i trzymał za ramiona. – Jesteś istotą nocy, światło ultrafioletowe cię zabije. Niebezpieczną, nieobliczalną. Kto raz posmakuje ludzkiej krwi jest stracony na zawsze.

Odepchnęłam go z całej siły, zatrzymał się na przeciwnej ścianie, ale zaraz znów do mnie doskoczył. Wiedząc już do czego jest zdolny, gwałtownie się pochyliłam i zanurkowałam pod jego ramieniem, waląc go pięścią w okolicach nerek. Nie zdołałam go zatrzymać, po sekundzie znów stał twarzą w twarz ze mną i przyciskał do drzwi łazienki. Oczy mu świeciły na żółto, a z gardło wydobywał się warkot.

- Rino, zostaw ją. – Rei odciągnął wampira ode mnie. – Nie jest przemieniona, taka się urodziła.

Szok, który malował się na twarzy wampira, pewnie by mnie rozbawił, ale nie w tej sytuacji. Rozmasowywałam bolące miejsca, uchwyt miał jak imadło, na pewno zostaną ślady.

ZIEMIANKA Tom I : Obcy PtakWhere stories live. Discover now