Rozdział 31

1.8K 127 9
                                    


Stałam pośrodku jakiegoś dziedzińca. Świecił księżyc, oświetlając teren upiornym, srebrnym blaskiem. Przed sobą widziałam wielki, wysoki budynek, z dwiema strzelistymi wieżami. Między nimi kołowało stado ptaków. Z niepokojem obserwowałam jak obniżają lot, zaczynają pikować w moją stronę. Nie bałam się, co to, to nie. Wiedziałam, że mam ochronę, zbyt potężną, żeby byle ptaszyska mogły mi zrobić krzywdę, ale lekki dyskomfort pozostał.

Kiedy jednak były nisko zaczęły zmieniać postać. Dotykając ziemi stawały się wampirami i otaczały mnie. Stałam wyprostowana, z zaciśniętymi w pięści dłońmi. Wiedziałam, że nie mogę się przemienić, jeszcze nie teraz. Nie miałam też zamiaru uciekać. Zaczęłam głęboko oddychać, żeby uspokoić galopujące serce i skoncentrować się. Ogarnęło mnie gorąco, czułam jak ogień mnie otacza, niemal spala. Wyciągnęłam ręce na boki, pozwalając, żeby otoczył mnie krąg płomieni.

Krwiopijcy trzymali się kilka kroków ode mnie, jakby czekali na rozkaz do ataku. Usłyszałam głośny śmiech, taki, od którego pęka szkło. Tłum rozstąpił się przepuszczając mojego ojca. Kamael kroczył pewnie, wbijając we mnie te swoje czerwone oczy. Nie przestawał się też śmiać. Wykonał gest dłonią i wszyscy rzucili się na mnie. Skuliłam się, chcąc być jak najmniejsza. Wrażenie spalania nasiliło się, aż wybuchłam, zamieniając się w kulę ognia.

- Obudź się, nooo, dziewczyno, obudź się! – Słyszałam spanikowany głos Tybala. – Do Aniołów Światła, jaka ty jesteś gorąca!

Natychmiast oprzytomniałam. Uchyliłam powieki i nad sobą ujrzałam zaniepokojoną twarz chłopaka. Pomógł mi usiąść. Podniosłam dłonie i przyjrzałam się im. Na ich końcach zauważyłam ogniki, jakbym rzeczywiście stanęła w ogniu.

- Co się stało? – zapytałam słabym głosem.

Chciało mi się pić, ale oczywiście nic nie mieliśmy w sypialni. Przełknęłam głośno ślinę, przynajmniej się starałam. Gardło było wysuszone na wiór.

- Zaraz wrócę, ty się stąd nie ruszaj – przykazał mi archanioł.

Wciągnął spodnie i wyskoczył przez okno. Byłam zbyt zmęczona i skołowana, żeby zastanawiać się, gdzie poleciał. Ukryłam głowę między kolanami i miałam ochotę umrzeć. Ciało jakby paliła gorączka, czułam jak pot spływa między łopatkami i piersiami. Pościel też była wilgotna.

Nie słyszałam kiedy wrócił, poczułam jednak zimny kompres, który położył mi na karku. Otrząsnęłam się, przeszyły mnie dreszcze, ale zaraz zrobiło mi się lepiej.

- Dzięki – mruknęłam.

- Napij się. – Podał mi kubek z zimną wodą. – Powinniśmy zrobić tutaj jakiś barek, czy coś w tym stylu. Jak przyjdzie zima, to nie za bardzo widzę to latanie na pół nago.

Musiałam się roześmiać, aż zachłysnęłam się i dostałam ataku kaszlu.

- Myślałam, że wy nie marzniecie. – Położyłam dłoń na jego piersi. – Na Ziemi paradowaliście w takich cieniutkich koszulach.

Przeciągnęłam palcem po tatuażu Tybala. Złapał mnie za rękę i pocałował w palce.

- Z reguły nie jest nam zimno, ale zdarzają się planety, na których musimy się bardziej... odziać. Na Perthin zimy są łagodnie, ale czasem zdarza się gorszy rok. Pewnego razu zasypało śniegiem cały okręg i nawet latać nie mogliśmy, groziło to odmrożeniem skrzydeł. – Jego pieszczota sprawiała mi przyjemność. – Lepiej się czujesz? Przestraszyłaś mnie.

ZIEMIANKA Tom I : Obcy PtakWhere stories live. Discover now