Rozdział 25

1.7K 137 10
                                    


 W drzwiach mesy zderzyłam się z Martes'em. Obrzucił mnie nienawistnym wzrokiem, ale odsunął się, żebym mogła przejść. Zresztą zdążyłam zauważyć, że większość archaniołów przyglądała mi się z ciekawością, a nierzadko z nietajoną wrogością. Widocznie moje wyczyny nie były tajemnicą, a zranienie członka Wielkiej Rady, odbiło się szerokim echem. Rino zaraz zjawił się obok i lekko popchnął mnie w stronę stołu, przy którym siedział Rei.

- Idę do Hitari – oznajmił. – Tobie też już wzięliśmy kolację. Odpręż się i śpij dobrze.

Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Rozmowa się nie kleiła, każdy jadł szybko, jakby coś go goniło. Po posiłku srebrnoskrzydły odprowadził mnie do kajuty i poszedł sobie. Powiedział tylko, że pewnie do rana nie wróci, bo ma coś jeszcze do zrobienia. Zaczęłam się o niego martwić, chyba czekała go kolejna nieprzespana noc.

Czysta, najedzona, zaczęłam sobie mościć gniazdko w garderobie, starając się usnąć. Bałam się kolejnego dnia. Perthin miał być moim domem, na jak długo, nie wiedziałam. Może już na zawsze. Odpływałam właśnie, kiedy usłyszałam, że ktoś wpada do kajuty.

Drzwi do mojej a'la sypialni otworzyły się gwałtownie, przez otwór wpadało ostre światło, oślepiając mnie. Nie widziałam kto stoi naprzeciw, ale w geście obronnym naciągnęłam bardziej na siebie koc. Zamaskowana postać złapała mnie za nogi, choć starałam się je podkurczyć pod siebie i wyciągnęła na zewnątrz. Serce biło mi jak oszalałe, ze strachu cała się spociłam. Chciałam zacząć krzyczeć, ale dostałam w twarz z otwartej ręki. Ledwo zdołałam zarejestrować, że jest obłóczona w rękawiczkę. Cios spowodował, że przegryzłam wewnętrzną stronę policzka. Krew zalała mi wnętrze, więc zaczęłam pluć. Przemieniłam się i próbowałam wstać, ale okazało się, że napastnik nie jest sam.

Było ich dwóch. Ubrani na czarno i zamaskowani. Na oczach mieli dodatkowo gogle. Po kiego grzyba, pomyślałam i zaczęłam się szarpać z nimi. Czułam jak krótka koszulka podjeżdża wyżej i odsłania biust. Złapałam za jej brzeg ciągnąc niżej. Usłyszałam zdegustowane parsknięcie. Jeden z nich złapał mnie za podbródek, mocno ścisnął i w uchylone usta wcisnął knebel. Zaczęłam się dusić, a jak poczułam smród starej skarpetki o mało nie zwymiotowałam. Dodatkowo czymś mi owinął twarz, żebym nie wypluła jarzma. Skrępowali ręce w nadgarstkach na plecach, a nogi w kostkach, naciągnęli jakiś worek, czy coś w ten deseń, na głowę. Byłam unieruchomiona i przerażona.

Miałam nadzieję, że ktoś mnie uratuje. Rei, albo Rino powinni wrócić do wspólnej kwatery, ale moje ciche modlitwy nie zostały wysłuchane. Poczułam jak ktoś łapie mnie w pół i przerzuca sobie przez ramię. Nie byłam w stanie nic zrobić. Kły wbijały mi się boleśnie w wagi, czułam krew spływającą powoli po brodzie. Porywacz musiał wyjść na korytarz, bo zmienił się odgłos kroków. Wiedziałam, że było już późno, więc większość statku pogrążona jest we śnie.

Myśl, myśl, kretynko. Zmuś do pracy te szare komórki, bo chyba jeszcze je masz.

Zaczęłam analizować sytuację. Jeżeli chcieliby mnie natychmiast zabić, to mieli okazję. Czyli, albo nie chcieli robić tego w kajucie, bo tam mimo wszystko ktoś mógłby ich nakryć, albo mają inne plany w stosunku do mnie. Co daje mi jakieś pole manewru. Na razie nie mogłam nic zrobić, jakbym chciała się uwolnić, wykorzystując ostre szpony, ten, który mnie niósł by to wyczuł. Musiałam poczekać na okazję, bo w głowie zaczął kiełkować zarys pomysłu.

Starałam się liczyć kroki. Biorąc pod uwagę wzrost napastnika, jeden sus to metr. Powinno dać mi to pojęcie jak daleko jestem wyniesiona. Po pierwszej setce pogubiłam się. Po chwili usłyszałam jak uchylają się jakieś drzwi i zaczęliśmy schodzić w dół. Głową uderzyłam w coś, aż mi się w niej zakręciło. Zresztą było mi niedobrze, czułam jak żołądek zaczyna się buntować przeciwko takiemu traktowaniu. Ledwo powstrzymywałam torsje, mogłam się przecież udusić. Przez otępiały umysł przeleciała wizja śmierci.

ZIEMIANKA Tom I : Obcy PtakWhere stories live. Discover now