Rozdział 14

2.1K 149 11
                                    



Schowałam sztylety do pochewek w butach. Przynajmniej przestały świecić. Teraz trzymaliśmy się razem, ale Rei narzucił duże tempo. Z daleka widziałam Carney'a opierającego się o ścianę przy końcu uliczki. Wydawał się skupiony na tym, co działo się po drugiej stronie ulicy. Z tak daleka nie widziałam, ale wiedziałam, że za chwilę moja ciekawość zostanie zaspokojona.

- Wiesz, że za łatwo ci poszło? – zapytał Rei.

Tak jakbym do tego sama nie doszła. Postawę przyjęłam taką, jaką kiedyś podpatrzyłam w filmach i to odruchowo. Wampir też nie był w pełni sił, srebrnoskrzydły zdołał go skołować swoją mocą. A sztylety? Tak jakby miały własną wolę i to one mnie poprowadziły.

- Wiem. Dużo muszę się nauczyć – uznałam.

- Czeka cię ciężki trening. Chyba, że chcesz dołączyć do ojca? – Rzucił mi pytające spojrzenie. – Na pewno się ucieszy.

- Na głowę jeszcze nie upadłam, nie chcę mieć z nim do czynienia. Im będę dalej od niego, tym lepiej.

- Dowie się, gdzie jesteś. Może chcieć cię odzyskać.

Parsknęłam zdegustowana. Bałam się, że będzie próbował. Miałam nadzieję, że archanioły zapewnią mi ochronę, przynajmniej do momentu, kiedy będę mogą sama się bronić. Przypominało mi to tańczenie na ostrzu noża, jeden nieostrożny ruch, a spadnę i rozetnie mnie na pół.

- Masz dobrą postawę – kontynuował Rei. – Zadatki na dobrego wojownika, refleks. Zaskoczyłaś tego wampira, ja jednak zdołałem już wpłynąć na jego umysł, więc nie był tak trudnym przeciwnikiem. Musisz się nauczyć jak z nimi walczyć, bo choć Kamael ich trochę utemperował, czego nie można umniejszać, to jednak są rozplenieni po całym wszechświecie i samotne osobniki są cholernie groźne.

- Kim był przed przemianą? – zapytałam, choć chyba przeczuwałam, jaka będzie odpowiedź.

- Archaniołem – odparł.

- Znałeś go? Nie wiem jak to określić. W poprzednim życiu, czy wcieleniu? I jak to się stało, że nie ma skrzydeł?

- Znałem. – Wydawało mi się, że głos mu zadrżał. – Za dużo pytasz. Wszystkiego się dowiesz, ale po kolei.

Jak zwykle mnie zbywał. Za dużo myśli mi się kłębiło w głowie, mnóstwo pytań, a każde domagało się odpowiedzi.

- Trzymam cię za słowo.

Dochodziliśmy już do czujki. Carney odwrócił się w naszą stronę i jęknął głośno na widok zakrwawionej przyjaciółki.

- Sevi, co się stało? – Przyskoczył do dziewczyny i złapał ją w pół, patrząc głęboko w oczy. – Jesteś ranna!

Delikatnie dotykał prowizorycznego opatrunku.

- Nic mi nie jest. – Zapewniła go. – To tylko draśniecie, zagoi się za dzień, dwa. – Uśmiechnęła się do niego radośnie. – Wpadliśmy w zasadzkę wampirów.

- Potem sobie pogadacie. – Rei przerwał ich szczebiotanie. – Ruszajmy. Izzy, ty lepiej się przemień, będziesz bardziej wiarygodna.

Wzdrygnęłam się. Co to było za miejsce, skoro nie mogłam być zwykłym człowiekiem. Zaraz jednak dotarło do mnie, że na tej planecie chyba jestem pierwszym Ziemianinem, więc nic dziwnego, że cudakiem.

Wyjrzałam zza węgła i przyjrzałam się klubowi, do którego zmierzaliśmy. „Tikuana" umiejscowiona była w hali, nie potrafiłam ocenić jak wielkiej, bo widziałam tylko front. Spod kolorowych graffiti gdzieniegdzie przebijała szarość ścian. Przed wrotami stało czterech „goryli". Aż się cofnęłam na ich widok. Nie tak wysocy jak archanioły, ale potężniej zbudowani. Nawet z takiej odległości zdołałam zauważyć jak szerocy są w barkach. Nie to jednak mnie wystraszyło, tylko ich nagie ciała porośnięte sierścią i poszarpane, ciemnoszare skrzydła.

ZIEMIANKA Tom I : Obcy PtakWhere stories live. Discover now