Rozdział 2

3.9K 200 32
                                    




Pożegnania są zawsze bolesne. Dla mnie w szczególności, bo nie wiedziałam, czy jeszcze kiedykolwiek zobaczę swoją rodzinę. Wszyscy bliscy zgromadzili się w salonie. Starali się robić dobrą minę do złej gry. Kuzyni, Ron i Marek, wygłupiali się i opowiadali niestworzone rzeczy o moich szkolnych wpadkach. Większość z nich była wyssana z palca, ale nie wszystkie. Obydwaj mieli za zadanie pilnowanie mnie, żebym nie dawała się ponosić emocjom i nie zdradziła swoich „mocy". Niby niska, niby delikatna, ale dzięki odziedziczonym genom zawsze byłam szybka i silna. Gdyby nie ci dwaj wariaci byłabym postrachem całej szkoły. A i tak zdołałam kilku osobom sprawić lanie, za co zostałam zawieszona. I to trzy razy! Babcia mi wtedy taką pogadankę zrobiła, że ze wstydu myślałam, że zapadnę się pod ziemię.

Dziadek miał zaczerwienione oczy, jakby płakał. Spłoszona spojrzałam przez ramię na babcię, która trzymała się dwa kroki za mną. Uśmiechnęła się czule i podeszła do niego, pocałowała w czubek głowy i usiadła obok niego.

- Nie chcę wyjeżdżać – wyszeptałam.

Odstawiłam plecak na bok i wpadłam w rozpostarte ramiona starszego pana. Usiadłam mu na kolanach, jak wtedy, kiedy byłam młodsza. Zacisnęłam mocno powieki i wdychałam jego zapach, żeby wszystkie wspomnienia wbiły mi się w pamięć na wieki. Pachniał domem, bezpieczeństwem i miłością. To zawsze od niego dostawałam, ale także bury i pokazywał mi, gdzie moje miejsce. Nigdy nie byłam grzeczną dziewczynką, gdzieś tam tlił się bunt. Rzeczy, które mnie drażniły, czy irytowały zawsze wywlekałam na światło dzienne, nic nie chowałam pod korcem. Prawda jest bolesna, ale wolałam ją od słodkiego fałszu. Dlatego w szkole nie miałam przyjaciółek. Wolałam towarzystwo chłopaków, choć i z nimi nie trzymałam sztaby.

- Wiesz, że musisz – wyszeptał ochrypłym z napięcia głosem. – Rozmawialiśmy już o tym.

- Ale... - zaczęłam.

- Izydoro, kochamy cię, ale nie możesz z nami zostać. – Babcia położyła mi dłoń na głowie. – Musisz wyjechać, żebyś mogła w pełni zrozumieć kim jesteś i jakie jest twoje przeznaczenie.

- Jak zwykle mówisz tajemniczo – prychnęłam. – Mogę przecież zająć się zielarstwem, tak jak ty. I wcale nie muszę was opuszczać.

- Kiedyś zrozumiesz. Nie mogę ci wszystkiego powiedzieć, bo nie jesteś na taką prawdę gotowa.

Słyszałam to od roku. Wiedziałam już kim jest mój ojciec i że moje poczęcie oraz narodzenie było swoistym cudem, czymś co nie miało prawa się wydarzyć. Osobnika, dzięki któremu miałam te wszystkie dziwne geny, widziałam na oczy raz, kiedy miałam pięć lat. Niezbyt dużo pamiętałam z tej wizyty, za to utkwiło mi w pamięci szaleństwo Terry. Jakby coś ją opętało, rzuciła się na niego z nożem w dłoni, a ten odrzucił ją od siebie, nawet nie dotykając. Wrzeszczeli jedno na drugie, a ja zanosiłam się płaczem. Babcia mnie wyniosła z dala od nich. Pojawił się i zniknął.

Przez te dwanaście miesięcy wielokrotnie poważnie rozmawiałam z babcią. Tłumaczyła mi dlaczego jestem inna, ale zaznaczała, że nie może mi powiedzieć wszystkiego. Do niektórych prawd musiałam dojść sama, nic nie może zostać mi podane na przysłowiowej tacy. Miałam się uczyć, żeby mieć gruntowne wykształcenie i nakazała chodzić na dodatkowe zajęcia. Na moje nieszczęście były to nauki ścisłe, ale na moje marudzenie odrzekła, że tak musi być. Kiedy padało słowo „wyprowadzka" przeraziłam się. Wiedziałam, że mogę się ukryć w naszej osadzie, która jest niejako odcięta od świata, ale cierpliwie mi wyjaśniała, iż nie ma takiej możliwości. Kiedy przybyli wysłannicy z Perthin zrobiłam oczy jak spodki. Oczywiście spotykałam dziwnych ludzi, obdarzonych różnymi mocami, ale nigdy nie widziałam anioła.

ZIEMIANKA Tom I : Obcy PtakWhere stories live. Discover now