Rozdział 34

1.8K 130 21
                                    


Światło poranka wpadało przez szeroko otwarte okno. Czułam jak pieści skórę na twarzy, choć chłód powietrza nieprzyjemnie ją chłodził. Wygrzebałam się spod skrzydła chłopaka i owinąwszy się prześcieradłem podeszłam do szklanej ściany. Zamknęłam okno i spojrzałam na zewnątrz. W nocy musiało padać, bo wszędzie było mokro, nawet podłoga pod stopami. Wszystko lśniło w promieniach słońca i unosiła się delikatna mgła.

Ulica obsadzona była drzewami. Właśnie odwracałam się, żeby wrócić do ciepłego łóżka, kiedy zauważyłam złoty blask za jednym z nich. Promień odbił się od skrzydła. Ktoś obserwował dom, a raczej chyba wieżyczkę. Musiał mnie widzieć, bo nie chowałam się, a w oknach nie wisiały zasłony. Byłam doskonałym celem, jeżeli miano mnie zlikwidować. Sama, jak ostatnia idiotka, wystawiłam się. Przez chwilę paraliżował mnie strach, ale powoli zaczęłam się wycofywać z widoku. Stojąc pod garderobą oddychałam ciężko, czując jak serce szybko bije. Nie chciałam budzić Tybala, żeby znów mnie ukoił, musiałam sama sobie poradzić. Wiedziałam, że on wiecznie nie będzie przy mnie, czekała go kolejna misja.

Starając się być cicho ubrałam się i zeszłam na dół. Drzwi do gabinetu były otwarte i paliła się tam światło. Zajrzałam do środka i ujrzałam Rei'ego siedzącego przy biurku. Połowę ściany zajmowały monitory, na których widziałam otoczenie domu, a także wejście do domu. Wcześniej ich tam nie widziałam, więc poprzedniego dnia musiał je zainstalować.

- Ktoś obserwuje dom – odezwałam się cicho.

- Wiem. – Odwrócił się na krześle. – To Martes. Pojawił się jakieś dwie godziny temu.

- Ale dlaczego? – Wiedziałam, że ten złotoskrzydły archanioł mnie nie lubi i jakby miał możliwość, to już by mnie zabił. – Nasze ścieżki się rozeszły, nigdy prawdopodobnie już się nie spotkamy. Więc dlaczego? No chyba, że przyszedł za Tybalem.

- Izzy. – Wstał i położył mi dłonie na ramionach, mocno ściskając. – Martes jest poplecznikiem Isar'a. Ojciec twojego chłopaka zrobi wszystko, żeby Tybal został następnym przywódcą. Destus Witeh starzeje się, temu nie możemy zapobiec, za kilkanaście lat ustąpi ze stanowiska. Wyścig już się zaczął. Kilkanaście frakcji przygotowuje swoich najlepszych młodych ludzi, żeby w odpowiednim czasie przedstawić ich do awansu.

- Frakcje? – zdziwiłam się.

- Nasze społeczeństwo jest złożone i...

- Popierdolone. – O futrynę opierała się Taida. – Całkowicie popierdolone.

Ubrana na czarno, uzbrojona po zęby, uśmiechała się półgębkiem.

- Napiłabym się kawy. Co wy na to? – Ruszyła do kuchenki. – Rei, musimy jeszcze chyba załatwić czujniki ruchu. Nie mam zamiaru co noc patrolować okolicy.

Usiadłam przy stole i wzięłam od nimfy kubek parującego napoju. Rei wrócił na chwilę do gabinetu i wrócił ze jakimiś urządzeniami. Rozłożył je na wolnej powierzchni stołu.

- Co to? – zapytałam.

- Komunikator. – Podał mi wąski pasek i pokazał jak go zapiąć na przegubie. – Menu wyświetla się po lekkim dotknięciu. Jako, że jeszcze nie masz implantu i miałabyś problem z rozczytaniem komend, najważniejsze kontakty wprowadziłem ci pod numerami. Tybal, ja, Taida i Sevi. W tej kolejności. Potem jak opanujesz nasz język, to sobie zrobisz po swojemu.

- To osobisty komunikator – dodała Taida. – Mamy jeszcze większe, stacjonarne.

- To mi przypomniało, że wczoraj przyszła do ciebie wiadomość z Ziemi, Izzy. – Archanioł nawet się nie uśmiechnął. – Bianki wciąż nie odnaleziono, jest na liście zaginionych.

ZIEMIANKA Tom I : Obcy PtakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz