Rozdział 33

1.8K 136 13
                                    


Pokręcił głową i splótł nasze palce, ciągnąc w stronę wielkich drzwi. Im bliżej byliśmy, tym większy strach mnie ogarniał. Nawet nie zwracałam uwagi na otoczenie. Weszliśmy po kilku schodkach i Tybal zastukał do wierzei dłonią zaciśniętą w pięść. Przez chwilę myślałam, że nikogo nie ma, ale po kilku minutach otworzono. Przed nami stał Carney.

- Cześć. – Ziewnął szeroko. – Wchodźcie. – Zrobił nam miejsce.

- A ty coś taki zmęczony? – zapytałam chłopaka. – Wyglądasz, jakbyś wcale nie spał. – Uważnie mu się przyglądałam wchodząc do holu.

- Bo nie spałem. – Przeciągnął się i rozpostarł na całą szerokość skrzydła. - Ojciec z matką zostali wezwani w trybie pilnym do fabryki. Nie chcieli zostawić dziadka samego, więc w środku nocy zostałem wyciągnięty z ciepłego łóżka Sevi.

- Khalis tutaj jest? – Tybal wydawał się zaskoczony. – Wychynął z tej swojej pustelni?

- Sam się zdziwiłem. – Przyznał Carney. – Od czasów tamtego wypadku, zaszył się tam i za żadne skarby nie chciał wracać. Teraz też mało co się odzywa. Powiedział mi tylko, że dostał wiadomość i przywiózł dla kogoś broń.

- Ciekawe dla kogo i od kogo była ta wiadomość? – Mój chłopak przygarnął mnie do siebie. – Właściwie przyszliśmy do twojego ojca, ale może spotkanie z dziadkiem będzie lepszym pomysłem. W końcu jest największym znawcą białej broni na planecie, jeżeli nie we wszechświecie.

- Taa. – Białowłosy przetarł pokryte bliznami policzki.

Zaburczało mi w brzuchu. Uśmiechnęłam się skrępowana.

- Tybal, weź Izzy do kuchni. Zaraz wrócę. Muszę się skontaktować z rodzicami, Sevi i może przekonam dziadka, żeby do nas dołączył. – Poklepał przyjaciela po plecach. – Obsłużcie się, to trochę potrwa.

- Przepraszam, kochanie. – Tybal pocałował mnie w czoło. – Powinienem najpierw zabrać cię na kolację, a dopiero potem ciągnąć po znajomych. Od rana nic nie jadłaś, myśmy coś przekąsili kiedy leżałaś nieprzytomna.

Porwał mnie na ręce i zaniósł do wielkiej kuchni. Była połączona z jadalnią, bo stał tam długi stół, na dwadzieścia osób. Chłopak posadził mnie na wysokim barowym krześle przy blacie i zaczął szperać po szafkach, szukając produktów. Po chwili stał przede mną kubek z aromatyczną herbatą i kanapka z jakąś dziwnie wyglądającą wędliną. Na szczęście była smaczna, więc nie wybrzydzałam.

- Musiałeś tutaj być częstym gościem – zauważyłam.

- Mieszkałem tutaj przez pewien czas, po wypadku Carney'a.

Nie chciałam go ciągnąć za język, ale ciekawość wzięła górę.

- To ma jakiś związek z jego dziadkiem? Ten wypadek? – Uściśliłam.

- Niestety tak. Rodzina Carney'a od pokoleń związana jest z przemysłem zbrojeniowym. Khalis jest wynalazcą, konstruktorem. To jemu zawdzięczamy najbardziej śmiercionośną broń. BastMerh G523C7, szturmowy karabin plazmowy. Nie będę cię zarzucał szczegółami. – Usiadł naprzeciwko i zaczął głaskać mnie po dłoni leżącej na blacie. – Ktoś próbował wykraść plany. W tym samym czasie Carney z dziadkiem byli w fabryce. Zostali zaatakowani i najbardziej oberwał Car. Wtedy był jeszcze dzieckiem, nie potrafił tego co teraz, więc był łatwym celem dla złoczyńcy. Jego życie wisiało na włosku.

- Stąd te blizny na twarzy?

- Nie tylko tam. – Uśmiechnął się smutno. – Zawalił dwa lata nauki. Najpierw o mało nie umarł, potem, jak już jako tako doszedł do siebie, zaczęła się żmudna rehabilitacja. Nikogo nie chciał oglądać, zamknął się w sobie i reagował agresją, na jakąkolwiek próbę kontaktu.

ZIEMIANKA Tom I : Obcy PtakWhere stories live. Discover now