Rozdział 26

1.8K 139 9
                                    

Kiedy zaczęliśmy zwalniać, osłony na oknie zaczęły się podnosić. Wbijałam wzrok w poszerzający się widok. Przez moment widziałam tylko czerń pustki, ale kiedy zabezpieczające ekrany uniosły się całkowicie w oddali zamajaczyła niewielka kropka. Z boku zauważyłam blask gwiazdy, wokół której obracał się cały układ. Planeta coraz bardziej się powiększała, aż zaczęłam rozróżniać barwy dominujące na jej powierzchni. Wokół niej krążyły dwa księżyce, chyba nawet po zbliżonych orbitach. Jeden większy, drugi jakby był młodszym bratem poprzednika. Ciekawiło mnie jaki wpływ mają na wody Perthin.

Planeta była bardziej niebieska od Ziemi. Musiała mieć więcej oceanów i mórz. Napawałam się jej widokiem, ale jak zwykle ogarnęła mnie tęsknota za domem. Teraz tutaj miałam mieszkać i układać sobie życie. Wydawało mi się to takie nierealne, jakby dotyczyło to kogoś innego. Przymknęłam powieki, a pod nimi pojawiły się obrazy babci, dziadka, Bianki. I co dalej z moją siostrą? Odnaleźli ją, czy dalej szukają? Zacisnęłam zęby, starając się opanować ogarniającą mnie panikę.

- Za chwilę będziemy wchodzić w atmosferę – oznajmił kapitan. – Zobaczysz ogień, zawsze tak się dzieje w wyniku tarcia.

- Lądujemy? – zapytałam. – Nie zostajemy na orbicie?

- Musimy posadzić statek na płycie kosmodromu. – Potwierdził. – „Miecz" musi przejść przegląd przed kolejną misją, a potrwa to z dwa miesiące.

- Tak długo? – Zdziwiłam się.

- To duży statek. No chyba, że będziemy bardzo potrzebni, to mechanicy mogą się uwinąć w miesiąc.

Odwrócił się w moją stronę i starał się dodać otuchy uśmiechem.

- Będzie dobrze, Rei'emu możesz zaufać – dodał szeptem.

Odwrócił się do okna i skupił na manewrze podejścia. Archanioły krążyły tam i z powrotem między pulpitami. Powierzchnia planety była coraz bliżej. Widziałam zieleń lasów, zajmowały większość powierzchni. Gdzieś dostrzegłam niewielką plamkę żółci, pewnie jakaś pustynia. Dominował jednak niebieski, w różnych odcieniach. Od prawie turkusowego, do granatowego, zahaczającego aż o czerń. Nie przestraszyłam się, kiedy języki ognia ogarnęły poszycie, Mirsan ostrzegał, że tak będzie. Kiedy wyrównaliśmy lot oczy musiały mi się zrobić jak spodki. Kosmodrom majaczył w oddali i był olbrzymi. Widziałam wysokie budynki okalające jego teren i drogę prowadzącą do miasta.

Z takiej perspektywy wydawało się zupełnie inne, niż znane mi aglomeracje ziemskie. Brakowało wieżowców, chyba musiała przeważać niska zabudowa. Choć kilka budynków wybijało się w niebo.

Przeciążenie przy lądowaniu kazało mi się złapać fotela kapitana. Nie miałam ochoty znów wylądować na tyłku. Mirsan zaczął wydawać rozkazy, komunikując się przez system łączności. Wolałam nikomu nie stać na drodze, stanęłam pod ścianą, opierając się o nią. Tak byłam zafascynowana widokiem za oknem, że nawet nie zauważyłam, kiedy pojawił się przy mnie wampir.

- Chodź się spakować. – Złapał mnie za rękę. – Rei kazał nam czekać na siebie w kajucie.

- On cię wysłał? – zdziwiłam się.

- Nie bądź taka podejrzliwa. – Parsknął. – Wiem, zasłużyłem sobie, ale nie miałem zamiaru cię skrzywdzić.

Przyglądałam się mi, starając się pozbyć obawy.

- Nie wiem, czy mogę ci ufać – rzuciłam uśmiechając się złośliwie. – A jak znów wpadnie do tego twojego pustego łba jakiś głupi pomysł?

ZIEMIANKA Tom I : Obcy PtakWhere stories live. Discover now