Rozdział 17

2K 146 13
                                    


Tybal skupiał się na prowadzeniu, ale od czasu do czasu łypał okiem do tyłu, wbijając spojrzenie w Rombula. Zacisnął usta w wąską kreskę i zmarszczył brwi. Przesiadłam się, tak, żeby być za nim.

- Coś się stało? – zapytałam cicho.

- Nie – odparł. – Porozmawiamy potem, na osobności – dorzucił. – Cholera, nie wiem, czy zdołamy dolecieć do kosmodromu, ten wrak w każdej chwili może się rozpaść. – Dodał głośno.

- Lepiej byłoby, jakby się nie rozpadł. – Rei trzymał się fotela. – Nie możemy ciągnąć chłopaka przez całe miasto, nie w tym stanie, w którym jest.

- To już ode mnie nie zależy. – Białoskrzydły wzruszył ramionami. – Tego pojazdu chyba od wieków nie używano, takich przed wybuchowych części nie widziałem, no chyba, że na złomowisku. O konserwacji nawet nie mówię. Znam się na tym, ale nie jestem cudotwórcą. Połatałem go na tyle, na ile zdołałem.

Lecieliśmy w miarę szybko, ale trzęsło nami dość ostro. W pewnym momencie Tybal musiał przyhamować, więc poleciałam na niego, uderzając głową o jego bark.

- Przypnij się. – Z tyłu odezwał się Carney. – Tybala nie powinno się dopuszczać za stery jakiegokolwiek pojazdu, bo wtedy wychodzi z niego demon.

- Tak? – Sevi parsknęła. – Nie chcę nikomu nic wypominać, ale chyba jednako rozbijacie śmigacze. Ile macie na koncie? Ty chyba osiem, Carney. Z czego ostatni rozwaliłeś w drobny mak na drzewie przed kwaterą generała. A ty, Tybal?

- Nie pamiętam – burknął. – Dwanaście, trzynaście, kto by to zliczał?

- Wiecie co? – Skrzywiłam się. – Przypomnijcie mi, żebym nigdzie z wami sama nie latała, jeszcze mi życie miłe.

Tybal odwrócił się do mnie i puścił mi perskie oczko.

- Zabiorę cię na przejażdżkę...

Nie dokończył, bo śmigacz dziwnie zaczął się zachowywać. Musiał się skupić na prowadzeniu. Złapałam się jego fotela, tak, że aż mi zbielały kłykcie. Pojazd zamiast lecieć w jednym poziomie, to się wznosił, to opadał, wydając z siebie jakieś dudniące dźwięki. Po chwili zaczął wyć, jakby coś żywego siedziało w jego trzewiach i umierało w męczarniach.

- No, dalej, kupo złomu! – wrzasnęłam.

Wydostaliśmy się na główną arterię, widziałam kosmodrom i cicho, w duchu, modliłam się, żeby tam dolecieć. Tuż za burdelem Miny szczęście nas opuściło. Pojazd gwałtownie opadł na nos, potem się jakby chciał pionowo wzlecieć do nieba, aż w końcu odbił się kilkakrotnie od ulicy. Odwróciło nas parokrotnie, wreszcie wbiliśmy się w ścianę jakiegoś budynku. Wnętrze momentalnie wypełniło się dymem, gryzącym jak wszyscy diabli. Zaczęłam kasłać, żeby się go pozbyć, ale tylko więcej się go nawdychałam. Przed oczyma latały mi mroczki.

- Wszyscy na zewnątrz, bo to zaraz może wybuchnąć. – Rei już się siłował z drzwiami. – Izzy, przemień się. Nie chcę, żeby ktoś cię zobaczył w takim stanie.

Podejrzewałam, że wampiry wciąż się kręcą wokół domu uciech i to w zwiększonej ilości. Słuszna więc była uwaga srebrnoskrzydłego, żebym wróciła do swojej ludzkiej postaci. Tylko wtedy nie rzucałam się tak w oczy. Kiedy reszta wydobywała się z wraku, ja mocowałam się z pasami. W czasie wypadku musiały się zaklinować. Spociłam się ze strachu.

- Izzy! – Tybal złapał za zapięcie i mocno pociągnął.

Nic to jednak nie pomogło. Wspólnymi siłami staraliśmy się uwolnić mnie z potrzasku, zaciskałam zęby ze złości. Kiedy przód śmigacza zajął się ogniem, ogarnęła mnie panika.

ZIEMIANKA Tom I : Obcy PtakWhere stories live. Discover now