Rozdział 3

3.1K 179 27
                                    



Powitanie rozległo nie wiadomo skąd. Zadrżałam ze zdenerwowania. Tybal postawił mnie na podłodze i przytrzymał za ramię, jakby bał się, że ucieknę. Przyglądałam się ścianom i zawieszonym na nich lampom. Dawały jasne, ale nie oślepiające światło. Szukałam też kogoś, kto mnie przywitał, ale oprócz naszej trójki nikogo nie było.

- Ty jesteś... ? – zwróciłam się do czarnego archanioła.

- Martes. – Pokręcił z niechęcią głową. – Dziewczyno, masz strasznie krótką pamięć. Ciekawy jestem, w jaki sposób masz zamiar ukończyć Akademię. Jakoś tego nie widzę.

Podał mi plecak i ruszył do kolejnych drzwi, które otworzyły się przed nim z sykiem.

- Chodź. – Tybal popchnął mnie w tym samym kierunku, w którym zniknął nasz towarzysz.

- Kto mnie przywitał? – Musiałam zapytać, bo nie dawało mi to spokoju.

- Kapitan, a teraz się ruszaj, nie mamy czasu! – Poganiał.

Korytarz wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Co kilkanaście metrów znajdowały się drzwi, zza których dochodziły stłumione głosy. Posłusznie szłam za przewodnikiem, choć chętnie bym zajrzała do mijanych pomieszczeń. Archanioł wydawał się cały spięty, więc nie odważyłam się zadać mu pytań, które cisnęły się na usta. Im bardziej się zagłębialiśmy w czeluść statku, tym bardziej się denerwowałam. Wreszcie zaczęło docierać do mózgu, że to już nie przelewki. To co było tylko w planach, zaczęło się ziszczać. Byłam na pokładzie statku kosmicznego, który zawiezie mnie Bóg wie gdzie. Nie znałam przyszłości jaka na mnie czekała na końcu podróży. Czy przeżyję, czy zginę gdzieś tam, w pustce kosmosu?

Zatrzymał się przed niczym nie wyróżniającymi się drzwiami, a ja oczywiście musiałam na niego wpaść. Tak się zamyśliłam, że przestałam zwracać uwagę na otoczenie. Zresztą nie była na co patrzeć. Wszędzie szarość metalu, żadnych innych kolorów, czy ozdób. Przyłożył dłoń do panelu po prawej stronie i przekroczył próg. Zajrzałam, nie wiedząc czego oczekiwać. Była to niewielka kajuta, mieściło się w niej tylko łóżko i wąska szafka.

- Wchodź – warknął, wyraźnie zdenerwowany. – To twoja kajuta na czas podróży. Tutaj masz węzeł sanitarny.

Wskazał jedną ze ścian.

- Co? Gdzie?

Powierzchnia wydawała się jednolita, był na niej tylko jakiś przycisk.

- Ty chyba żartujesz! Mam się załatwiać pod nią?

- Kretynka. – Pokręcił głową.

- Ej, wypraszam sobie, u mnie do łazienki prowadzą drzwi. – Zrobiłam obrażoną minę.

Wcisnął nacisk i z cichym szumem ukazało się wnętrze. Mikroskopijne to mało powiedziane. Sedes, umywalka i coś, co miało uchodzić za prysznic. Ze ściany wychodziła wylewka, a w podłodze był odpływ.

- Zaraz odlatujemy, musisz się położyć.

Pociągnął na łóżko i zmusił do położenia się na plecach. Szamotałam się próbując usiąść. Nie była to wygodna pozycja, zawsze wydawało mi się, że się duszę. Sypiałam na brzuchu, z rozrzuconymi kończynami. Kuzyni śmiali się, że żaden facet nie będzie chciał sypiać w tym samym łóżku, bo dla niego po prostu nie będzie miejsca. Albo przez sen go pobiję.

- Izzy! – Przycisnął moje ramiona do materaca. – Zaraz odlatujemy, przeciążenie będzie potworne, a nie wiemy jak twoje ludzkie ciało to zniesie. Muszę cię przypiąć, żebyś sobie krzywdy nie zrobiła.

ZIEMIANKA Tom I : Obcy PtakWhere stories live. Discover now