Rozdział XLIII

1.3K 116 47
                                    

Pod moim domem stało pięć samochodów

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Pod moim domem stało pięć samochodów. Wśród nich mercedes ojca. Nie podjechałam tak blisko. Stchórzyłam.

Oboje z Sebastianem siedzieliśmy w ciszy, ze spuszczonymi głowami. Żadne z nas nie było w stanie jej przerwać. Ja, ponieważ wciąż nie dopuszczałam do siebie tej wiadomości, on... Sama nie wiedziałam, nie miałam nawet pewności, czy po tym wszystkim, byli jeszcze przyjaciółmi.

Niespodziewanie obok nas, bardzo wolno przejechał sportowy samochód. Na jego dźwięk, Sebastian uniósł głowę i podążył za nim zdziwionym wzrokiem.

– Jeszcze jej tu brakuje. Je zu... – jęknął, zrezygnowany.

Samochód zatrzymał się trochę dalej za bramą, pod samą latarnią. Bez trudu rozpoznałam Jagodę, która, jak szalona wypadła ze środka i od razu pobiegła do naszego domu, zostawiając otwarte drzwi od pasażera. Po chwili wysiadł też Michał, ale nie poszedł za nią. Zapalił papierosa, oparł się o maskę, a po chwili osunął się po niej i chyba zaczął płakać...

– Musimy tam wejść – powiedział Sebastian.

– Nie dam rady, nie teraz, poczekajmy jeszcze trochę... – bełkotałam, starając się odgonić wszystkie obrazy, jakie podpowiadała mi wyobraźnia. To się nie dzieje naprawdę!

– Im dłużej tu siedzimy, tym będzie coraz trudniej. Musimy – naciskał.

Jego telefon niespodziewanie zaczął rozbrzmiewać nieznaną mi melodią. Coraz głośniej i głośniej, aż w końcu odebrał.

– Tak? – rzucił nerwowo, odwracając się do szyby. – W porządku, daj mi ją – poprosił. – Mała, dlaczego jeszcze nie śpisz? Wrócę jutro wieczorem, już ci pisałem... – Przerwał i przyłożył aparat do piersi. – Cholera... – przeklął, uderzając pięścią w kolano.

To musiało zaboleć. Skrzywiłam się zaskoczona i wystraszona jednocześnie.

– Tak malinko, obiecuję. A teraz idź ładnie spać, słuchaj Joli i nie baw się więcej cudzymi telefonami, dobrze? Dobranoc.

Zrozumienie uderzyło mnie niczym młot prosto między oczy i zamarłam. Widziałam, jak Michał wyrzuca papierosa, podnosi się do pionu i niepewnym krokiem zmierza do mojego domu, ale...

– Idziemy Debi – ponaglił stanowczo – Debi...?

Nie byłam gotowa, ale czy kiedykolwiek będę? Poruszyłam się na siedzeniu i wyprostowałam ścierpnięte nogi.

– Masz rację, musimy iść... – szepnęłam, ledwo wydobywając z siebie głos.

Czułam się ciężka, jakby ktoś obłożył mnie kamieniami i miałam ochotę się zabić za swoją głupotę. Z trudem otworzyłam drzwi i niepewnie stanęłam na ziemi, która, wydawała się uciekać spod moich nóg. Wszystko było inne. Pod wpływem nadmiernie wydzielającej się adrenaliny, nawet powietrze miało obcy zapach, dom wyglądał jakoś inaczej, obco i te... cholerne samochody.

Zła krewWhere stories live. Discover now