Rozdział III

1.3K 103 3
                                    

Ojciec był tak pochłonięty opowieścią na temat budowy jakiegoś silnika, że nawet nie zwracał na mnie uwagi. Za to miałam ją u Igora, który, przytakując tylko, nie spuszczał ze mnie wzroku. Skąd nagle to dziwne zainteresowanie?

Jestem u siebie – dodałam sobie otuchy i postanowiłam nie być mu dłużna. Nieco już rozluźniona, miałam okazję przyjrzeć się dokładniej. Przeżuwałam małe kęsy, jednocześnie mocując się z Igorem na spojrzenia. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że ojciec spłodził go prawie cztery lata przed moim urodzeniem. Był przystojny i zapewne większość urody odziedziczył po swojej matce. Po prostu był ładnie „wykrojony", jak to nazywałam. W innych okolicznościach byłabym skłonna nawet go namalować, bo miał ciekawą twarz i wyraziste spojrzenie...

– Debi...? Dasz sobie radę? – usłyszałam jak przez mgłę.

Gdyby staruszek nie zwrócił się do mnie po imieniu, pewnie nadal oceniałabym fizjonomię jego syna.

– Przepraszam – oczyściłam gardło. – To zależy – rzuciłam w ciemno, mając nadzieję, że trafiłam w temat.

– To tylko godzinka albo góra dwie, obiecuję. A jak wrócę, to możemy posiedzieć w ogrodzie przy piwku, co ty o tym?

– Niech będzie. – Wzruszyłam ramionami. – I tak jestem w mniejszości, więc mnie przegłosujecie – dodałam, po czym podniosłam się, by posprzątać ze stołu.

Zaraz, na co tak właściwie się zgodziłam? Czy ojciec miał zamiar zostawić mnie samą z tym...

– Dobrze dzieciaki, to wieczór mamy zaplanowany. – Ojciec klasnął i zatarł ręce, tryskając wyśmienitym humorem, po czym zebrał się do wyjścia.

Kiedy usłyszałam silnik jego auta, zaczęłam zmywać naczynia, a Igor, jak na złość nie ruszał się z krzesła. Zmienił jedynie pozycję, na bardziej niedbałą, przerzucając jedno ramię przez oparcie i, zakładając stopę na udo. O tak, to bardziej do ciebie pasuje – pomyślałam, a potem podeszłam do stołu i zabrałam mu sprzed nosa prawie nietknięty obiad. Nie miałam odwagi przerywać niezręcznej ciszy, ale słowa same wyrwały mi się z ust.

– Nie smakowało ci? – zapytałam, szybko odwracając się z powrotem do zlewu.

– Byłem już po jednym obiedzie – odezwał się po chwili. – Nie musiałaś tego wyrzucać, zjadłbym później.

– Och, przepraszam, nie pomyślałam – rzuciłam przez ramię, czując się jak idiotka.

– Nie, od razu uznałaś, że mi nie smakowało – odparł.

– Ojciec powiedział, że jesteście głodni, więc...

– Zawsze taka jesteś? – przerwał mi.

Odwróciłam się i spojrzałam na niego, nie mając pojęcia, o co mu chodziło.

– Jaka?

Zmrużył oczy, zastanawiając się chwilę.

– Sztywna i nabuzowana Lola.

– Słu... słucham? – zająknęłam się z oburzenia.

Lola? Ewidentnie sam szukał ze mną zaczepki!

Bez słowa sięgnął do szklanki z wodą, ale zamiast się napić, trącił ją palcem. Resztki wypłynęły, a szklanka potoczyła się i zatrzymała na brzegu stołu, tylko cudem z niego nie spadając i, nie roztrzaskując się na podłodze.

– Mógłbyś się zachowywać? – mruknęłam, chwytając za ścierkę.

– Właśnie taka – powiedział z uśmieszkiem, a następnie wstał, leniwie się przeciągnął i wyszedł.

Dzwoniło mi w uszach i sama miałam ochotę coś roztrzaskać. Chciałam wypaść dobrze, naprawdę się starałam, a tymczasem wyszłam protekcjonalnie i sztywno. Czy naprawdę taka byłam? A on? Zamknięty w sobie? Ojciec chyba nie znał znaczenia tego słowa.

Podniosłam szklankę i przez nią spojrzałam. Nie wiem, co chciałam zobaczyć, ale zniekształcony obraz coś mi przypominał i wtedy odpływałam. To był znak, że powinnam udać się na górę i wyrzucić z siebie całą frustrację.

 To był znak, że powinnam udać się na górę i wyrzucić z siebie całą frustrację

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Przeniosłam sztalugę bliżej okna, które przed tym otworzyłam na oścież. Żar bijący od rozgrzanego dachu zupełnie mi nie przeszkadzał, a wręcz przeciwnie, podsycał podniecenie, a to nakręcało wenę. Potrzebowałam więcej przestrzeni, więc wybrałam większe płótno o rozmiarach osiemdziesiąt na sto i ustawiłam je pionowo – inaczej, niż zwykle. Do portretu. Kiedy mocowałam je na sztaludze, coś raptownie mną wstrząsnęło. Następnie łupnęło z taką mocą, że drewniana podłoga zadrżała i zgrzytnęłam zębami. Nie wiedziałam, czy złamałam tylko pędzel, który w nich trzymałam, czy uszkodziłam same zęby. Wyplułam go na podłogę, łapiąc się za szczękę...

– Co za idiota – jęknęłam, sprawdzając, czy wszystko znajdowało się na miejscu.

Tego było już za wiele. W którymś z pudeł musiał być też sprzęt do słuchania tych piekielnych płyt. Jeśli zaraz tego nie ściszy...

Zeszłam na piętro i choć dudnienie nieco straciło na mocy, to wciąż puchły mi uszy od tego jazgotu. Wokalista metalowej kapeli darł się niezrozumiale, jakby obdzierano go ze skóry. Nie pojmowałam, jak można słuchać czegoś takiego na pełną parę. Stanęłam wściekła przy drzwiach do pokoju i miałam ochotę, wyrwać je z zawiasów. Zamiast tego, oparłam się o nie, gdy nagle dotarł do mnie śpiew Igora...

No way out

Close your eyes, deny it, all

Close your eyes and you will fall

One way out.

Open your eyes see it all

Open your eyes admit it all...*

Wsłuchiwałam się jeszcze przez chwilę, czując, jak znika ze mnie całe napięcie. Musiałam przyznać, że wychodziło mu świetnie. Miał też świetny, zachrypnięty głos.

I to tyle, jeśli chodziło o rozładowanie z mojej strony – pomyślałam.

Zapomniałam nawet o malowaniu. Ukryłam twarz w dłoniach i osunęłam się po drzwiach.


* – fragment utworu grupy Norther pt. „Close your eyes".

Cdn...

Zła krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz