Rozdział XXVIII

964 104 10
                                    

Obudził mnie ciężar na brzuchu, a gdy uniosłam głowę, zobaczyłam na nim kolano Sebastiana

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Obudził mnie ciężar na brzuchu, a gdy uniosłam głowę, zobaczyłam na nim kolano Sebastiana. Cholera – zaklęłam w duchu, po czym ostrożnie zsunęłam je i... Cholera do kwadratu! – prawie pisnęłam, gdy przycisnął jeszcze mocniej, mrucząc coś pod nosem.

– Sebastian? – Szturchnęłam go. – Muszę... Kurczę, gdzie tu jest toaleta?

– Wszędzie – jęknął, niezupełnie rozbudzony.

– Bardzo śmieszne – odparłam i sięgnęłam po jeansy.

– Serio, serio... – upierał się, po czym ziewnął. – Która godzinaaa?

– Nie wiem, ale czuję, że zaraz pęknie mi pęcherz.

– W porządku, idę z tobą.

Sebastianowi wystarczyło drzewo, za to ja zapuściłam się w krzaki niedaleko obozowiska. Nie wdepnąć tu w owoce czyichś trzewi, to dopiero wyczyn!

Namiot Igora był zapięty, lecz Jagody w nim nie było. Siedziała w spodenkach i staniku od bikini, i grała w karty z Michałem oraz dwoma facetami. Na początku trochę dziwiłam się jej ojcu, ale po bliższym poznaniu, stwierdziłam, że ta dwójka chyba już niczym mnie nie zaskoczy.

– Mamy porę obiadową, moja pani – odezwał się Sebastian z namiotu. – Wciągnąłbym coś na ruszt, a ty?

– Zabiłabym za zimną wodę zdatną do picia – marudziłam, myjąc ręce w ciepłych resztkach z jego butelki.

– Kupimy zapas wody i wrzucimy do lodówki, o ile jeszcze będzie miejsce, bo jak znam życie, zapchana jest browarem – odparł, po czym wygramolił się z namiotu i zapiął wszystkie zamki.

Zmienił spodnie na jasne jeansy i zmoczył jeża albo czymś posmarował, przez co wyglądał bardziej zadziornie.

– Jakbyś nie wiedział, to piwo też wypiję, byle nie dla rowerzystów.

– Nie lubisz radlerka? – Wyszczerzył się.

– Jakbym słyszała mojego ojca – skwitowałam.

Ruszyliśmy wraz z tłumem i już po chwili znaleźliśmy się w strefie handlowej. Pachniało różnorodnym jedzeniem i w końcu poczułam głód. Długie kolejki nie zachęcały, ale czemu się dziwić? Na oko mogło być tutaj pół miliona ludzi.

– Pomyślałam, żeby kupić coś na wynos dla Igora i reszty gości. O, mają kurczaki z rożna, co o tym myślisz?

– Jak uważasz. W tych warunkach są gotowi pożreć wszystko, zwłaszcza Michał. – Zaśmiał się i pociągnął mnie na koniec kolejki. – Osobiście wolę zapiekankę albo sałatkę...

– A co polecasz? Przepraszam, że tak marudzę, ale pierwszy raz widzę takie wynalazki. – Wskazałam dyskretnie na faceta, który właśnie pochłaniał pysznie wyglądającą, długą, nadziewaną warzywami bułkę.

Zła krewWhere stories live. Discover now