Rozdział XLI

782 91 9
                                    

Byłam wściekła i miałam ochotę zniszczyć wszystko, co było w moim zasięgu

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Byłam wściekła i miałam ochotę zniszczyć wszystko, co było w moim zasięgu. Padło na telefon Igora. Uderzyłam nim o podłogę, a potem podniosłam i jeszcze raz i znowu, aż w końcu zaczęłam deptać po nim, a potem skakać jakby był wielkim robalem. Części aparatu odskakiwały do kątów...

– Świniaaaa! – krzyknęłam, upadając na kolana wśród odłamków. – Co za świnia... – powtórzyłam szeptem, czując się naprawdę podle. Jak mógł mi to zrobić, no jak?

Zacisnęłam zęby i podniosłam się na nogi. Czułam się jak zero jak nic, pusta w środku, wydrążona, okradziona ze wszystkiego, przeżuta, wykorzystana i wypluta. Jak zdeptany śmieć. Nie wiedziałam, kogo bardziej nienawidziłam, siebie za naiwność, czy jego za kłamstwo. Od początku cię okłamywał – naigrawał się głos.

W pośpiechu spakowałam torbę, zabierając tylko to, co było mi niezbędne

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

W pośpiechu spakowałam torbę, zabierając tylko to, co było mi niezbędne. Zrezygnowałam nawet z kartki dla ojca, bo stwierdziłam, że jeśli będzie chciał wiedzieć, co ze mną, to po prostu zadzwoni. Założyłam kurtkę od Sebastiana i buty, które razem kupiliśmy. Klucze od domu i mojego warsztatu położyłam na nocnej szafce. Ostatni raz omiotłam wzrokiem pokój, chwyciłam bagaż i wyszłam, nawet nie zamykając drzwi.

Wrzuciłam torbę do pustego bagażnika volvo, a potem wsiadłam i odpaliłam silnik. Sprawdziłam, ile miałam paliwa, po czym wysłałam wiadomość. Nie czekałam na odpowiedź, bo nie spodziewałam się jej otrzymać. Nie po tym, jak go potraktowałam, ale musiałam to zrobić, chciałam, żeby wiedział...

Bałam się, że nie dam rady prowadzić i za chwilę spowoduję jakiś wypadek, więc starałam się jechać wolno. Momentami czułam, jakby znowu opuszczała mnie świadomość, ale nie sztywniałam i nie nadchodziła ciemność. Za to było mi duszno i ciężko, a widok zamazywały łzy. Ktoś wyprzedził mnie, trąbiąc i, sprowadzając do porządku. Musiałam wziąć się w garść. Dasz radę Debi, zawsze dawałaś – pocieszałam się.

W mieście emocje nieco opadły, ale wciąż trzęsły mi się ręce. Wjechałam na stację benzynową, kupiłam papierosy, a potem przestawiłam auto na parking za budynkiem, żeby nie było widoczne z głównej drogi.

Zła krewWhere stories live. Discover now