Rozdział IV

1.2K 106 1
                                    

 Muzyka ucichła w trakcie, zanim utwór się skończył. Ostrożnie podniosłam się i po cichu wróciłam do siebie, zanim Igor przyłapałby mnie pod drzwiami.

Nigdy nie wiadomo, co człowiekowi spadnie na głowę. Na przykład przyrodni brat. Miałam prawie dwadzieścia lat i jak dotąd zachowywałam się poważnie, a jego pojawienie się, wywołało raptowną burzę hormonów i niezrozumiały bunt, podobny do tego, jaki przechodziłam w wieku gimnazjalnym. Żałosne, ponieważ nie chciałam zachowywać się jak młodsza siostra walcząca o uwagę ojca, ale nic nie mogłam poradzić, że nagle poczułam się zagrożona. Widząc ich razem, zastanawiałam się, czy ojciec w ogóle mnie jeszcze kochał. Dlaczego powiedział mi o Igorze i jego matce dopiero teraz? Coś się musiało wydarzyć, skoro opuścił ich i związał się z moją matką. Ogarnęły mnie lekkie wyrzuty sumienia, bo nie potrafiłam sobie wyobrazić, przez co musieli przechodzić. A teraz miałam brata, którego w ogóle nie znałam i wpatrzonego w niego ojca...

Ciche pukanie wytrąciło mnie z myśli. Nie zareagowałam, bo wiedziałam, że gdyby wrócił ojciec, już dawno by tu wszedł. Poza tym, jego pukanie nie było takie dyskretne...

– Debora? – usłyszałam stłumiony głos.

Skąd wiedział, że tu byłam?

Ponowne pukanie zmusiło mnie w końcu do reakcji. Nie ma sensu udawać. Podeszłam do drzwi i lekko je uchyliłam. Zanim zdążyłam zajrzeć przez szparę, wytatuowane ramię wystrzeliło w moją stronę niczym atakujący wąż, na co cofnęłam się wystraszona...

– Byłem w kuchni, kiedy twój telefon zadzwonił – odezwał się z drugiej strony, podając mi aparat.

– Dziękuję – mruknęłam, wyrywając mu go z ręki,

Kiedy usłyszałam, jak się oddala, zamknęłam drzwi i na widok nieodebranego połączenia z Niemiec, poczułam ulgę.

Nareszcie jakieś dobre wieści – ucieszyłam się. Rafał, po kłótni ze swoim wujem i kuzynem postanowił skrócić pobyt w Niemczech i wracał za tydzień. W sumie nie powinnam cieszyć się z jego problemów rodzinnych, ale od razu mi ulżyło, bo chciałam już mieć go z powrotem. Byłam ciekawa, jak zareaguje na to wszystko i poniosła mnie wyobraźnia. Widziałam już naszą trójkę siedzącą w parku przy domku winiarza i jak spacerujemy po Zielonym lesie, z psami taty Rafała. Nie, o czym ty myślisz?

Potrząsnęłam głową, odganiając te naiwne myśli. Nie było szans, że obaj się zaprzyjaźnią. Za bardzo się różnili. Chyba.

Ojciec przytargał ze sobą pełne torby steków i różnego mięsa w przyprawach na ostro, w ziołach, a nawet szaszłyki z dziczyzny

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Ojciec przytargał ze sobą pełne torby steków i różnego mięsa w przyprawach na ostro, w ziołach, a nawet szaszłyki z dziczyzny. Upchałam to wszystko w lodówce, która już wcześniej była przeładowana, bo staruszek nie mógł żyć bez mięsa...

– Skarbie, otworzysz nam coś zimnego do picia? – poprosił ojciec.

Spojrzałam na nich przez ramię. Obaj byli zmachani i czerwoni na twarzach, jakby przed chwilą uprawiali zapasy.

– Oczywiście. Sprite może być?

– Cokolwiek – wysapał ojciec.

– Ja dziękuję, napiję się wody – odparł Igor, po czym podreptał boso do zlewu.

Następnie odkręcił kurek, przytrzymał włosy na ramieniu i przyssał się jak niemowlę do matczynej piersi...

Na ten widok omal nie jęknęłam na głos, odwracając wzrok od poruszającego się jabłka Adama, napiętego brzucha i wytatuowanych ramion. Zawstydzona, szybko podałam ojcu butelkę, mając nadzieję, że niczego nie zauważył.

– Miałaś wieści od Rafała? – spytał.

Ponownie spojrzałam na Igora, który, zaspokoiwszy pragnienie, oparł się o szafkę i jakby nigdy nic, zaczął wyciskać sobie jakiś pryszcz na ramieniu.

Wybaczcie ludzie! Co innego mój masywny staruszek z wystającym brzuchem i paradujący bez koszuli, a co innego takie ciało, gdzie każdy tatuaż podkreślał idealne mięśnie. Każdą dziewczynę zatkałoby na taki widok – pomyślałam.

– Niedawno dzwonił. Mówił, że wraca w przyszłym tygodniu – wyjaśniłam i nagle zorientowałam się, że Igor musiał już wcześniej zdać mu relację.

– O, a co się stało? – Ojciec zmarszczył brwi, jakby rzeczywiście go to interesowało.

– Pokłócił się z wujem Erwinem i Jonasem, ale nie pytałam o szczegóły.

– Idę dalej składać to gówno – wtrącił się Igor. – Jakbym był jeszcze potrzebny, to wołaj – zwrócił się do ojca, po czym przetarł spoconą twarz i wyszedł.

– Coś go ugryzło? – bąknęłam.

– Składa regał i się wkurza, bo przy pakowaniu nie dołączyli wszystkich wkrętów – odpowiedział, stawiając pustą butelkę na stole.

– Jaki regał?

– Kupiłem do biura, bo była promocja, ale okazał się trochę za mały. Pomyślałem, że nie będę go zwracał, tylko dam Igorowi.

Kłamiesz jak z nut. Ojciec miał „miarkę" w oku, w końcu nie od parady był inżynierem budownictwa. Wiedziałam, że zmyślił tę bajkę na poczekaniu, a mebel kupił specjalnie dla niego. Nawet nie miał pojęcia, że rozczarował mnie po raz kolejny.

– Posłuchaj, skarbie... – zaczął, jakby wyczuwał, że go przejrzałam.

– Nie, tato, nie musisz mi się tłumaczyć i proszę, nie traktuj mnie tak, jakbym miała się rzucić na niego z pazurami. Wystarczająco długo milczałeś, trzymając mnie w nieświadomości. Po prostu powiedz mi, jak jest – zażądałam.

– Debi, chciałem tylko... Chciałem mieć was przy sobie, czy to źle? – Spojrzał na mnie w taki sposób, że aż ścisnęło mnie w gardle.

– I co? – Założyłam ramiona na piersiach. – To było takie strasznie trudne? Myślałeś, że tego nie zrozumiem?

– Tak właśnie myślałem, przepraszam, ale chciałem...

– Chcesz, żeby z nami został, prawda? – ucięłam mu, doskonale wiedząc, czego chciał, ale musiałam to usłyszeć od niego.

– Chciałbym, ale nie wiem, czy on tego chce. – Odwrócił wzrok i westchnął. – Sprzedał mieszkanie po matce i jest wystarczająco samodzielny. Chyba nie jestem mu już do niczego potrzebny, ale miałem nadzieję, że jakoś się dogadacie i... – zamilkł, gdy rozległy się tąpnięcia na schodach i wyraźnie się spłoszył, jakby się bał, że Igor nas usłyszał.

– Jeśli o mnie chodzi, to nie mam nic przeciwko – powiedziałam to dość dosadnie i wystarczająco głośno, po czym wyszłam z kuchni, ominęłam Igora i ruszyłam po schodach do mojego azylu.

Musiałam wyjść, a właściwie, to chciałam biec i potrzebowałam powietrza. Raptownie zawróciłam w połowie schodów, zbiegłam i wypadłam z domu jak przeciąg.

Pedałowałam jak opętana w kierunku miasta, czując narastający skurcz w łydkach. Właśnie, Debi, czy to było takie trudne? Postaraj się, dasz radę – debatowałam sama ze sobą. Wiedziałam, że długo nie utrzymam takiego tempa. Kiedy minęłam zakręt, nogi po prostu wysiadły i pulsowały z bólu. Skręciłam w polną drogę, zeskoczyłam z siodełka i postawiłam rower na nóżce. Następnie padłam zdyszana na trawę, z trudem łapiąc oddech. Niebo było tak czyste i niebieskie, aż raziło w oczy, więc zasłoniłam je ramieniem. Trzy głębokie oddechy i usłyszałam warkot...


Cdn...

Zła krewWhere stories live. Discover now