Rozdział XXV

909 96 1
                                    

Wszystko byłoby super i czułabym się bezpiecznie, gdyby nie potężny ruch i te ogromne, kopcące ciężarówki, całe kolumny! Miałam niejednokrotnie okazję obserwować zza szyby samochodu ojca, jak motocykliści lawirują między tymi kolosami, przeciskają...

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Wszystko byłoby super i czułabym się bezpiecznie, gdyby nie potężny ruch i te ogromne, kopcące ciężarówki, całe kolumny! Miałam niejednokrotnie okazję obserwować zza szyby samochodu ojca, jak motocykliści lawirują między tymi kolosami, przeciskając się niemal na styk. Teraz niestety siedziałam na koniu Sebastiana i próbowałam nie wpadać w panikę, rzucając oczami niemal we wszystkich kierunkach, łącznie z naszymi lusterkami...

Interkom w kasku, nieoczekiwanie zaszumiał.

Jest dobrze? – upewniał się Sebastian. – Za chwilę dojedziemy do granicy, a potem robimy przerwę. Wytrzymasz?

Jasne, tylko te ciężarówki mnie przerażają...

Przyzwyczaisz się – odparł wesoło i zamilkł.

Zatrzymaliśmy się na ogromnym parkingu dla ciężarówek, takim z barem, stacją benzynową i motelem. Z ulgą rozprostowałam nogi i poszłam do toalety. Trzęsącymi się rękoma napisałam wiadomość do ojca, informując, że wszystko jest super i mamy doskonałe warunki do jazdy. Oby kłamstwo nie weszło ci w nawyk.

Gdy wróciłam, Jagoda leżała wyciągnięta na ławce, Michał rozmawiał przez komórkę, a Sebastian popijał kawę z automatu i na mój widok uniósł drugi kubek. Czytał mi w myślach.

– Dziękuję. – Uśmiechnęłam się, przyjmując od niego kawę i omal go za nią nie pocałowałam. – Gdzie Igor?

– W środku. – Wskazał na bar. – Okazało się, że biedulki nie dojadą na jednym baku. – Roześmiał się i zerknął na Jagodę.

– A my? – zaniepokoiłam się.

– Nam spokojnie starczy.

– To ile będę ci dłużna?

– Dłużna? Za co? – Zmarszczył się, zdziwiony.

– Za paliwo. Wiesz, sikanie na ranę w ekstremalnych warunkach jeszcze zrozumiem, ale chyba nie robisz tego do baku, co? – zażartowałam.

– Podsumuję cię, jak wrócimy, pod warunkiem, że krzykniesz mi, ile wiszę ci za nocleg. – Wyszczerzył się.

– Nie przesadzaj, bo...

– No i masz odpowiedź – wszedł mi w słowo, po czym dopił resztę kawy i wyrzucił kubek do kosza. – Oho, wraca...

– Ja pierdolę! – jęknął Igor i odpalił papierosa. – Jak do tego doszło, co? Byłem pewien, że mam full. – Wypuścił dym, zadzierając do góry głowę. – Kurwa, chyba wskaźnik mi nawalił – zaklął ponownie.

Nie poznawałam go ani jego języka. Prawdę mówiąc, to bałam się nawet na niego spojrzeć i cos powiedzieć.

– Zaraz rzygnę... – odezwała się Jagoda.

Starała podnieść się do pozycji siedzącej, ale marnie jej szło.

– To rzygaj, ale łazienka jest tam. – Wskazał jej kierunek Igor. – Nie rób tu trzody. Masz dziesięć minut i ruszamy. Z tobą albo bez ciebie – warknął, na co wszyscy spojrzeliśmy na niego ze zdziwieniem.

– Daj spokój, nie widzisz, że się męczy? – wtrącił się Michał.

– No i się zaczęło... – mruknął konspiracyjnie Sebastian.

– Mógłbyś choć raz przemówić jej do tej pustej głowy? – ciągnął Igor. – Dobrze wiedziała, że dzisiaj jedziemy, a i tak musiała się wczoraj nawalić i ty jej na to pozwoliłeś – wypluł oskarżycielsko. – A ty, robisz mi na złość, czy co? – zwrócił się do niej, coraz bardziej wkurzony.

– Hej, hej! – podniósł głos Sebastian. – Przestańcie się kłócić, a ty – wskazał na Jagodę. – Szoruj do łazienki. Mogłabyś z łaski swojej poczekać, aż dojedziemy i nawalić się na miejscu – dodał nieco ciszej.

– Ale z was dupki, walcie się... – wydusiła, ale to mnie rzuciła mordercze spojrzenie.

– Zmykaj, bo rzeczywiście odeślę cię do matki! – krzyknął Michał.

Teraz już nawet on miał dość jej humorów. No popatrz Debi, a to ty miałaś być problemem.

Igor cały w nerwach odwrócił się do nas plecami i miałam ochotę podbiec do niego i jakoś go pocieszyć, ale Sebastian mnie powstrzymał.

– Zostań, zaraz mu przejdzie – mruknął cicho.

Rzeczywiście, gdy tylko dopalił papierosa, odwrócił się z powrotem wyraźnie rozluźniony.

– Przepraszam. – Spojrzał na mnie, po czym ruszył na parking do swojego motocykla.

Jagoda wróciła szybciej, niż się spodziewałam, była blada jak ściana i zaczęłam jej naprawdę żałować.

– Mogę z tobą dalej jechać? – wypaliła, zatrzymując się przed nami.

Kurwa mać, chyba się przesłyszałam! – zaklęłam w duchu.

– Ze mną? – zdziwił się Sebastian.

– Nie, z nią... – prychnęła. – Jasne, że z tobą. Ona pewnie z chęcią się zamieni, prawda? – Posłała mi krzywy uśmiech.

– W porządku, nie mam zamiaru z nią dyskutować – oznajmiłam.

Zaczynałam mieć jej naprawdę dość. Dość tego całego cyrku. Bez słowa podeszłam do hondy i zabrałam swój kask, dopiero po chwili orientując się, że muszę go jej oddać.

– Jesteś głupią pipą – mruknęłam jej do ucha, najciszej jak potrafiłam, po czym wsadziłam go jej na głowę.

– Jak mnie na... nazwałaś? – zająknęła się.

– Dobrze słyszałaś – rzuciłam, odwracając się na pięcie.

Igor patrzył na mnie zdziwiony, ale nie skomentował tej zamiany, za co byłam mu wdzięczna. Podał mi jej kask i nawet pomógł go zapiąć. Gdy ruszyliśmy za Michałem, postanowiłam, że na miejscu rozmówię się z tą zdzirą i dotrę do jej słuchu.

Wygodnie ci?

Tak, dzięki – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Zmiana siedzenia w sumie dobrze mi zrobiła, ale wiedziałam, że to bliskość Igora sprawiła, że poczułam się naprawdę bezpiecznie.

Przepraszam – odezwał się ponownie.

– Nie przepraszaj, tylko patrz na drogę. Jest w porządku.

Więc trzymaj się mocno i nie puszczaj! – zażartował i natychmiast przyspieszył.


Cdn...

Zła krewWhere stories live. Discover now