Rozdział VII

1.1K 103 3
                                    


Spojrzał na kurtkę w moich rękach i raptownie podszedł

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Spojrzał na kurtkę w moich rękach i raptownie podszedł. Zbyt blisko. Pachniał dymem i nie wyglądał na zadowolonego. Co ty sobie myślałaś? Natychmiast poczułam napięcie, jakby między nami zgęstniało powietrze. Ścisnęło mnie w gardle i zrobiło się duszno.

– Przepraszam – wydusiłam i powiesiłam kurtkę z powrotem.

Chciałam jak najszybciej stąd wyjść, ale zatrzymał mnie, łapiąc za rękę.

– Za co przepraszasz? – spytał, świdrując mnie pociemniałym wzrokiem.

Spojrzałam na rękę oplatającą mój nadgarstek i zadrżałam, zbyt zawstydzona, by odpowiedzieć coś sensownego.

– Kurtka... ja... – zdążyłam wyjąkać, kiedy niespodziewanie chwycił mnie w pasie, bez trudu oderwał od ziemi i oparł o ścianę, aż zderzyłam się plecami z jego piersią.

– Za co przepraszasz? – powtórzył i głośno wciągnął powietrze.

Jeśli za chwilę mnie nie puścisz, to nogi odmówią mi posłuszeństwa i zemdleję – pomyślałam, stojąc, napięta jak struna. Nie puścił, a nawet chwycił ciaśniej i wbił kciuki pod żebra.

– Puszczaj, to boli – jęknęłam, próbując się wyswobodzić.

– Najpierw odpowiedz – warknął w moje włosy.

– Nie wiem, naprawdę... Zostaw mnie...– błagałam.

Czułam, że dłużej nie wytrzymam tego uścisku ani bliskości i zaraz zacznę panikować albo krzyczeć na głos. To było zbyt wiele jak na mnie.

– Chcesz, żebym wyjechał? Powiedz, czego chcesz? – naciskał i w końcu mnie uwolnił, ale ręce oparł na ścianie przede mną.

Czy tego chciałam? Boże, nie... Pomyślałam o ojcu, o uśmiechniętych oczach, kiedy na niego patrzył i jak wylewnie się z nim witał.

– Nie mam nic przeciwko, żebyś został – wyznałam po chwili.

Powtarzałam się, bo na pewno już to słyszał.

– Tyle chciałem wiedzieć. – Westchnął. – I nigdy nie przepraszaj, jeśli nie wiesz, za co, bo to głupie – dodał, po czym przesunął się za moimi plecami i wyszedł z garażu.

Odwróciłam się na drżących nogach i z trudem kucnęłam pod ścianą. Cała drżałam i nie rozumiałam, co się przed chwilą stało. Czy to było normalne? Był moim bratem, ale wcale tak się nie zachowywał. Jak ja to wszystko zniosę? 

– Prawie nic nie zjadłaś – zauważył ojciec

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

– Prawie nic nie zjadłaś – zauważył ojciec.

– Boli mnie brzuch i nie byłam taka głodna – odpowiedziałam, zerkając na Igora, który leżał na ławce pod jabłonią i rozmawiał przez komórkę.

– Weź lek.

– Zaraz mi przejdzie.

– A jak tam, dogadujecie się? – zapytał, dopijając któreś z kolei piwo.

– Jasne, a nie widać? – Uśmiechnęłam się krzywo. – Nie powinieneś tyle pić – dodałam, wskazując na puszki, tym samym zmieniając temat.

– Skarbie, daj mi się nacieszyć wolnym czasem i przestań wyliczać te kilka piwek. Niedługo wyjadę i przez dwa tygodnie nie będę miał siły wypić ani jednego – tłumaczył się.

– Jak to wyjedziesz? – zdziwiłam się.

– Zapomniałaś? W przyszłym tygodniu wyjeżdżam z moimi chłopakami do Drezna na kolejny kontrakt. Firma płaci, firma wymaga. Musimy zmieścić się w czasie, zanim wejdą monterzy i ci z wykończeniówki – wyjaśnił, masując się po brzuchu.

– No tak, całkiem wyleciało mi z głowy – przyznałam. – Zgadnij dlaczego – dodałam rozczarowana.

– Skarbie...

– Skarby się pilnuje, a nie zostawia z ... – zamilkłam, bo znowu poczułam się jak rozkapryszona małolata.

– Debi, jesteście dorośli i odpowiedzialni, chyba się nie pozagryzacie, co? – parsknął. – Poza tym, możesz jechać ze mną albo wszyscy pojedziemy...

– O, nie – ucięłam mu od razu – na to mnie nie namówisz. I sam o czymś zapomniałeś, bo za tydzień przyjeżdża Rafał, więc jak to sobie wyobrażasz?

– Racja. – Westchnął. – Dacie sobie radę. Igor będzie grzebał przy swojej maszynie i jak trzeba, to ci we wszystkim pomoże. Nie bój się, nie jest leniem, bez problemu skosi trawnik albo pojedzie po zakupy. Jak wrócę, to możemy razem gdzieś wyskoczyć, nawet z Rafałem. Dawno nie miałem urlopu, co o tym myślisz?

– Niezły pomysł, o ile wypali – stwierdziłam, kątem oka wyłapując Igora, który zmierzał w naszą stronę.

– Właśnie rozmawialiśmy o urlopie – ciągnął staruszek, machając do niego piwem. – Moglibyśmy pojechać w góry albo nad morze, jeśli wcześniej uda się zrobić rezerwację. Piszesz się?

Nadzieja w oczach ojca była tak widoczna i zarazem porażająca, że omal nie parsknęłam na głos.

– Kiedy dokładnie? – spytał Igor, siadając na trawie i, wyciągając przed siebie nogi, tak, że jego bose stopy prawie dotykały moich trampek.

– Na początku przyszłego miesiąca. Jak chcesz kogoś zabrać, to nie ma sprawy. W vanie pomieści się spokojnie sześć osób.

– Może być ciekawe... – Uśmiechnął się zagadkowo, oparł ręce za plecami i spojrzał na mnie, unosząc brwi.

Oczami wyobraźni już widziałam Igora i jego „czerwonkę", obściskujących się na plaży. To się nie uda. Nie wiedziałam, jak wyobrażał to sobie ojciec, ale zupełnie nie brał pod uwagę faktu, że nie byliśmy normalnym rodzeństwem. Tęskniłam za Rafałem i gdyby tu był, czułabym się o wiele swobodniej. Wesoła i szczęśliwa rodzinka na wczasach. Niech mnie ktoś kopnie.

Przygryzłam wargę, a potem język, kiedy Igor szturchnął mnie, jakby czytał mi w myślach.

– Posprzątam, zanim zardzewieją puszki – oznajmiłam, siląc się na żart i wyskoczyłam z leżaka.

– Skarbie, posiedź z nami – poprosił ojciec. – Sam się potem tym zajmę.

– Komary już się o nas dowiedziały i znowu będziesz jęczał, że cię swędzi i nie możesz spać – odparłam. – Posprzątajcie puszki i wrzućcie do kubła, a naczynia przynieście do kuchni – nakazałam z uśmiechem, balansując na piętach.

Raz, raz...

Obaj spojrzeli na mnie zdziwieni, lecz po chwili podnieśli się i bez dyskusji zabrali za sprzątanie.


Cdn...

Zła krewWhere stories live. Discover now