Rozdział XXIX

899 97 1
                                    

Nagły napad czyjegoś śmiechu zmusił mnie do otwarcia oczu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nagły napad czyjegoś śmiechu zmusił mnie do otwarcia oczu. To chyba więcej niż drzemka – stwierdziłam, po czym przeciągnęłam się i z ulgą dostrzegłam, że słońce przestało atakować nasz namiot. Zrobiło się ciemniej i chłodniej, a ja nadal pachniałam nieświeżo. Marzyłam o kąpieli i przebraniu się w czyste ciuchy, ale jedyne, co mogłam zrobić, żeby nie złamać panujących tu zasad i nie paradować przed wszystkimi w staniku, to zmienić bieliznę oraz skarpetki. Tak też zrobiłam.

Następnie wygramoliłam się z namiotu i rozejrzałam. W oddali słychać było dudniącą muzykę, gwar woodstokowiczów, lecz w pobliżu nie wychwyciłam znajomych głosów. Czyżby wszyscy gdzieś poszli i zostawili mnie samą? Namiot Igora był zapięty, Michała tak samo, a z sąsiedniego należącego do grubaska i Doroty, wystawały czyjeś nogi. Dalsze też wyglądały na opuszczone, ale przynajmniej był w obozie ktoś poza mną, co od razu mnie uspokoiło.

W ustach miałam kwaśny posmak, więc wróciłam do namiotu, wygrzebałam z plecaka kosmetyczkę i tak z grubsza umyłam zęby. O dziwo, ten drobny zabieg, poprawił nastrój i zrobiło mi się lepiej. Zanim wyruszyłam na poszukiwania, wysłałam wiadomość do Sebastiana z zapytaniem, gdzie się podziewa i już po chwili dostałam odpowiedź:

Jestem pod małą sceną. Zaraz wracam, nie ruszaj się z namiotu.

Czekając na niego, zaczęłam z nudów przyglądać się ludziom. Tumany kurzu unosiły się na wysokość kilku metrów. Jedni wyłaniali się z niego, inni w nim ginęli. Niektórzy wyglądali jakby ledwo stali na nogach i błądzili bez celu.

Nagle, gdzieś naprzeciw naszego obozu rozległ się przeraźliwy kobiecy krzyk. Na ten dźwięk wyskoczyła mi na ramionach gęsia skórka. Nie wiedząc, co się dzieje, podniosłam się na nogi, by zlokalizować jego źródło. W tym tłoku nie było to łatwe, ale miałam wrażenie, że trwa tam jakiś horror, więc zapięłam namiot, pokonałam taśmę i lawirując między namiotami, podążałam w stronę, w którą zwrócona była większość gapiów. Zrobiło się niezłe zbiegowisko, nie miałam tylko pojęcia, dlaczego jedni stali w ciszy a inni, śmiali się w głos. Po chwili zauważyłam sporych rozmiarów wigwam, wokół którego krążyło kilka osób, próbujących dostać się do środka...

Jej krzyk chwilami przechodził w bolesne zawodzenie, ale nikt z zebranych nie ruszył na pomoc. Dreszcz przebiegający po plecach przybrał na sile i sama też wolałam nie podchodzić. Wreszcie jeden z gapiów nie wytrzymał, podbiegł do namiotu, wyciągnął z kieszeni jakiś przedmiot, chyba nóź, po czym wbił go w gruby materiał namiotu, lecz nie zdołał go przeciąć, bo gdy tylko to zrobił, kobieta wewnątrz oszalała i zawyła jeszcze głośniej. Kolejnemu również się nie powiodło. W końcu poszedł trzeci mężczyzna, a na widok jego wojskowego noża, podniosły się okrzyki aprobaty. Bez problemu zrobił spore rozcięcie z góry na dół, po czym wsadził w nie głowę, a następnie wcisnął się szybko do środka...

Wśród zebranych nastało wyraźne napięcie i nawet ci, którzy się śmiali, nagle zamilkli. Stałam sparaliżowana strachem i aż podskoczyłam, wpadając na kogoś za mną, gdy „wybawca" krzyknął i wycofał się z powrotem, a następnie jęcząc i zwijając się wpół, odwrócił się w naszą stronę...

Jego twarz pokryta była krwią, miał ją na koszulce i kurczowo trzymanym w ręku nożu. Myślałam, że zaraz zemdleję, lecz po chwili wyprostował się i oblizał usta, krzycząc: „ketchup!" Zdałam sobie sprawę, że zostaliśmy wkręceni, co potwierdził też jego nagły rechot i czerwony strumień, spadający na jego plecy. Dziewczyna wyjrzała przez otwór, a potem wygramoliła się w białej koszuli niczym ta aktorka z filmu „The ring" wychodząca z ekranu telewizora, po czym wyrzuciła pustą butelkę i ryknęła:

– Koniec przedstawienia ludzie! Jesteście beznadziejni! Dzięki serdeczne, jestem już trupem!

To przerażające – pomyślałam, bo jej słowa i całe to przedstawienie, nagle nabrały sensu. Obiecałam sobie, że choćby nie wiem co, nie zostanę już sama w namiocie. Szybko się wycofałam i zerknęłam na komórkę.

Gdzie jesteś? Miałaś na mnie czekać.

W końcu wyszłam z tłumu żądnych sensacji gapiów i zauważyłam Sebastiana stojącego przed naszym obozem.

– Nie uwierzysz, co się stało... – wydusiłam zdyszana, podbiegając do niego. – Jakaś para w wigwamie tam z tyłu urządziła symulowaną zbrodnię, myślałam, że zawału dostanę...

– Wigwam? Taka mała czarna wiedźma i facecik po wojskowemu? – zapytał rozbawiony.

– Tak, skąd wiesz? – Spojrzałam na niego zdziwiona.

– Ich performance to od jakiegoś czasu stały punkt programu pierwszego dnia Woodstocku – wyjaśnił. – W tamtym roku rozdawali babeczki i wymieniali je na fajki albo inne fanty. Nie chcesz wiedzieć, czym były nadziane – zaśmiał się i skrzywił z obrzydzenia.

– Jezu, ludzie to mają pomysły – nie dowierzałam, po czym usiadłam na udeptanej trawie.

– Co tym razem wymyślili?

– Lepiej nie pytaj, przeraziłam się nie na żarty. Chodźmy lepiej napić się piwa, co? – zaproponowałam, czując wielką chęć rozluźnienia się.

– Nie teraz, moja pani. Wytrzymaj jeszcze trochę, potem się sczochramy, obiecuję, bo teraz mykamy w jedno miejsce – powiedział tajemniczo.

– Daj spokój, wszystko we mnie buzuje – jęknęłam zawiedziona.

– Adrenalina już krąży? – Spojrzał na mnie rozbawiony. – To dobrze, bo czeka cię kolejna niespodzianka. Wstawaj, idziemy. – Wyciągnął do mnie rękę.

– Dokąd mnie prowadzisz? Musisz się naprawdę postarać, bo chyba nic dziś nie pobije, tej krwawej scenki – zachichotałam.

– Nie bądź taka pewna.


Cdn...

Zła krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz