#2

40.8K 2.4K 146
                                    

Gdy budzik zadzwonił, czułem jak moją głowę rozsadza nie do wypowiedzenia ból. Ciało wydawało mi się ciężkie i dziwnie odrętwiałe... nie mogłem sobie przypomnieć kiedy zasnąłem. Ze sporej wielkości łóżka, kołdra była zrzucona, a poduszki znajdowały się wszędzie tylko nie pod moją głową. Blond włosy kleiły się od źle spłukanego płynu do kąpieli. W pokoju panował przeraźliwy chłód przez niezamknięte okno. Szare firanki falowały na porannym wietrze, muskając wilgotny parapet... w nocy prawdopodobnie musiał padać deszcz. Zapach wilgoci unosił się w powietrzu, osiadając ciężko na powierzchni mebli, nadając im przy tym połysku. Światło odbijało się od nich mieniąc się, w niektórych momentach niczym tęcza, gdy promienie łamały się przez drobne krople wody.
Z głośnym westchnięciem uniosłem się do pozycji siedzącej, opierając głowę na dłoniach. Zegarek wskazywał na szóstą rano, miałem jeszcze dużo czasu do rozpoczęcia zajęć. Dłuższą chwilę zajęła mi walka z myślami, aby zmusić zbolałe ciało do powstania i wzięcia porządnej kąpieli.
Chłodna woda rozbudzała moje zmysły i rozklejała niesforne kosmyki. Oczy uwalniały się spod panowania Morfeusza, a rozleniwione mięśnie odzyskiwały siły i sprawność. Woda oczyszczała ciało, ale pamięci nie mogła. Uderzyłem pięścią w ścianę, szukając w bólu zapomnienia. Kości strzeliły, a blada skóra pękła wypuszczając na powierzchnię odrobinę krwi.
-Nathaniel? – zaniepokojony głos Amber przebił się przez szum puszczanej wody – wszystko w porządku? – jej uwaga oprzytomniła mnie i pozwoliła zrozumieć czym bym ten dziwny dźwięk sprzed chwili. Wydałem z siebie godny politowania jęk, który mógł równać się ze szlochem.
- Zaraz skończę – odpowiedziałem, na uciążliwe pukanie siostry.
Spłukałem pianę z włosów, przejeżdżając ostatni raz gąbką po obolałym ciele. Zakręciłem kurki, odsuwając zasłonę w kolorze jogurtu brzoskwiniowego. Skóra na opuszkach palców pomarszczyła się, przez co materiał zdawał się kleić do mojej dłoni. Drobne rany na kostkach pięści piekły od mydła. Chwyciłem za zielony ręcznik, aby okryć lekko drżące z zimna ciało. Włoski na ramionach uniosły się, jednak ich jasna barwa nie pozwalała na ich dostrzeżenie.
Pośpiesznie założyłem bieliznę i ramiona okryłem białą koszulą, otwierając wolną dłonią drzwi, za którymi stała zniecierpliwiona osóbka.
- Mogłaś w tym czasie zrobić śniadanie – uniosłem zirytowany brew do góry, gdy dziewczyna chwyciła za moją dłoń – to tylko draśnięcie – wyjaśniłem, posyłając jej jeden z miłych uśmiechów z mojego katalogu – nie ma o co robić zamieszania.
Nie wydała się przekonana moimi słowami. Mrużyła na mnie oczy, jakby doszukując się we mnie czegoś konkretnego. Mimowolnie zapiąłem górne guziki koszuli, ukrywając przed jej wzrokiem pamiątkę po feralnej nocy.
Z cichym westchnięciem chciała sięgnąć po małą apteczkę nad lustrem.
- Nie ma sensu przyklejać na to plastra, podczas zginania palców bądź innych ruchów tą dłonią, od razu się odklei – upomniałem ją z cichym śmiechem, widząc jak przebiera w czerwonym pudełku.
Jej różowe paznokcie dalej muskały zawartość apteczki, gdy w końcu z triumfem wyciągnęła niewielką tubkę z maścią.
- To na siniaki – uśmiechnęła się smutno, gdy wypychała mnie z łazienki.
Drzwi zatrzasnęły się tuż przed moją twarzą. W ustach mi zaschło, zdecydowanie musiałem napić się wody. Przelotnie spojrzałem na swoje kolano, na którym w dalszym ciągu odznaczał się duży purpurowy siniak. Gdyby koszula była odrobinę krótsza, zobaczyłaby zdecydowanie coś gorszego, aniżeli ślad po moim nieszczęsnym upadku.
Wypuściłem głośno powietrze, kierując się do pokoju, aby uzupełnić swoją garderobę.

********

-Dobrze się czujesz? – pytanie padło niespodziewanie, wyrywając mnie z zamyślenia.
Z dłoni wypadły mi dokumenty, które ściskałem od pewnego czasu. Zaskoczona dziewczyna schyliła się żeby je pozbierać. Odgarnęła swoje jasnobrązowe włosy za ucho, tym samym ukazując błękitny kolczyk. Jej szara koszulka miała dość spory dekolt, więc stojąc nad nią, mogłem dostrzec zarys różowego biustonosza. Na szyi zwisał srebrny naszyjnik z serduszkiem, które teraz było opatulone pomiędzy dwiema piersiami.
Lekko otępiały, również kucnąłem aby pozbierać wymieszane już na dobre dokumenty. Fakt, że będę musiał na nowo je czytać, aby uzyskać jakąś spójną i logiczną całość, sprawił, że poczułem się strasznie zmęczony.
Melani podała mi swoją część kartek, które udało jej się podnieść. Jej ręka lekko dygotała, gdy chwyciłem za papiery.
- Wszystko ze mną w porządku – posłałem jej uspokajający uśmiech, odkładając wszystko na biurko – Naprawdę, po prostu byłem zamyślony – dodałem, gdy jej mina wcale nie świadczyła o przekonaniu.
- Naprawdę? – uniosła dość zadziornie nos, marszcząc przy tym brwi – Nigdy wcześniej nie widziałam, abyś popełniał tyle błędów – ciągnęła z cichym westchnięciem – jest pełno literówek w zadaniach, które poprawiałeś – dodała, gdy zauważyła niezrozumienie w moich oczach.
- Wybacz, zaraz rzucę na to okiem – zaśmiałem się nerwowo, opierając się o ciemne biurko za moimi plecami.
Pokój gospodarzy to całkiem sporej wielkości pomieszczenie pomalowane na pastelowo. Naprzeciw mojego biurka znajduje się ogromna, błękitna kanapa, którą wstawili tu jeszcze zanim zacząłem uczęszczać do tej szkoły. Nad nią okno z białymi framugami. Wyglądając przez nie, można było zobaczyć cały dziedziniec. Kilka drewnianych ławek, latarnie, drzewa oraz bramę wejściową. Stąd można monitorować kto wchodzi i kto wychodzi ze szkoły. Pokój znajduje się na parterze, więc czasami zdarza się, że ktoś przechodzący obok zagaduje do nas.
- Pomogę ci – głos Melani jest przyjemny, ciepły i napawający spokojem.
- Nie musisz – ziewnąłem mimo woli, rozciągając przy tym ramiona – Źle bym się czuł, gdybym kogoś obarczał swoją robotą – uśmiechałem się, ale nie czułem jakby ten uśmiech naprawdę znajdował się na mojej twarzy.
Usiadłem na miękko oprawionym krześle, zabierając się powoli do szybkiego czytania. Dziewczyna przysunęła sobie krzesło, usadawiając się z drugiej strony.
- Razem pójdzie sprawniej – wytłumaczyła tylko, ignorując już moje zdanie.
Zza uchylonego okna, dobiegały śmiechy uczniów wypoczywających na świeżym powietrzu. Jesień zawitała, przemalowując powoli wszystkie drzewa w okolicy oraz skracając nam dzień z każdym tygodniem.
Nim się spostrzegliśmy, dzwonek rozbrzmiał po korytarzach, kończąc najdłuższą przerwę w ciągu dnia. Melani z lekkim zawodem w oczach przeprosiła mnie i uciekła na lekcję. Ja ociągałem się z tą decyzją.
Wstałem, aby zamknąć okno. Chmury groźnie pociemniały, jakby i one przeczuwały zło, które miałoby się niedługo wydarzyć.
- Dramatyzuję – westchnąłem, z głośnym piskiem zamykając stare okna.
Chwyciłem uzupełnione dokumenty i ruszyłem nieśpiesznie w stronę pokoju nauczycielskiego. Korytarz echem niósł moje kroki, więc gdy zobaczyłem dyrektor, serce omal nie wyskoczyło mi z piersi.
- Jak dobrze, że cię widzę – uśmiechnęła się szczerze, odbierając z moich rąk papiery – chciałam z tobą porozmawiać na temat Kastiela.
Na imię chłopaka, żołądek zacisnął mi się w supełek. Miałem ochotę uciec, jednak grzeczność mi na to nie pozwalała. Usta mi drgnęły, lekko unosząc kąciki w górę, jednak oczy dziwnie mnie za szczypały.
- Tak? – ton miałem niewzruszony, mimo że całe moje wnętrzności dygotały.
- Przyniósł dzisiaj wszystkie niezbędne usprawiedliwienia i bez większego marudzenia został do końca dnia w szkole – mówiła spokojnie, jednak jej twarz wyraża ogromną radość – Nie wiem jakich czarów użyłeś, jednak miałabym do ciebie jeszcze jedną wielką prośbę.
Drgnąłem nienaturalnie, zastanawiając się równocześnie jak muszę wyglądać w jej oczach i jak musiał zachowywać się czerwono włosy przy niej. Użyłem czarów? Za pomocą magii chciałbym co najwyżej cofnąć czas i nigdy nie zostać przewodniczącym, albo wysłać tam kogoś innego.
Oczy kobiety błyszczały szczerze i niewątpliwie nie zdawała sobie sprawy z tego na co mnie posyłała.
- Nie wiem, czy aby na pewno jestem odpowiednią osobą, aby zajmować się Kastielem – rzuciłem już trochę bardziej nerwowo, gdy wpatrywała się we mnie z wielką nadzieją i ufnością, że na pewno jej nie zawiodę.
- Nie będę prosić cię o coś niemożliwego – zaśmiała się po chwili, jakby jednak miała to na myśli – Pilnowanie tego chłopaka powinno należeć do jego rodziców, jednak z różnych powodów chciałabym żebyś pomagał mu od czasu do czasu – zawahała się na moment, zamyślając się nad własnymi słowami – a raczej, żebyś pomógł mu nadrobić to co mu nie wychodzi.
- Zajęcia wyrównawcze zdecydowanie lepiej by się sprawdziły aniżeli ja – odpowiedziałem, może za szybko, a może z zbyt mocnym naciskiem, gdyż kobieta drgnęła przez mój uniesiony głos – To znaczy ... nie utrzymuje z nim żadnych dobrych kontaktów i trudno nam się porozumieć ...
- Dasz radę – skwitowała skinieniem głowy i odeszła w stronę swojego gabinetu – jesteś niezwykły, więc na pewno będzie w porządku – za tymi słowami zamknęła drzwi, zostawiając mnie samego ze swoją rozpaczą.
Oparłem się plecami o chłodne, zielone szafki, czując jak okropnie zaczyna boleć mnie brzuch.
- To chyba jakiś żart – jęknąłem ledwo słyszalnie, ściskając koszulę spod, której dało się wyczuć lekkie wybrzuszenia, którymi były malinki.
*****

- Jeśli zaraz nie będziesz się zbierać do domu, to w połowie drogi może złapać cię deszcz – rzuciłem, gdy dziewczyna uparcie siedziała przy moim biurku.
Jej zawzięta mina rozbawiała mnie, a krzywo związana kitka dopełniała uroczego obrazu.
- Ciebie też – odparła tylko odrobinę dziecinnie, zamykając kolejny stos kartek.
Kręciłem niebieskim długopisem w dłoni, kończąc czytać ostatni na dziś dokument. Sprawdzałem każdy trzy razy, aby upewnić się, że nigdzie nie postawiłem gafy... jednak mimo to Melani również je po mnie brała, jakby nie chciała uwierzyć, że jest mi już lepiej.
Gdy zawiązałem kokardkę na ostatniej porcji papieru, dziewczyna w dalszym ciągu wbijała we mnie spojrzenie błękitnych oczu.
- Pomóc ci w czymś jeszcze? – zapytała z ciepłym uśmiechem na twarzy.
- Pomóc ci w czymś jeszcze? – męski głos powtórzył, przedrzeźniając jej dość wysoki ton głosu.
Drzwi skrzypnęły, a w nich pojawił się Kastiel. Chłopak uśmiechał się wrednie, opierając się niedbale o framugę. Przyglądał nam się oczekując konkretnej reakcji, jednak żadna się nie pojawiła.
- Nie, możesz już iść do domu – posłałem jej przepraszające spojrzenia i podałem czarny płaszcz.
Jej szczupłe palce oplotły się wokół materiału, jakby próbowała przedłużyć tą chwilę. Wpatrywała się we mnie oczekująco, jednak ja nie bardzo miałem głowę dzisiaj do odczytywania jakichkolwiek sygnałów.
- Do zobaczenia jutro Nat – zawołała jeszcze lekko zawiedziona, gdy wymijała czerwono włosego.
- A to co ? Zmowa kujonów – zakpił, zamykając za nią drzwi.
Serce mi przyśpieszyło, gdy usłyszałem jak powoli zbliża się w moją stronę. Wysoki stojak na kurtki, zdawał się dobrą bronią, jednak nierozsądną.
- Co to się stało, że jesteś jeszcze w szkole? Przecież tak trudno cię do niej zaciągnąć – odgryzłem się, ledwo panując nad drżeniem dłoni... niestety chłopak to zauważył.
- Boisz się mnie ? – szepnął wprost do mojego ucha, powodując u mnie gęsią skórkę.
Robiło mi się niedobrze od zapachu tytoniu na jego skórzanej kurtce. Mrużył oczy, gdy odsunąłem się od niego, szukając w szufladzie swojego szalika. Owinąłem zielony materiał wokół szyi, starając się nie zwracać na niego uwagi.
- To twoja dziewczyna? – zagaił, jakby od niechcenia – ciekawe co by powiedziała, gdybym jej opowiedział nasz wspólny wieczór? Ach, ależ on był wypełniony namiętnością – zaśmiał się szyderczo.
- Nie jest moją dziewczyną – odparłem lekko, wkładając swój szary płaszcz.
- Jesteś takim frajerem, który nie umie się poderwać dziewczyny, która na niego leci? Dość godne pożałowania – przejechał dłonią, po nadal pogniecionym materiale.
Gdy chciałem się od niego odsunąć, chwycił mnie mocniej, zaciskając silną rękę na moim ramieniu. Jęknąłem cicho, usilnie próbując się uwolnić.
Kastiel wyglądał na zirytowanego, może wyprowadzonego z równowagi. Złapał za mój podbródek tak, abym musiał wpatrywać się w jego szare oczy. Błyszczały one dziko, a na ustach plątał mu się złośliwy uśmieszek.
- Ten rok zdecydowanie będzie udany – powiedział całując delikatnie rany na mojej pięści i puścił mnie, wychodząc z pomieszczenia.
Z szalejącym sercem i suchością w gardle, opadłem na podłogę.  


Kastiel x NathanielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz