Epilog

157 15 283
                                    

6 lat później...


Sarah


Czarne jak węgielki oczy w pełnym skupieniu spoglądały w moje. Z początku nieruchome powieki miarowo zaczęły drgać, a razem z nimi niebywale długie, ciemne rzęsy. Coraz bardziej wybałuszone ślepia zaczęły zalewać się łzami, a wokół tęczówek uwidoczniły się krwistoczerwone żyłki. Bezsprzecznie staczały nierówną walkę, a cicha rywalizacja zdawała się wykraczać poza ramy zdrowego rozsądku. Wilgotna powłoka zabłyszczała tak wyraźnie, iż zdołałam dojrzeć w niej własne odbicie. Ten nieprzejednany wzrok zapłonął żywą iskrą, aż w końcu...


– Ha! Mrugnąłeś. – Wymierzyłam w niego palcem.

– No maaamo... – Opuścił w zrezygnowaniu ramiona Brandon. – Chyba nigdy z tobą nie wygram.

– Wygrasz! Idzie ci coraz lepiej! – pochwaliłam szczerze. – Ale jeśli chcesz iść na łatwiznę, to lepiej pograj z tatą, on mruga po dwóch sekundach.


Brandon zachichotał, zgadzając się z moimi słowami.


Mój wspaniały syn skończył w tym roku 12 lat. Zaczęłam dostrzegać w nim wyostrzające się, młodzieńcze rysy i pierwsze symptomy dorastania. Przyglądając się wnikliwie detalom ukrytym w obrysie jego twarzy, potrafiłam stwierdzić, że gdy dorośnie, będzie piekielnie przystojnym mężczyzną. Zresztą już teraz doczekał się kilku wielbicielek w swojej klasie, co w ogóle nie było dla mnie dziwnym zjawiskiem. Jednak nie tylko jego wygląd stanowił czynnik przyciągający, lecz przede wszystkim wielkie, wręcz niemieszczące się w klatce piersiowej serce.


Adopcja Brandona od dawna snuła się za nami jak cień, który tylko czekał na odpowiedni moment, aby na dobre zagościć w naszym życiu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Adopcja Brandona od dawna snuła się za nami jak cień, który tylko czekał na odpowiedni moment, aby na dobre zagościć w naszym życiu. Prawdę mówiąc, już wtedy, gdy poznaliśmy chłopca, pokochaliśmy go z Charliem od razu i w mgnieniu oka połączyła nas z nim niewytłumaczalna więź. Jednak dopiero pewna sytuacja zmusiła nas do podjęcia realnych kroków w kierunku przysposobienia. Ojciec Brandona zmarł, kończąc żywot w podobny sposób, co jego żona- przedawkowując heroinę. W tamtym momencie z tytułu śmierci opiekuna sytuacja prawna dziecka wyklarowała się na tyle, iż postępowanie adopcyjne stało się zdecydowanie łatwiejsze. Brandonem zaczęła interesować się rodzina zastępcza, lecz kiedy się o tym dowiedzieliśmy, przygniótł nas niewiarygodny ciężar rozpaczy. Poczułam, jakby ktoś chciał wyrwać mi z serca ukochaną istotę i zabrać ją na wieczne nieoddanie. Nie byłam w stanie wyobrazić sobie tego, że prawdopodobnie już nigdy więcej go nie zobaczę. Tak się złożyło, że Charliego prześladował ból w podobnej skali, dlatego z pełną powagą zapytaliśmy Brandona, czy chciałby z nami zamieszkać, a co za tym idzie, stać się naszym dzieckiem. Powiedział, że o niczym innym nie marzył, więc nie czekając długo, rozpoczęliśmy niezbędne czynności. Na nasze szczęście wspomniana rodzina wycofała się, torując nam tym drogę do pozytywnego rozwiązania sprawy. Jak można było się spodziewać, proces adopcyjny nie należał do szybkich i łatwych, jednak w końcu Brandon oficjalnie został naszym synem. Udało się nawet zmienić mu nazwisko, a że sam wyraził taką chęć, stał się Brandonem Verrier. Nasza córcia Dalia miała już 3 lata, kiedy ni stąd, ni zowąd dorobiła się starszego brata.

Golden CageOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz