Rozdział 5 Niebezpieczne oczy

237 37 182
                                    

Wolontariat w Domu Dziecka dawał mi szereg prywatnych profitów, ogrom radości i satysfakcji z tego, co robiłam. Jednakże nawet coś, co przynosi tak wielkie korzyści, zostawia też swój negatywny ślad. Wśród dzieci na chwilę stawałam się sobą- prawdziwą, wrażliwą i subtelną Sarą, którą byłam przed wstąpieniem w związek małżeński. Właśnie przez to, że w tamtym miejscu mogłam sobie pozwolić na ściągnięcie maski, to trudniej było mi ją z powrotem włożyć. Dom Dziecka sprawiał, że choć na krótki moment mogłam pokazać swoją głęboko skrywaną naturę. Jednak po powrocie do domu potrzebowałam czasu, żeby znów przeobrazić się w zimną, twardą panią z włości. Odnosiłam wrażenie, że chyba przestałam wiedzieć, kim tak naprawdę jestem. Mimo że wszystko mieszało mi się w głowie i czułam się skołowana, to nadal chciałam tam przychodzić. Uśmiech dzieci, widok ich zaangażowania w zajęcia i świadomość bycia przydatnym i ważnym stała się moim motorem do działania. Środowisko, w które tam wchodziłam było czyste, niewinne i pozbawione obłudy. W obrębie wyższych sfer, w których lawirowałam na co dzień, spotkanie z prawdomównością, szczerością i lojalnością graniczyło z cudem.


Moja codzienność domowa przeważnie wyglądała tak samo. Towarzyszyłam mężowi na wszelakich iventach, wyjazdach i przy załatwianiu interesów. Regularnie usługiwałam Henry'emu w domu, jak i poza nim. Przygotowywałam obiady, ogarniałam dom, a w chwilach natchnienia komponowałam swoje utwory, których nigdy nikomu nie pokazywałam. Od samego rana byłam wyszykowana, bo nigdy nie wiedziałam, kiedy będę musiała się przy kimś pokazać. Henry był bardzo wyczulony na punkcie mojego wyglądu, więc każdego dnia otrzymywałam odgórny nakaz noszenia makijażu i ubierania się w najlepsze i najdroższe kreacje. Miałam zawsze wyglądać jak hollywoodzka gwiazda po to, aby mógł zawsze mieć przy sobie piękny obrazek. Raz w tygodniu odwiedzałam mojego kochanego brata, który miewał dni raz gorsze raz lepsze, a ja tylko wyszukiwałam w nim minimalnych oznak poprawy. Każdy mały sygnał płynący z jego ciała, dawał mi siłę do dalszego życia w tym miejscu, w którym przebywałam. Dwa razy w tygodniu chodziłam do dzieciaków i dzięki temu uzyskałam odrobinę większej swobody. Na niektórych imprezach śpiewałam, co było według męża dodatkowym atutem, którym mógł się pochwalić. Kiedy aktorskie życie przerastało mnie, sięgałam po alkohol i próbowałam znieczulić i nieco zblurować rzeczywistość. Kiedy byłam wystawiona na widok publiczny otoczenia Henry'ego, zawsze przywdziewałam ten sam lalkowy uśmiech, który już przywarł do mojej twarzy na stałe. Zimnym spojrzeniem skanowałam świat, który kręcił się wokół mnie, a ja miałam wrażenie, że stoję w miejscu niczym słup soli.


Teraz, kiedy świeżo skończyłam 26 lat, moje życie od dłuższego czasu toczyło się w rutynie i tych samych schematach. Byłam przekonana, że już nigdy nic się w nim nie zmieni, bo przecież co miałoby się zmienić. Nic nie zwiastowało dnia, który jednak się wydarzył...


5 marca, dzień po 44. urodzinach Henry'ego, mąż zapowiedział, że będziemy mieli gościa. Powiedział mi, abym ubrała się elegancko, bo przyjedzie do nas na rozmowę nowy prawnik, który miał dopilnowywać wszelkich finansowych transakcji i biznesów mojego męża. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Henry zmieniał prawników jak rękawiczki. Ciągle przychodził do nas ktoś nowy, po czym po krótkiej, dwumiesięcznej karencji zostawał wywalany na zbity pysk. Henry miał wysokie oczekiwania co do obsługi prawnej i bardzo nie lubił poświęcać czasu na wyłapywanie błędów. Jeśli już się czegoś dopatrzył, delikwent zostawał natychmiast usuwany ze stanowiska i szybko zastępowany kimś nowym. Teraz kiedy znów oznajmił mi o nadchodzącym spotkaniu z nowym pracownikiem, nie przywiązałam do tego większej wagi. Wiedziałam doskonale, że za dwa miesiące już go nie będzie. Kiedy powiedział mi, że ten facet ma zaledwie 29 lat, parsknęłam śmiechem. Ten fakt tym bardziej dał mi pewność, że nawet nie opłaca mi się zapamiętywać imienia tego gościa. Szanse na niepowodzenie były równe stu.


Golden CageWhere stories live. Discover now