Rozdział 11 Zmysłowy oddech nocy

208 35 215
                                    

Przed nami rozdział dłuższy, niż zwykle, ale bardzo ważny. Mam nadzieję, że wam się spodoba


Sarah

Sytuacja wymknęła się spod kontroli. Nie powinno do tego dojść, nie miałam do tego dopuścić. Byłam na siebie wściekła, bo dotarła do mnie tragiczna prawda. Tak, zakochałam się w Charliem. Czy mogło mi się przytrafić coś gorszego? Teraz kiedy już to wiedziałam, obiecałam sobie, że po przedstawieniu urwę z nim kontakt. Nie miałam innego wyjścia. Tylko w ten sposób będę w stanie o nim zapomnieć. Gdyby Henry się dowiedział, to byłby koniec życia mojego brata, a zarazem koniec życia mojego i Charlesa. Zbyt wielu ludzi mogłoby ucierpieć, a ja nie chciałam do tego dopuścić. Los mojego brata był dla mnie wartością nadrzędną, jednak musiałam też chronić Charliego.


Coraz częściej nawiedzały mnie fantazje na temat związku z Charliem, jednak prawda była taka, że to było całkowicie niemożliwe... Henry w akcje zemsty zniszczyłby doszczętnie karierę Charlesa, na którą tak tytanicznie pracował, a ja nie byłabym w stanie sobie tego wybaczyć. Zniszczyłby też mnie, przestałby kupować Zolgsmax, co doprowadziłoby do śmierci mojego braciszka. Sytuacja była gorzej niż beznadziejna. Buzowały we mnie silne emocje, których nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Niestety nie ominęły mnie też kolejne okropieństwa. Rzeczy, do których zdążyłam przez lata przywyknąć, znowuż zaczęły być bolesne. Obcowanie z Henrym na nowo rozdrapało we mnie cierpienie, a każda jego bliskość doprowadzała mnie na skraj obrzydzenia. Po raz kolejny każdy dzień zaczął mi ciążyć, tak samo, jak na początku. Byłam naiwna, kiedy myślałam, że najbardziej dramatyczne rzeczy w życiu już za mną. One nadal malowały się przede mną.


Jednak nie dziwie się samej sobie, że moje od lat nieużywane, skute lodem serce skruszało. Charles był najwspanialszym mężczyzną, jakiego dotąd spotkałam. Był miły, uprzejmy, mądry, delikatny, nieustępliwy, uroczy, szarmancki, a zarazem diabelnie przystojny i pociągający. Przybywając z nim dłużej, naprawdę mogłam oszaleć i tak też się stało. To był jedyny mężczyzna w moim życiu, który nie traktował mnie jak kawał ładnego mięsa. Odnosił się do mnie zawsze z szacunkiem, moje sprawy zdawały się być dla niego ważne. Dużo mówił i słuchał mnie uważnie, notując w głowie istotne informacje. Zawsze obchodził się ze mną delikatnie niczym z relikwią, jego gesty w stosunku do mnie za każdym razem były subtelne. Urzekły mnie też momenty, w których coś mu opowiadałam, a on nigdy nie spuszczał wzroku z moich oczu. Zawsze dziarsko podtrzymywał kontakt wzrokowy, nigdy nie spoglądał na boki, a ruchliwość jego brwi podpowiadała mi, że słucha uważnie każdego mojego słowa. Wzrokiem przeszywał mnie na wskroś i często miałam wrażenie, że rozumie mnie bez słów. Czułam, że nie jestem dla niego tylko "ładną paniusią", a całą sobą, prawdziwą Sarą. Kiedy ostatnim razem tak bardzo się do mnie zbliżył, odsunęłam się. Wiedziałam, że chciał mnie pocałować i wystraszyłam się na śmierć, chociaż tak naprawdę sama cholernie tego pragnęłam. Skrycie marzyłam o tym, aby choć raz posmakować jego kuszących ust... To wszystko jednak to tylko marzenia. Jedyne co mogłam to doprowadzić się do jakiekolwiek porządku i skupić się na moim bracie, bo to on był w tej historii najważniejszy.


Od lat, jak najczęściej odwiedzałam Johna. Miewał okresy lepsze i gorsze, ale zawsze cieszyłam się na jego widok. Był moim oczkiem w głowie i mimo że skończył już 15 lat, nadal nazywałam go małym braciszkiem. Aparatura, ilość kabli i złącz wokół niego, zawsze wprawiała mnie w podenerwowanie. Nadal nie mogłam pogodzić się z tym, dlaczego to nie ja tu leże, a on. Oddałabym wszystko, żeby był zdrowy i wiódł normalne życie, jednak od jakiegoś czasu nie był w stanie już wstawać z łóżka. Mięśnie kończyn odmówiły już posłuszeństwa. I choć dzięki lekowi zachował życie i opóźnił postęp choroby to i tak z roku na rok słabnął. Robiłam wszystko, żeby nie odczuwał cierpienia. Przychodziłam do niego regularnie, przynosiłam ulubione smakołyki, komiksy i książki. Wspólnie czytaliśmy i słuchaliśmy muzyki. Opowiadał mi o sytuacjach na oddziale, o swoich kolegach, którzy przebywali w ośrodku razem z nim, o personelu. Były jednak dni, gdzie był zbyt słaby i nieprzytomny. Wtedy siedziałam tylko po cichutku obok niego i trzymałam za rękę.


Golden CageWhere stories live. Discover now