Rozdział 3 Nie do odrzucenia

278 44 235
                                    

Pięknego, sierpniowego dnia, po raz pierwszy od miesiąca nie ujrzałam mężczyzny w barze przy stoliku. Jakże wielką ulgę odczułam, kiedy spostrzegłam puste miejsce, które zawsze miał w zwyczaju zajmować. Po raz pierwszy od tylu dni odetchnęłam i z przyjemnością zakasałam ręce do pracy. Poranek w knajpie mijał mi wspaniale, kiedy uświadomiłam sobie, że facet w końcu odpuścił i nie będzie mnie już dalej nachodził.


Zbliżała się godzina 12:00, więc zarzuciłam na ramię rozciągniętą, nadgryzioną już zębem czasu torbę i ruszyłam na budowę. Lekkim krokiem przemierzyłam przecznicę i zdecydowałam się pójść na skróty uliczką, która biegła równolegle z parkiem. Odruchowo odwróciłam głowę w kierunku jezdni i poczułam, jak miękną mi nogi. Znów zobaczyłam czarnego Lincolna, podążającego moim śladem. Krew uderzyła mi do mózgu, lecz zamiast strachu poczułam przypływ szaleńczego gniewu. Lincoln wjechał w wąską uliczkę, na której się znajdowałam i stwierdziłam, że tego już za wiele. Pod wpływem emocji, ryzykując spóźnienie na budowę, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Z impetem ruszyłam w stronę samochodu, który nagle stanął na środku ślepej uliczki, po której kroczyłam. Podeszłam blisko i zaczęłam walić pięścią w zaciemnione, tylne szyby. Po chwili szklana tafla zsunęła się w dół i tak jak się spodziewałam, z okienka wyłoniła się twarz faceta z restauracji.


– Jak pan śmie mnie śledzić?! – wrzasnęłam na mężczyznę.

– Nie jestem Pan, jestem Henry – odparł spokojnym tonem.

– W takim razie słuchaj Henry, czy jak ci tam, nie życzę sobie, żebyś mnie nachodził, a tym bardziej mnie śledził. Jeśli jeszcze raz cię na tym przyłapię, zgłoszę sprawę na policję o nękanie – wydyszałam.

– Ale skąd te nerwy? Ja chciałem tylko z tobą porozmawiać i złożyć ci propozycję. – Uśmiechnął się szyderczo.

– Po pierwsze, nie podrywa się kobiet w ten sposób, po drugie nie interesuje mnie to, co masz mi do powiedzenia. Nie możesz mnie już bardziej do siebie zniechęcić, także gratuluję. Żegnam! - krzyknęłam i zaczęłam odchodzić w swoją stronę.


Mężczyzna jednak wychylił głowę z okna i krzyknął:

– Myślałem, że zainteresujesz się ofertą dotyczącą twojego brata!


Stanęłam na środku drogi jak wryta, a przez głowę przebiegło mi milion myśli. Może on rzeczywiście chce mu pomóc? Szybko skojarzyłam, że jest majętny, więc może chciał podarować Johnowi jakiś datek? Odwróciłam się i spojrzałam na niego.


– Nalegam na spotkanie – rzekł, trzymając w ręku puszkę ze zdjęciem Johna.

– Dobrze – wyjąkałam – porozmawiajmy wieczorem, kiedy skończę pracę – odparłam zrezygnowana.


Tego samego dnia po południu, spotkaliśmy się w kawiarni, między moją pracą na budowie a występem w barze. Zamówiłam jedynie colę, nie chciałam go na nic naciągać.


– Pozwolisz, że ja zacznę? – spytał.

– Zamieniam się w słuch – powiedziałam cicho.

– Kiedy tak bardzo wpadłaś mi w oko, próbowałem lepiej cię poznać, jakoś się do ciebie zbliżyć. Naprawdę poznałem w życiu wiele kobiet, ale żadna nie miała tak wyjątkowej urody, jak ty. Nie mogłem przestać myśleć o twoim pięknie. Uparcie mnie odrzucałaś, więc popytałem to tu, to tam. Tak się złożyło, że zauważyłem puszkę w barze z twoją prośbą o datki. Wiem, że zbierasz pieniądze, aby uratować brata. Wiem, z czym się zmagasz i wiem, jak życie sprowadziło cię do parteru. Wiem, że potrzebujesz pomocy i to nie jednorazowej, a permanentnej. Tak się składa, że ja byłbym w stanie bez problemu opłacać pobyt Johna w prywatnym ośrodku, a także kupować co miesiąc Zolgsmax. Pomyślałem zatem, że moglibyśmy sobie pomagać nawzajem.


Golden CageWhere stories live. Discover now