Rozdział 16 Pierwsza i ostatnia

160 29 190
                                    


Sarah

Kompletnie nie przypuszczałam, że Panna Welch domyśliła się, że darzymy się z Charliem uczuciem. Byłam wstrząśnięta jej spostrzeżeniami na nasz temat, ale także wzruszona jej opowieścią. Wiele w życiu przeszła i równie wiele straciła. Rozumiałam, że chciała dla mnie dobrze. Za pomocą swojej własnej historii pragnęła wskazać mi drogę, którą powinnam podążyć. Związanie się z Charliem było moim największym pragnieniem, jednak jak mantrę powtarzałam sobie, że muszę dalej brnąć w to, co zaczęłam wcześniej. Ostatnimi czasy jeszcze częściej spędzałam czas z bratem, którego obecność upewniała mnie o słuszności moich wyborów. Historia Panny Welch pozostawiła w mojej psychice namacalny ślad, jednakże nic nie było w stanie odwieźć mnie od podjętej przeze mnie decyzji. Nic też nie miało tak wielkiej siły sprawczej, aby rozwiązać moje zawiłe problemy.


Kilka dni później, po zakończonych zajęciach, jak zwykle narzuciłam na siebie mój ciepły, jesienny płaszcz, otuliłam się szalikiem i wyszłam z Domu Dziecka w kierunku przystanku, na który zawsze podążałam przez krótki odcinek Central Parku. Zmęczona własnymi myślami, postanowiłam zaczerpnąć świeżego powietrza dzięki krótkiemu spacerowi na metro. Kiedy tylko przemierzyłam przecznicę i ledwo zdołałam postawić nogę na parkowej ścieżce, niespodziewanie wyłonił się przede mną Charles.


– Co ty tu robisz? – spytałam przestraszona, a moje kolana natychmiast zaczęły się trząść.

– Hej, przepraszam, wiem, że nie powinienem tu być, ale...

– Racja, nie powinieneś tu być – wtrąciłam stanowczo.


Zrobiłam krok w celu ominięcia go, lecz zatrzymał mnie, łapiąc moje ramiona.


– Poczekaj, daj mi chwilę – wysapał – naprawdę przepraszam, że cię nachodzę, ale pomyślałem, że w sumie... Nie możemy się rozstać ot, tak, skoro nigdy nie byliśmy na prawdziwej randce jako para.

– Słucham? Wyczytałeś to prawo w jakimś kodeksie Hammurabiego – nawet się zaśmiałam.

– Możesz się śmiać, ale musisz przyznać mi rację. Spędź ze mną jeden dzień, taki normalny, jakbyśmy nie mieli żadnych trosk. Prawdziwą randkę. Wtedy dam ci spokój.

– Po co chcesz to przedłużać Charlie? – westchnęłam, jednocześnie czując, jak jego wzrok zaczyna mnie łamać.

– Nie wiem. Po prostu mi pozwól – rzekł zdesperowanym tonem.

– Charlie, czym szybciej to zakończymy, tym będzie nam łatwiej. Nie utrudniaj czegoś, co i tak jest nie do zniesienia – wyjąkałam, próbując nie zatopić się w błękicie jego oczu.

– Proszę... Choć o ten jeden dzień. Pierwszy i ostatni. Proszę – powtórzył błagalnie.


Wycedź mu między oczy, powiedz, żeby spadał, dał ci spokój i nie rozdrapywał ran!


– No dobrze – odparłam, po czym sama załamałam się swoim zachowaniem i uległością. – Skąd ty masz takie pomysły? – pokręciłam głową.


Załatwienie całego wolnego dnia graniczyło z cudem. Istną trudnością było wyszukać taki dzień, w którym Henry wyjedzie beze mnie, a Roger da się przekupić zielonymi dolarami. Taka okazja wydarzyła się akurat 5 dni po naszym ostatnim spotkaniu. Nie wiedziałam, po co do cholery tam idę, ale znów nie potrafiłam nie skorzystać z okazji. Obiecał, że to będzie ostatnia, więc w sumie czemu nie? Rzeczywiście w jego wypowiedzi było ziarno prawdy. Jak mamy się rozstać skoro nigdy nie byliśmy razem? Powód głupi, a jednocześnie bezdyskusyjny. Wiedziałam, że robię źle, ale znowuż zabrakło mi sił, aby się powstrzymać przed spędzeniem z nim, choć kilku godzin...


Golden CageOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz