Rozdział 23 - Za parę miesięcy (Kate)

88 20 2
                                    


Kilka dni później...

Wczoraj w południe wreszcie, chociaż o wiele wcześniej, niż pierwotnie to zakładano, przywiozłam mojego mężczyznę do naszego domu swoim SUV'em, a ponieważ nie było nawet mowy, by usiadł za kierownicą, był zdenerwowany, że nie mógł sam prowadzić, bo bardzo nie lubił siedzieć na miejscu pasażera.

W ciągu tych kilku dni, zanim to się stało, byłam bardzo zajęta, ale również bardzo szczęśliwa, bo Ryan nie miał żadnych komplikacji po uderzeniu w głowę i Adrian, doktor Cooler, potwierdzał codziennie z coraz większą pewnością, że mój mężczyzna będzie mógł opuścić szpital przed świętem.

Oczywiście, dostaliśmy mnóstwo ostrzeżeń i zaleceń, ale to nie zmieniało faktu, że mieliśmy się z czego cieszyć, bo Ryan był ze mną.

Odbyłam jeszcze jedną, dość istotną dla mojego samopoczucia i mojego podejścia do życia, rozmowę z Evą.

To było wtedy, kiedy odwiedzała Ryana, co robiła raz na dwa dni.

- Nie powiedziałam ci nigdy, jak się czułam, kiedy Jimmy został ranny w czasie tamtej akcji w swojej pracy lata temu - powiedziała, kiedy szłyśmy ze szpitalnej sali Ryana na szpitalny parking, do naszych samochodów, bo ja miałam coś do załatwienia, a ona musiała jechać do szkoły po Davie'go.

Spojrzałam na nią z zaciekawieniem i bez rezerwy, jaką czułabym, gdyby coś takiego padło z ust kogoś innego.

Nie lubiłam zwierzeń i to jedno chyba nigdy się nie miało zmienić, bo wtedy ja bym się musiała zmienić.

- Najpierw byłam przerażona - wyznała Eva, przystając przy moim Fordzie, który stał bliżej wyjścia ze szpitala, niż jej Audi - Tak bardzo bałam się, że go stracę, że prawie się popłakałam jak przerażone dziecko. Wiesz, że już raz straciłam rodzinę.

Powoli skinęłam głową, bo wiedziałam, ale nie byłam zaskoczona tą reakcją, o jakiej mówiła.

No cóż, to, że miała ochotę płakać, nie byłoby dziwne, bo już zdążyłam zauważyć, że moja ciocia często płakała przy różnych okazjach, chociaż zwykle były to pojedyncze łzy spływające z jej oczu.

Nie szlochanie jak dziecko.

- A kiedy go zobaczyłam na tamtym łóżku w szpitalu - Eva odpłynęła wzrokiem w dal, jakby zapatrzyła się w głąb siebie, w swoje wspomnienia, a potem spojrzała z powrotem na mnie i uśmiechnęła się, by kontynuować pogodnym tonem - ...kiedy dotarło do mnie, że to jest jego praca, praca którą kocha, bo po prostu taki jest, a ja nie mogłam, nie chciałam, go zmieniać, pomyślałam, że robiłam podstawowy błąd.

- Tak? - westchnęłam zasłuchana.

- Widzisz, Kasieńko - och, uwielbiałam, kiedy mówiła moje imię po polsku, chociaż zwykle, nawet kiedy byłyśmy tylko we dwie, rozmawiałyśmy po angielsku - Trzeba brać to, co daje nam życie. Trzeba wykorzystywać wszystkie dobre chwile i nie myśleć o tym, co może się stać. Jeśli skupisz się na tym, co kiedyś możesz stracić, nie będziesz miała niczego nawet przez chwilę. Niczego dobrego.

Wtedy nie rozmawiałyśmy już dłużej, bo obie miałyśmy swoje zajęcia, ale te słowa dały mi wiele do przemyślenia, a przecież miałam mnóstwo wolnego czasu na przemyślenia.

Nie stało się to od razu, ale w końcu, po dwóch czy trzech nocach przemyśleń, dotarło do mnie, co Eva chciała mi powiedzieć.

Stało się to w ciągu ostatniej doby, kiedy to od rana szykowałyśmy razem z Ingrid bardzo wczesną kolację dla całej rodziny z okazji Thanksgiving, a wiedziałam, że zwyczajem tego święta jest podziękowanie za to, co dobrego przyniósł nam miniony rok.

Kate - Zaufaj [18+]Where stories live. Discover now