9. Rudera z niespodzianką

5.9K 270 13
                                    

Chyba każdy lubił słuchać historii miłości swoich rodziców, nigdy nie wiedziałam czy moich rodziców łączyła miłość. Raczej nie, gdyby łączyło ich coś więcej to tata na pewno by nas nie zostawił.

Od wyjścia z kawiarni Adeline, coraz więcej w moich myślach pojawiały się pytania o matkę moich braci. Ojciec powiedział, że dziadkowie chłopców również odwiedzą nas w święta. Od tamtej pory moje ciało opanował stres, jak mogłam inaczej opisać gęsią skórkę i dreszcze przechodzące po całym ciele.

Nie wiem skąd wzieła się nagle moja pewność siebie, jadąc czarnym mercedesem taty, zadałam pytanie.

-Kim była matka chłopaków?

Ojciec zacisnął mocniej ręce na kierownicy i wpatrywał się przed siebie, nagle jego humor zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Moje ciało owiał chłód, byłam tutaj już od ponad tygodnia i ojciec zawsze pieszczotliwie się do mnie zwracał i za wszelką cenę chciał wzbudzić we mnie sympatię. Już wielokrotnie proponował mi jakieś wyjazdy ale grzecznie odmawiałam, wielokrotnie też chciał zabierać mnie na zakupy ale tego również nie chciałam.

-Musisz wiedzieć Lily, że nasze małżeństwo nie było udane- powiedział po chwili a ja poprawiłam się w fotelu- Lara była bardzo...przebojowa, chciała zwiedzić każdy kraj i najchętniej cały czas byłaby w ruchu.- Westchnął- W tamtym momencie swojego życia, wolałem spokój a po skończonej pracy chciałem obejrzeć w ciszy film a nie chodzić z nią po klubach, po prostu rozwiedliśmy się.

Zmarszczyłam brwi, coś nie pasowało mi w tej historii. Ludzie przecież zazwyczaj walczą o uczucie a nie od razu się rozchodzą, przecież mieli razem trójkę dzieci!

-Czyli...musieliście rozwieść się gdy tylko pojawili się bliźniacy- powiedziałam również na niego nie patrząc- Bo potem pojawiłam się ja.

Tata nie odpowiadał, trwaliśmy przez dłuższą chwilę w ciszy, którą zagłuszała lecąca w radiu świąteczna piosenka. Wyczekując na odpowiedź obserwowałam rozpuszczające się płatki śniegu na szybie drogiego samochodu. Potem jednak mój wzrok przykuło co innego.

Dom był totalną ruderą zasypaną śniegiem, wokół leżało pełno porozrzucanych śmieci i odłamków gałęzi. Prawdopodobnie nikt oprócz bezdomnych nie mieszkał w tej ruderze, mój wzrok przyciągnął jednak pies. Większe już szczenię, chowało się przy ogrodzeniu i zapewne trzęsło się z zimna i głodu.

-Tato, zobacz- powiedziałam otwierając nagle szerszej oczy, od swojego przyjazdu nie nazwałam jeszcze James'a na głos tatą. Było to dla mnie tak odległe, że aż nie realne.

Ojciec bezpiecznie zjechał na pobocze, nawet nie pytając o co chodzi. Wysiadł pierwszy a ja za nim, wskazałam mężczyźnie miejsce i udaliśmy się w tamtą stronę. Średniej wielkości psiak trząsł się coraz bardziej, na jego futrze zaschnął lód a łepek miał opruszony w śniegu. Miał tak długie włosy, że nie widziałam jego oczu. Już chciałam ściągnąć kurtkę by okryć psa, gdy poczułam dłoń ojca na ramieniu.

-Nie ściągaj, nie chcę żebyś się rozchorowała.- Powiedział ostro po czym sam ściągnął swój płaszcz zostając w samej marynarce.

Ostrożnie owinął nią psa a ja chwyciłam go w ramiona, pies zakopał się w wnętrze marynarki a my zaczęliśmy iść do samochodu.

Nigdy nie miałam zwierząt, mieszkając w Stanach wiedziałam, że wraz z mamą nie miałyśmy warunków na zwierzę a obiecałam sobie, że jeśli będę miała jakiekolwiek zwierzę to będę świadomym właścicielem. W samochodzie ostrożnie zapiełam pas, tak by nie ścisnąć szczenięcia.

-Zabierzemy go do weterynarza- powiedział ojciec odpalając silnik.

***

Cali w czasie drogi zaczeła chyba dochodzić do siebie, zaczynała się na mnie wspinać i wyglądać za okno. Lód z jej futerka zaczął się rozpuszczać przez co moje spodnie były mokre ale nie przeszkadzało mi to, co jakiś czas śmiałam się obserwując psa, który próbował polizać mnie po nosie. Była urocza, nie wiem czy to dziewczynka ale tak założyłam.

Co jakiś czas czułam na sobie wzrok ojca ale to też mnie nie martwiło, dzisiejsze wspomnienia z szkoły gdzieś odleciały. Już nie wspominałam tego tak jak jeszcze dwie godziny temu, tata dalej mi nie odpowiedział na pytanie ale teraz mieliśmy ważniejszą sprawę, może kiedyś mi powie.

Cody, Olivier i Xander zapewne wrócili już do domu albo wyszli gdzieś z znajomymi, mimo, że byłam tutaj dopiero od tygodnia to już zdążyłam zauważyć styl życia swoich braci. Wszyscy mieli duże grono znajomych a każda cheerleaderka chciała pójść z którymś na randkę, Olivier i Xander imprezowali zdecydowanie więcej niż Cody ale to nie znaczy, że nasz najstarszy brat imprezował mało.

Po jakimś czasie podjechaliśmy pod sporą klinikę weterynaryjną, cały czas trzymałam szczeniaczka przy piersi i starałam się go jeszcze bardziej rozgrzać. Tata cały czas spoglądał czy idę za nim po czym kazał zostać mi w poczekalni i usiąść na kanapie a sam pokierował się do recepcji.

Cali zaczeła sama domagać się głaskania więc, nie odmawiałam i co jakiś czas drapałam ją za uchem. Mężczyzna po chwili wrócił i usiadł obok mnie, nie minęła minuta gdy zostaliśmy zaproszeni do gabinetu.

W środku znajdowały się niebieskie ściany, stał tam wielki stół a nad nim lampa. Na szafkach znajdowały się strzykawki i wiele leków, od syropów po maści. W gabinecie przywitała nas młoda kobieta, na jej plakietce widniało imię Mery. Miała długie rude włosy, upięte w tysiące warkoczy i przepiękne crocsy, czy mówiłam już jak bardzo kocham crocsy?

-Dzień dobry, słyszałam już co się stało- powiedziała uśmiechając się szeroko- Choć psiaku, zobaczymy co ci jest- zaszczebiotała odbierając ode mnie psa i postawiła go na stół a po chwili włączyła lampę.

Dopiero po paru minutach zrozumiałam, że ojciec obejmuje mnie ramieniem i tak jak ja wpatruje się w psa. Najpewniej odsunęła bym się ale nie dzisiaj, dziś tego potrzebowałam.

-Ten dzielny chłopak jest tylko trochę zmarznięty i głodny- powiedziała lekarka a ja zrozumiałam, że nie mogę nazywać go już Cali- To szczeniaczek rasy Nowofundland, to dość...duże psy- zaśmiała się- Nie ma czipa więc, państwo go zabierają czy odwozimy go do którejś z fundacji?

To pytanie mnie zmroziło, bardzo chciałam by piesek został ze mną. Nie wiedziałam jednak, czy tacie będzie to odpowiadać a poza...

-Zabierzemy go z sobą- wyrwał nagle ojciec a ja patrzyłam na niego oczami pełnymi szczęścia- Mamy w domu duży ogród wiec, będzie miał gdzie się wybiegać.

I takim sposobem, zyskałam pierwszego przyjaciela w szarej Anglii.
Był nim mały nowofundland o ciemnym umaszczeniu i imieniu Syriusz.

Secrets Of My Father 16+Where stories live. Discover now