5. Słońca

6.1K 264 30
                                    

Z samego rana budzi mnie odgłos budzika, przestraszona zrywam się na jego donośny dźwięk. Nie wiem czemu zaczynam płakać, zdarza się to prawie codziennie od śmierci mamy.

Zawsze rano wstając miałam z tyłu głowy, że ona wróci a teraz...

Teraz byłam w obcym dla mnie miejscu, z obcymi ludźmi a moja nie zawsze dojrzała mama nigdy nie wróci. Czasami gdy za dużo wzieła to rano płacząc przepraszała mnie na kolanach, wtulała się w moje kolana i powtarzała, że jest okropną matką. Czasami myślałam, że może ona ma rację, może nie była dobrą matką ale ja sama nie potrafiłam tego przed sobą przyznać. W końcu, to moja mama.

Chwytam swój telefon leżący na nocnej szafce nieopodal, wyświetlacz wskazuję godzinę szóstą trzydzieści. Mam półtora godziny na zebranie się do kupy, to może być ciężkie. Na stopy wkładam stare wełniane skarpetki i udaję się w stronę łazienki, z wiszącej szafki wyciągam fioletową szczoteczkę do zębów i nakładam na nią miętową pastę. Szoruje swoje zęby tak długo aż z moich dziąseł nie zaczyna cieknąć krew, nie cieknie mocno ale jednak.

Przez dobre dziesięć minut myśle jak zrobić wlosy, czy postawić na wygodę czy na wygląd. Zdecydowanie wygoda. Białe, delikatnie kręcone włosy, upinam w niskiego ale dość ładnego koka. Twarz i ręce smaruje kremem z filtrem a potem podchodzę do szafy i wybieram ubrania, dzisiaj stawiam na szerokie niebieskie dżinsy i oversize sweter w jasnym odcieniu różu. Na stopy włożę swoje czarne botki a w uszy wkładam małe srebrne kolczyki w kształcie słońca, nigdy nie wiedziałam od kogo je dostałam, chyba były ze mną od urodzenia.

Do beżowego plecaka wkładam kilka zeszytów i piórnik, ledwo przytomna przypominam sobie jak Xander mówił, że rano gosposia zrobi nam lunch do szkoły bo w stołówce jedzenie to wielka kicha. Po cichu chwytam plecak i zarzucam go na jeden bark, tak w ogóle to bardzo nie zdrowe nosić tak plecak ale no coż. Dalej cicho staram się przedostać do kuchni, dalej nie rozgryzłam ulożenia tego domu więc, po drodze zgubiłam się z dwa razy.

Gdy udało mi się dotrzeć do celu, ujrzałam krzątającą się po kuchni starszą kobietę ubraną w zielony fartuszek i ojca pijącego kawę w białej koszuli.

–Dzień dobry, Liluś– odezwał się nagle a mnie przeszły ciarki– Natalie zaraz poda ci lunch.

Tak jak powiedział tak i było, kobieta dosłownie chwilę puźniej podsuneła pod mój nos małą miętową torbę, w której schowane było pudełko i coś jeszcze. Chwyciłam ją w kościste dłonie i ostrożnie wycofałam się z kuchni. Postanowiłam nie tracić czasu i gdy chłopcy chowali swoje torby z jedzeniem do czarnych plecaków, ja wkładałam na stopy czarne botki o rozmiarze trzydzieści siedem.

–Chodź młoda, idziemy– powiedział przechodzący obok mnie Cody a ja podążyłam za nim.

Wszyscy weszliśmy do garażu a po chwili do auta, usadowiłam się na tylnim siedzeniu. To auto bardzo różniło się od tego, którym przyjechałam do tego domu. To było w kolorze czerwonym i wyglądało na bardziej....luzackie?
Samochód prowadzony był przez Cody'ego a obok niego siedział Xander, Olivier na siedzeniu z tyłu obok mnie. Z tego co udało mi się wywnioskować to Cody był najstarszy a pozostała dwójka brunetów to bliźniaki, choć ich wygląd  znacząco się różnił.

Z głośników leciała jakaś piosenka, której nie kojarzyłam ale jak na mój gust muzyczny to facet, który śpiewał sporo fałszował. Mój najstarszy brat uderzał w rytm muzyki o obręcz kierownicy a Xander nucił cicho, Olivier zaszył się w telefonie i energicznie coś w nim pisał.
Chwilę puźniej z głośnym hukiem rzucił komórkę o podłogę auta, podskoczyłam delikatnie na dźwięk niespodziewanego huku.

–Ty, co jest?– rzucił Xander

Olivier obrzucił go siarczystym spojrzeniem, wyrażającym jedynie złość.

–Kaylie się stała– odburknął

–Co, dalej wmawia sobie wasz związek?– zaśmiał się chłopak siedzący za kierownicą.

–Ta idiotka, wrzuca ze mną zdjęcia na insta i podpisuje je serduszkami i innymi chujostwami!– jęknał odchylając się w tył.

Patrząc na Oliviera dostrzegłam małą bliznę nad brwią i delikatne piegi, które trudno było dostrzec.

–Skąd masz tę bliznę?– pytanie wyrwało się z moich ust.

Chłopak nawet na mnie nie spojrzał.

–Voldemort mnie zaatakował.

–Weź się puknij w ten głupi łep!– krzyknął do niego Cody– Bądź też dla niej milszy.

Secrets Of My Father 16+Where stories live. Discover now