4. Wspomnienia

6.1K 254 8
                                    

Panowała pomiędzy nami dość krępująca cisza, Xander tylko wgapiał się w sufit a ja starałam się szczelnie objąc rękoma. Zawsze gdy tak robiłam to czułam się bezpieczniej, zamknięta w swojej małej przestrzeni.

–Uważaj na babkę od Angielskiego i od Biologi– odezwał się po chwili a ja zmarszczyłam brwi, brunet przeskanował moją twarz i westchnął– Profesor Miller jest bardzo....nietolerancyjna. Chodzi mi o to, że no...ona jest ciemnoskóra i ona to...ogólnie...no...w skrócie nie lubi białych.

Zacisnełam mocno usta i jeszcze mocniej przytuliłam swoje nogi do klatki piersiowej.

–A ta od biologii?– zapytałam cicho.

Xander posłał mi mały uśmiech, który zignorowałam.

–Jest dość mocno szurnięta– zaśmiał się– Najpewniej to zrobiłaby ci wszystkie badania i wyjaśniła klasie co to jest Albinizm– znowu się zaśmiał.

–Nie lubię tego.

–Czego?

–Tego, że mam Albinizm– odpowiadam po czym kładę się plecami na łóżku.

To zawsze było moją zmorą, nie podobało mi się to, że moje koleżanki w wakacje umawiały się na wspólne opalanie albo gdy wychodziliśmy gdzieś wspólnie i kogoś spotykałyśmy, odsuwały się ode mnie jakby mnie nie znały. Wstydziły się mnie. Może też przez to obawiam się przyjeżdżać jutro z braćmi do szkoły? Boję się, że będą się mnie wstydzić.

W pamięć najbardziej zapadła mi sytuacja z szkoły podstawowej, byłam wtedy w szóstej klasie. Tego dnia padało i piasek zamieniał się w błotną papkę, chłopcy z mojej klasy rzucali we mnie błotem ktzycząc, że chcą „nadać mi koloru" Moja mama przyszła na drugi dzień do szkoły, wywołała taką aferę, że miałam przerąbane u uczniów i nauczycieli już do końca podstawówki.

Gdy przyszedł czas gimnazjum, to bardzo chciałam uczyć się w domu. Wiedza mamy była jednak zbyt ograniczona a ona nie chciała wydawać pieniędzy na korepetytorów, zawsze mówiła, że podpisywanie papierów to strata czasu i nigdy nie wypełniła wniosku o domowe nauczanie.

Jak przez mgłe pamiętam jedzenie lunchu w szkolnej łazience, ukrywanie się przed koleżankami z klasy i totalny brak pomocy. Gdy rozpoczynałam gimnazjum to mama czasami już w ogóle nie wracała do domu, gdy wychodziła w poniedziałek to wracała w czwartek po południu. Dużo rzeczy zaczynałam robić sama, nauczyłam się prać i gotować najprostsze rzeczy. Zawsze uczyłam się sama ponieważ mamy albo nie było albo nie potrafiła tego zrobić, najgorsze były samotne noce. Tym bardziej kiedy mama zapomniała zapłacić za rachunki, kiedy zapominała to zapalałam świeczki.

Czasem jednak jak nie płaciła już z dobre trzy dni, ktoś inny płacił rachunki. Matka się wtedy zawsze wściekała, nigdy nie powiedziała dlaczego.

Pewnej nocy gdy przy małej latarce uczyłam się do sprawdzianu z geometrii zaczełam słyszeć szmery wokół przyczepy, wyglądając przez małe okno dostrzegłam kilku mężczyzn. Przychodzili co jakiś czas, stali przez połowe nocy a rano znikali. Do teraz jest to dla mnie przerażające ale się do tego przyzwyczaiłam, to stało się codziennością. Pani Wellington, wielokrotnie powtarzała mi, że czasami zachowuje się jak zdalnie sterowany robot i kiedyś padnę jeśli dalej będę tak mizernie jadła. Zazwyczaj puszczałam jej uwagi mimo uszu, do czasu.

To była druga klasa gimnazjum, każdy miał robione badania u szkolnej pielęgniarki, która sprawdzała wzrost, wagę, wzrok itp. Na końcowych wynikach wyszło, że mam znaczącą niedowagę. Nigdy nikomu nie powiedziałam, że to mama zapominała robić zakupy i przez to rzadko jadłam.

Parę dni po otrzymaniu wyników, pod drzwi naszej przyczepy zawsze stawiane były papierowe siatki. Znajdowały się w nich podstawowe i wymyślne produkty, były to głównie gotowe posiłki, które wystarczało włożyć do piekarnika. Z czasem zabierałam je z pod drzwi i po dokładnym sprawdzeniu, jadłam.
Jadłam je tylko wtedy gdy nie było mamy a to znaczy często. Albowiem, gdy była w domu brała siatki i wyrzucała je do kosza na śmieci lub dawała przypadkowym osobą bezdomnym, nigdy nie powiedziała dlaczego.

Chyba już mi tego nie wyjaśni.

Secrets Of My Father 16+Where stories live. Discover now