124 | Nie mam siły do Petera

Zacznij od początku
                                    

Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w rytm wybijany przez jego organ. Zmarszczyłam brwi, bo nie slyszlaam tętna. W żadnym wypadku. Przylgnęłam mocniej uchem, nawet nie zauważając, że właśnie zaczęłam normalnie oddychać.

Jego serce brzmiało jak Nibylandia. Słyszałam szum lasu, kołyszące się szerokie korony zdrowych drzew. Czysty ocean, krople wody skapujący na kamienie. Chrzęst ziemi pod nogami i śpiew letniego wiatru.

— Mówiłem, że zostałem stworzony do rządzenia Nibylandią — zaśmiał się cicho — Ja jestem Nibylandią.

Uniosłam na niego spojrzenie.

— Jezu, co ty zrobiłaś? — szepnął przestraszony, jadąc palcem po moim nosie — Chodź — zszedł z łóżka, a ja za nim, prawie się nie kołysząc.

Jezu jaka żenada.

— O co chodzi? — wyszeptałam.

Peter spojrzał na mnie dłużej, a jego oczy rozbłysnęły oślepiającym mnie światłem. Warknęłam, zaciskając swoje, ale jemu umożliwiało to jakiekolwiek pole widzenia.

— Masz nos rozwalony. Musiałaś uderzyć w ramę łóżka, jak się tak miotałaś — skierował moją głowę do góry i obejrzał ranę z każdej strony — Pod wodą nic ci z tym jednak nie zrobię — pokręcił głową i pociągnął mnie z powrotem na łóżko, klękając przede mną. Jego łapy wylądowały na moich udach, przez co się wzdrygnęłam — A co do ramienia, to poczytam na ten temat, bo to nie wygląda zbyt dobrze — powiedział bardziej do siebie, patrząc na moja rękę. Zerknęłam na nią. Dalej widniała tam rana z wylewającym się z niej mrokiem. Zwyczajnym czarnym cieniem.

Zrobiło mi się gorąco.

— Jak myślisz, co to jest? — spytałam łamiącym się głosem. Bałam się odpowiedzi, ale wiedziałam, że muszę ja poznać, żeby móc sobie pomóc.

— Mam podejrzenia, ale jeszcze niepewne. Chodź, wracamy spać.

Nie mogłam mu opowiedzieć o moich koszmarach. To nie była jego sprawa i nie chciałam jego pomocy. Jego zakłamanej troski. Nie wiem co mu dzisiaj odbiło, ale przynamniej korzystałam sobie z niego bez limitu.

Usiadłam na łóżku i skuliłam się, wplatając palce w skołtunione włosy.

Koszmary prześladowały mnie co noc od pierwszego dnia w Nibylandii. Cały czas gonił mnie Cień, ale zawsze dawałam radę jakoś się wyrwać i zwiać. Tym razem nie zdążyłam i cholernie martwiło mnie co mógł oznaczać jego dotyk.

Peter zajął miejsce obok mnie w łóżku i odwrócił ode mnie plecami.

Czy ja umierałam? Czy ta rana na ramieniu będzie postępować? Może to jakaś klątwa. Może byłam przeklęta, a mój los był już przypieczętowany. Smierć czekała na mnie za rogiem.

— Jesteś zbyt uparta, żeby umrzeć — odezwał się zduszonym przez poduszkę głosem Peter.

Pytanie brzmiało skąd wiedział o czym myślałam. Czy możliwe było, że czytał w myślach? To brzmiało jak abstrakcja i wcześniej nie dawał takich znaków. Może po prostu był domyślny.

Tak, Peter bystry.

Jedno jest pewne.

Zapewne niedługo umrę.

***

Przebudziłam się wczesnym rankiem. Tak przynajmniej czułam w kościach i po uczuciu w mojej głowie.

Tak, bólu głowy.

Miałam cholernego kaca.

Przymknęłam oczy, starając się przypomnieć sobie co się wczoraj działo. Moment po koszmarze starałam się wyprzeć z pamięci, bo był tak nierealny, że miałam wrażenie, o jego wydarzeniu jedynie w mojej głowie. Pewnie wcale się w nocy nie obudziłam, tylko cały czas śniłam. Ceddar z Brendanem, Alex, później niesnaski z Peterem i w końcu...

Take me to the Neverland Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz