dwadzieścia cztery

11.7K 1.4K 522
                                    

co złego to nie ja

#LGCsoe

...

Sophie

Rowan nie mógł przestać nawijać o wszystkim, co ominęło mnie przez moje liczne, długie nieobecności w Grants. Całą drogę z lotniska w Albuquerque poświęcił na streszczanie mi tego, co mnie ominęło.

Opowiedział mi o tym, jak Ken i Jamie przez ostatni rok podróżowali po świecie i ciężko było złapać ich w Grants. Stwierdzili, że potrzebują odrobiny odpoczynku od tego miasta, plotek na ich temat, od baru i mieszkania na jego piętrze. Zaczęło się więc od odwiedzenia Milesa w jego Paryżu, gdyż ich stosunki w końcu się unormowały, a skończyło się na... Kenii.

Alma oczywiście groziła im, że nie przeżyje tego, jak kiedyś nie wrócą do domu. Albo jak przywiozą jej jakąś „afrykańską zarazę". Cóż, wciąż była sobą, a oprócz tego spędzała spokojnie dni, doglądając ich posiadłości. Wraz z Jimeną czuwały nad polami i powróciły do ich uprawy.

Florence skończyła studia, a jej firma transportowa bardzo dobrze prosperowała. Co więcej, jej małżeństwo, które zaczęło się od kłamstwa, niemalże dotarło do rozwodu, aby potem odnowić więzy małżeńskie, aktualnie bardzo dobrze sobie radziło. Wciąż byli tylko oni dwoje, bo ona otwarcie mówi, że jest za młoda i w ogóle nie gotowa na macierzyństwo, a Corbin nigdy, przenigdy by jej z niczym nie pośpieszał, ani nie naciskał. Byli spokojni, bo wiedzieli, że mają dla siebie całą wieczność.

– I w końcu poznasz Millie – dodał Rowan, szczerząc się do siebie, gdy podjechaliśmy na znany mi podjazd posiadłości Elordich. – To dziecko jest moim ulubionym dzieckiem, zaraz po Addie.

– Masz ranking ulubionych dzieci? – zapytałam, odpinając pasy.

– Najwyraźniej. Moje dziecko będzie na pierwszym miejscu zawsze, ale Millie to taka słodkość, że... UGH, chcę mieć kolejne dziecko. Takiego bobasa, którego będę nosił, pieścił i przytulał – oznajmił, a ja uśmiechnęłam się głupkowato.

– Rozmawiałeś o tym z London? – zapytałam, gdy wysiedliśmy, a on podszedł do mnie.

– Potem zabierzemy twoje rzeczy – mruknął, zrównując ze mną kroku. – I tak. Rozmawialiśmy o tym. Ale wiesz, że ona się boi.

– Wiem.

Po tym, jak Addie urodziła się z wadą serca i przeszła w swoim życiu szereg operacji, wszczepień rozrusznika, London boi się, że kolejne dziecko również będzie musiało tyle cierpieć. Jednak nasza mała wróżka to fighterka i nie ma szans, że się podda.

– Tak się cieszę, że w końcu tu jesteś – oznajmił Rowan, kładąc rękę na moich plecach. – Tęskniliśmy za tobą jak jasna cholera.

– Ja za wami też – przyznałam szczerze, gdy weszliśmy do środka. Rowan potknął się o próg, na co roześmiałam się głupkowato.

London, jakby miała jakiś radar oznajmiający jej pojawienie się Rowana, od razu pojawiła się w progu. Stanęła jak wryta, patrząc na mnie w szoku. Mój przyjazd tutaj był niespodzianką, więc skierowałam się tylko do Rowana, który miał nikogo więcej nie wtajemniczać.

– Sophie?! – wykrzyknęła, wybiegając mi na powitanie, bo nie widziałam jej od ponad roku. Rzuciłam się w jej objęcia, ściskając ją mocno.

– Mój Boże, co ty tu... – urwała, zerkając na uśmiechniętego Rowana. – To twoja sprawka.

– Trochę – przyznał, wzruszając ramionami.

– Chodź, natychmiast masz się ze wszystkimi przywitać, ty cholerna wariatko! – oznajmiła mi, niemalże wpychając mnie do środka salonu, gdzie krzątała się Alma i Jimena, donosząc jedzenie na taras, przez otwarte na oścież balkonowe drzwi.

LITTLE GETAWAY CAR [+18]Where stories live. Discover now